Inspiracja to pisarski Święty Graal, bo gdy nadchodzi, nagle wszystko idzie gładko, słowa same spływają na papier, zaś geniusz autora błyszczy przyrodzonym blaskiem. A przynajmniej tak twierdzi legenda. Dlaczego więc tak często autorzy kapryszą, kiedy ta nieszczęsna inspiracja przybywa, a zamiast pracować w pocie czoła, szukają wymówek?
Oto pięć (dość głupich) powodów, dlaczego pisarze odcinają się od własnych inspiracji.
To nie jest oryginalne!
Żyjemy w takich czasach, że mało co jest oryginalne. Napisano już naprawdę o wszystkim, na wiele sposobów, z różnych perspektyw. Wierz mi, żaden rozsądny twórca nie odrzuca pomysłów tylko dlatego, że ktoś inny miał podobne.
A poza tym – nawet bezpośrednia inspiracja cudzym dziełem jest OK. Ba, to jedno z najłatwiej dostępnych źródełek kreatywności. Widzisz, co ktoś zrobił, i nagle myślisz „ej, też tak umiem”. Jedyne, co musisz zrobić, to przekształcić oryginalny pomysł na tyle, aby pokazać dzięki niemu własną perspektywę. Bo pokazywanie cudzej i tak ci nie wyjdzie.
Myślisz, że takie dzieło będzie wtórne? Może i tak wyjść, ale to absolutnie nie jest reguła. Na przykład, mocną stroną powieści jest detal, różnorakie konteksty, głębia – realizowana choćby poprzez pokazanie rozwoju bohaterów. Sama struktura opowieści (żeby nie mówić tylko o pomysłach) może być identyczna w przypadku dwóch książek, a jednak będą to historie o czym innym.
Hola! Ktoś już to zrobił!
Jak z pierwszym punktem – tylko w odwrotnej kolejności. Najpierw wpadasz na ciekawy pomysł, potem wykonujesz rozeznanie i znajdujesz książkę, która opowiada podobną historię, albo realizuje te same wątki, w tym samym settingu, z podobnym bohaterem. O, nieszczęście! Oddajesz się rozpaczy, bo nici z unikalności. Ktoś już wcześniej pisał o miłości, wojnie, trudach dorastania, życiu lub śmierci – niepotrzebne skreślić.
Spójrz na to w ten sposób: wielkie umysły myślą podobnie. Nic dziwnego, że wpadasz na te same pomysły, co Dostojewski, Marquez, Lem lub Christie! 😀 Oni byli pierwsi, więc przetarli szlaki, ale to nie znaczy, że mają monopol. Więc śmiało – zrób research. Przeczytaj dzieła, które powstały wcześniej. Przeanalizuj je. A później zastanów się, co możesz dodać od siebie. Praca wykonana przez poprzednie pokolenia twórców w rzeczywistości pomaga Ci lepiej zrozumieć temat, popchnąć granice literatury odrobinę dalej. W żadnym razie nie jest blokadą.
Tym tematem nikt się nie interesuje!
To prawda, że są pomysły i tematy bardziej i mniej niszowe. Ale jeśli coś cię kręci, kwestia niszowości jest drugorzędna. Lepiej napisać świetną opowieść dla kilku tysięcy osób, niż celować w miliony, ale stworzyć powieść bez serca. Taka książka i tak mało kogo poruszy, choć w pierwszym momencie wydawcom zda się materiałem na wielki bestseller.
Poza tym, niszowość to i tak rzecz umowna. Przed „Marsjaninem” Weira mało kto sądził, że Robinson Crusoe w kosmosie może się dzisiaj dobrze sprzedać. A przed Greyami wszyscy uważali seks sado-maso za marginalne dziwactwo. Ostatecznie rację mieli pisarze, którzy się odważyli, a nie spece z wydawnictw.
Nie napiszę o tym nic mądrego!
To może być zasadna wątpliwość – gdy zamierzasz pisać z perspektywy radykalnie innej od własnej. To znaczy: z takiej, której nie potrafisz przyjąć. Bo gdy przyjmujesz określoną perspektywę, czujesz ją; wszystko, co z nią związane, staje się Twoim doświadczeniem. Gdy nie potrafisz przyjąć danej perspektywy, możesz opierać się tylko na tym, ile z niej rozumiesz. Czyli – nie na doświadczeniu, ale na empatii i analizie. Być może wystarczy. Być może nie. Często mieszają się w to różnorakie przyległości: projekcje, fantazje i stereotypy. Żeby pozbyć się wątpliwości, spróbuj wyjść z perspektywy autora i spojrzeć na świat oczami swojej postaci. Brzmi dziwnie, ale nie powinno być trudne. Jeśli okaże się trudne – prawdopodobnie masz przekombinowanego bohatera, którego bierzesz „na rozum”.
Ale – być może przeszkadza Ci tylko znajomość faktów. W takim wypadku: to żaden problem. Po prostu zrób ten nieszczęsny risercz. Przeczytaj książki podobne do Twojej. Jeśli masz materiał naukowy do przerobienia, przerób go. Jeśli musisz gdzieś pojechać i coś zobaczyć – udanych podróży. Zebrane razem, to wszystko może zdawać się jak masa roboty, ale oto clou: będziesz mieć z tego frajdę. Mniejszą lub większą, być może przeplataną zmęczeniem i frustracją, ale będziesz ją mieć na pewno.
Jeśli wydaje Ci się, że kłamię, a wykonywanie własnych badań wygląda na karkołomny wyczyn – nie katuj się. Ewidentnie temat nie kręci Cię tak mocno, jak sądzisz. Pomyśl, co możesz napisać, wykorzystując to, co już wiesz. Albo po prostu wybierz taki pomysł, do którego będzie Ci się chciało robić research.
Nie umiem tego napisaaaać!
Bywa też tak, że trafia się pomysł zbyt ambitny. Przyznