Przejdź do treści

Do roboty! 6 sposobów na pokonanie lenia

pokonaj lenia!

Zdarza Ci się, że masz coś do napisania, ale nie potrafisz się do tego zabrać? Przeraża Cię sama myśl o pustej kartce? Siadasz niby do pracy – ale lądujesz na Facebooku?

Są na to sposoby.

 

1. Zaplanuj wydarzenia

 

Zanim zabierzesz się do tworzenia nowej sceny – dokładnie rozplanuj, co ma się wydarzyć.

Przeskakujesz w ten sposób przez mur „nie wiem, co napisać”. Wiesz doskonale, masz to na karteczce. Nie musisz co chwila przerywać pracy, żeby się głęboko zastanawiać nad następnymi krokami. Nie masz też pretekstu, żeby odkładać robotę na później, bo „trzeba to jeszcze przemyśleć”.

Co więcej, żaden plan nie jest wiążący, dopóki nie zostanie zrealizowany. Jeśli rzeczywiście w trakcie pracy uznasz, że trzeba go zmienić – kto Ci zabroni? W chwili, gdy popchnął Cię do działania, plan już poprawił Twoją sytuację.

 

2. Wejdź w skórę bohatera

 

Bohater nie tylko napędza Twoje dzieło, ale może też pomóc Ci zabrać się do roboty.

Kiedy go wymyślasz, powstaje pewne „wyczucie” tego osobnika. Być może postać kojarzy Ci się z pewnymi rekwizytami, ze stylem ubierania się, z manierą mówienia. Być może – z osobami, które znasz. Samo przywołanie tego „wyczucia” może pomóc w przebiciu się przez mur.

Jeżeli to nie wystarcza, zastanów się, jakie emocje postać ma przeżywać w nadchodzącej scenie. Kiedy ostatni raz przydarzyło Ci się coś podobnego? Postaw bohatera na swoim miejscu – co skubaniec zrobi?

Emocje to za mało? Albo – nie są ważne dla biegu następnej sceny? Cóż, skup się na sposobie rozumowania Twojego bohatera. Jakie ma poglądy? Co powiedziałby o Tobie? Co powiedziałby o tym, co teraz robisz?

Chodzi o to, żeby upartego skurkowańca powiązać z tym, co dobrze kojarzysz, co jest dla Ciebie świeże – i przez to odświeżyć samo wspomnienie o nim. Niewykluczone jednak, że i to nie zadziała. Albo że Twój bohater jest niezwykle trudny do wyobrażenia we współczesnych realiach. Szczęściem, do każdego problemu da się podejść na wiele sposobów. Na przykład – zawsze możesz wyobrazić sobie postać poprzez rekwizyty, które jej towarzyszą.

Istnieje rzecz, którą zawsze nosi ze sobą? Gdzieś mieszka? Jak wygląda jej dom? Może szczególnie lubi jakąś potrawę? Może namiętnie słucha konkretnego rodzaju muzyki? Pije kawę? Pali papierosy?

Gdyby kazano Ci namalować obraz przedstawiający bohatera, co by to było? Portret, na którym stoi w dumnej pozie? Dynamiczna scena pojedynku? Może kubistyczne mazidło?

Przywołaj, co się da – każdy rekwizyt, w którym widzisz swoją postać. Przy odrobinie szczęścia odpowie i poprowadzi Cię w głąb opowieści.

 

3. Rozpisz się

 

No cóż, z jednym się trzeba pogodzić: czasem dumanie nad tekstem w niczym nie pomaga. Im dłużej myślisz, tym bardziej się frustrujesz, że nic produktywnego z tego nie wychodzi.

W takich sytuacjach najlepiej odejść na bok; odłożyć pracę, która sprawia tyle problemów – i napisać coś innego. Ot, wpis na bloga. 😉 Może zaległe zadanie? List do ciotki? Jakąś miniaturę?

Duże projekty literackie mają tendencję do zawłaszczania Twoich „myślowych zasobów”. Rozpisując się przy tworzeniu czegoś innego, masz szansę rozruszać te neurony, które zwykle pomagają Ci w pisaniu. Zmuszone do pracy podobnej, ale innej, mogą działać skuteczniej, gdy wrócisz do głównego zadania.

Z rozpisywaniem się nie będziesz mieć problemu, gdy np. zarabiasz na życie tworzeniem tekstów na zlecenie. Jeżeli jednak tak nie jest – polecam pracę nad kilkoma projektami jednocześnie, np. nad dwoma opowiadaniami. Jedno zawsze będzie miało priorytet, ale w razie czego można przeskakiwać i brać się za materiał, do którego masz akurat najwięcej serca.

 

4. Zacznij od najłatwiejszego. Jeśli trzeba, przeskocz trudne

 

Czasem to, co w rzeczywistości powstrzymuje Cię przed pisaniem, to ogrom wyzwania. Ot, trafił Ci się trudny fragment, który wymaga większego pomyślunku, zebrania dodatkowych materiałów, albo po prostu właściwego pomysłu. Bywa, że zwyczajnie nie masz nastroju na pisanie tego, co jest najbliżej w kolejce.

Pokonanie tych przeszkód zabierze czas i energię, czyli zasoby, które inaczej posłużyłyby do pchnięcia opowieści.

Jeśli masz zwyczaj planować historię już na wstępie (co polecam!), jesteś w uprzywilejowanej pozycji. Gdy dobrze wiesz, co ma się znaleźć w trudnym fragmencie, możesz go pominąć i przeskoczyć do tych części, które łatwiej Ci napisać. Wymagające sceny dopiszesz później, gdy się do nich przygotujesz. I bez nerwów, bo przecież większość pracy będzie już za Tobą.

Jeśli nie planujesz na zapas, masz problem. Z mojego doświadczenia, w ten sposób najłatwiej ugrzęznąć na mieliznach. Wciąż możesz obejść trudne fragmenty, ale nie obejdzie się bez serii notatek dokumentujących to, co pomijasz. Zwłaszcza – konsekwencje danej sceny dla dalszych wydarzeń.

 

5. Zmień punkt widzenia

 

Możliwe też, że pisanie o tym samym Cię znużyło i stąd problem z zabraniem się do roboty. Jeśli tak, pomyśl, co możesz zmienić w sposobie przekazywania opowieści, żeby odświeżyć ją we własnych oczach.

Najprostszym zabiegiem jest zmiana punktu widzenia. Możesz, na przykład, na czas najbliższej sceny oddać głos postaci pomocniczej. Możesz zrobić eksperyment i przedstawić wydarzenia z perspektywy broni, którą dokonuje się morderstwa, albo drzewa, które stoi w miejscu wydarzeń. Możesz wreszcie przenieść się w czasie i pokazać jak detektywi odtwarzają minione wypadki, albo archeolodzy odkopują ślady dawnej bitwy.

Zadziała również zmiana tonu opowieści, przyspieszenie lub zwolnienie tempa, przeniesienie akcji w inne miejsce – cokolwiek pasuje do Twojego konceptu. Idea jest taka, żeby odświeżyć formę, jednocześnie nie majstrując za bardzo przy linii fabularnej (bo to zawsze poważna decyzja).

 

6. Rzuć to i wróć później

 

Okej, czasem nie da się przebić głową muru. Jeśli nic nie pomaga, nie potrafisz przeskoczyć trudnego fragmentu, ani nie masz sensownego pomysłu jak sobie z nim poradzić – po prostu zrób sobie przerwę na myślenie. Nie ma się czego wstydzić.

Pamiętaj tylko, że celem nie jest radosne opierdalactwo. Najlepiej z góry wyznaczyć sobie termin, kiedy znów siądziemy do pisania, a w międzyczasie wybrać takie sposoby odpoczynku, przy których jest największa szansa łyknięcia inspiracji. W tej gestii: nie wiem, co zadziała u Ciebie. Ja jestem psem na fabuły, więc gdy obcuję z dobrze skonstruowanymi książkami, oglądam dobre filmy i seriale, czasem wpadam na to, jak rozwiązać problemy własnych opowieści. Przyznam też, że kradnę cudze pomysły – w końcu leżą na widoku i nikt ich nie pilnuje.

Na ludzi działa muzyka, medytacja, spacery, podróże, ćwiczenia fizyczne, cokolwiek. Pora znaleźć taką formę wypoczynku, która najmniej Cię rozleniwia, za to podsuwa najwięcej strawy umysłowi.

O tym, kiedy warto zrobić sobie przerwę (a kiedy nie), ciekawie pisze Aspirujący Pisarz na swoim blogu.

 

Czego nie polecam?

 

Nie korzystaj z używek!

Powiem bez ogródek. Pisarz jest jak olimpijczyk, z tym jednym wyjątkiem, że nie pracuje mięśniami, tylko umysłem. Wszystko, co na umysł wpływa, może mu w pracy pomóc lub przeszkodzić. Alkohol rozluźnia, łagodzi zahamowania, a więc również sprawi, że mniej się przejmiesz pisaniem, łatwiej będzie siąść i coś tam klepnąć na klawiaturze. Podobnie, na przykład, marihuana. Dopóki człowiek porządnie się nie wstawi, jego twórczość ciągle może mieć ręce i nogi po takim dopingu.

Nie o to więc chodzi, że używki nie działają. Bo działają. Inaczej mitologia „pisania wątrobą” nie byłaby tak bogata. Nie słyszałoby się o pisarzach, którzy chleją, ćpają i dupczą, a bestsellery trzaskają w międzyczasie.

Problem polega na tym, że korzystając z alkoholu czy innych substancji po to, aby przemóc twórcze blokady, pakujesz się w sytuację, gdy będziesz korzystać z nich chronicznie. Problemy z pustą kartką to dla pisarza norma. Codzienność. Gdy przyzwyczaisz się, że piwko pomaga, będziesz je żłopać dzień po dniu. A potem jeszcze jedno na rozpęd – i kolejne w nagrodę, że coś się napisało.

Mówię poważnie. Pisanie Cię osłabia, zużywa wolę. Dla umysłu to wybuchowa mieszanka nawet bez wspomagaczy. Nie warto dolewać oliwy do ognia.

W kwestii używek – polecam kawę, zieloną herbatę, ewentualnie colę. Kofeinę można dostać również w tabletkach, jeśli komuś zależy.

 

Jeśli potrafisz – nie pisz na żywioł!

Pisanie bez planu, ot bo przyszła wena – to podstawowa, najbardziej intuicyjna metoda. Chyba każdy to zaliczył. Niektórzy nawet stworzyli w ten sposób niezłe książki. Znajdą się też żarliwi adwokaci pisania bez planu, którzy zapewnią Cię, że tak, to jest jedyny słuszny sposób, a plany wymyślono dla niemot i grafomanów.

Cóż, jeśli rzeczywiście należysz do tych osób, które potrafią stworzyć trzytomową sagę bez rozpisek, notatek, arkuszy kalkulacyjnych i mapek – cieszę się Twoim szczęściem. Naprawdę.

Jeżeli jednak przyszło Ci kiedyś zmierzyć się z podobnym zadaniem – i jednak nie dało rady polecieć na samej wenie… No, wtedy nie ma wyjścia. Trzeba zaakceptować ten prosty fakt: jesteś jak większość. Potrzebujesz planów. Przemyślaną zawczasu opowieść będzie Ci się pisać lepiej, niż taką, którą musisz wymyślać na bieżąco.

Polecam metodę Mocarnych Momentów, jeśli chcesz szybko rozplanować najważniejsze punkty fabuły. Jeśli potrzebujesz bardziej rozbudowanych instrukcji – przeczytaj mój wpis o tym, jak zaplanować opowieść w dziesięciu krokach. Tak czy siak, dowolny wysiłek włożony w przemyślenie historii uchroni Cię przed wieloma problemami. Zmniejsza się ryzyko, że „dopiszesz do muru” i nie będziesz wiedzieć, jak wybrnąć ze ślepej uliczki. Jedna scena, którą trudno Ci opisać, nie zablokuje całego procesu, bo po prostu ją przeskoczysz. Równie dobrze możesz zacząć tworzyć od początku, jak i od końca. Wreszcie, last but not least, ostateczna edycja dzieła przebiegnie sprawniej.

Jeżeli ten wpis przypadł Ci do gustu, przeczytaj też o siedmiu nawykach, których każdy pisarz powinien się oduczyć.

 

Foto:  redwood 1 / Foter / CC BY-ND

13 komentarzy do “Do roboty! 6 sposobów na pokonanie lenia”

  1. Też zwykle nie polecam pisania pod wpływem. Czasem się to udaje (jak jest dobre wino, dotlenienie się przedtem to wtedy można dostać pozytywnego kopa) czasem kręci się w głowie za bardzo a czasem dostaje się nagłego napadu depresji („to jest beznadziejne, nikt mnie nie będzie czytał, nikt mnie nie kocha!”). Już nie mówiąc o tym że łatwo wpaść w alkoholizm jak się codziennie pisze i codziennie pije.

  2. Jak ten portal mnie dobrze zna…
    Tekst o leniu, gdy ja narzekam na moją niską produktywność, czy to zbieg okoliczności?

    Panie Tomku, ja z pytaniem. Zna pan jakieś skuteczne sposoby na oduczenie się zbyt szybkiego prowadzenia akcji? Moi powołani do życia bohaterowie mają ciężkie życie – temu oderwałam nogę, temu głowę, a temu żarcia na czas nie dowieźli… i historia wypala się szybciej, niż pet na dworcu.

    1. Mam doskonały, który sprawdził się w moim przypadku, lecz zauważyłem go dopiero po pewnym czasie. Pisz i wyżyj się. Po pewnym czasie zbrzydło mi gnębienie bohaterów na każdym kroku i nieustanne zabijanie ich wtedy, gdy nie było to konieczne (a dodam jeszcze te wulgaryzmy…) W końcu zacząłem tworzyć coś bardziej wyrachowanego i zadawać sobie pytanie: ,,czy kochany przeze mnie bohater naprawdę musi umierać, bo jakoś szkoda”. Uwierz mi, gdy opisuje się śmierć fajnej postaci ze łzami w oczach, człowiek nie chce do tego wracać i w przyszłości zatrzyma takie motywy na tę jedną właściwą sytuację, podczas gdy dawniej krew się lała u mnie równo.

      1. Dzięki bardzo, dobry człowieku. Powoli się tego oduczam, bo już mi zaczyna być szkoda tych biednych stalkerów, żołnierzy, łowców i prostytutek…

    2. Pokochaj swoich bohaterów, traktuj jak przyjaciół. Wtedy trudno ci będzie ich krzywdzić. Ja mam odwrotnie. Zaplanowałam jedną powieść, lecz nie umiałam się rozstać z bohaterami, no i teraz pisze już trzecią, a plan jest na jeszcze dwie. Chyba będę musiała ich zabić.

      1. Moja droga, mogę przedstawić Ci szeroki wachlarz możliwości… 😀
        Chyba jestem sadystką, ale walczę z tym dzielnie!

  3. Najbardziej życiowy wpis na całym spisku. Gdyby zawsze mi się chciało, jak niekiedy mi się nie chce, miałbym nie jedną sagę. Tu właśnie pojawia się problem, bo o ile narzędzi uczymy się z czasem, to już motywacja z wolna obumiera, a wtedy szukaj sposobów na jej ratowanie…

  4. Najczęściej robię wszystko, żeby nie robić nic. Ale w końcu przychodzi chwila, gdy nie mam już wyjścia i wówczas czytam jeden lub kilka poprzednich rozdziałów, żeby się wstrzelić w klimat. Na ogół wystarcza. A jeśli nie, wtedy imam się któregoś z wzmiankowanych sposobów, by zanęcić wenę i ona podpływa, skubie, potem bierze. Wystarczy zaciąć i jest.

  5. A propos punktu piątego; w tej sytuacji często bardzo pomocnymi okazuje się sięganie po ulubioną literaturę, z której być może podświadomie czerpiemy dużo Inspiracji. Często zdarza mi się w trakcie pisania zatracić tę „myśl”, do której w większej lub mniejszej mierze się odnoszę i odświeżenie pamięci jakimś ukochanym czytadłem (eyes on you, Metro) bardzo pomaga odzyskać wątek :3

  6. Uwielbiam Spisek. Ta strona mnie motywuje! 🙂

    PS: Nie wiem, czy ten problem widać tylko u mnie (mam przeglądarkę chrome), ale tekst się sypie, zwłaszcza przy linkach (włazi jedno na drugie).

    Pozdrawiam. 🙂

    1. Tak, na Chromie ostatnio szablon Spisku wariuje. Nie wiem dlaczego. U mnie zwykle wystarczy przeładowanie strony. Jeśli nie, wyczyszczenie ciastek. Sprawa jest na liście rzeczy do naprawy. 😉

  7. Zgadzam się prawie ze wszystkim. Taki tekst był dla mnie bardzo przydatny, ponieważ od urodzin cierpię na nieuleczalną przypadłość połowy społeczeństwa, czyli na lenia 🙂 Jedyne, z czym nie potrafię się zgodzić, to punkt 5 – ješli trudne, omiń i wróć później. Ja tak nie potrafię. Dla mnie historia musi być czymś, co opowiadamy od początku do końca. Mogę mieć plany na kilka najbliższych rozdziałów, ale mam taki charakter, że nie mogłabym zostawić pustego miejsca i zacząć pisać coś innego. W życiu też nie można ominąć jednego dnia, bo ciężki i stresujący, a potem do niego wrócić, gdy będziemy się czuć na siłach. A to, o czym piszemy ma być przede wszystkim prawdziwe, czyż nie? 😀

    Swoją drogą, spisek to jeden z nielicznych blogów, na które zaglądam regularnie. Powstał zapewnie po to, aby inspirować ludzi do pisania i rozwijania naszych umiejętności posługiwania się piórem. Jeśli o mnie chodzi, znakomicie spełnia tą funkcję. Obseruję blog od dłuższego czasu, ale dopiero teraz odważyłam się skomentować. Pozdrawiam! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *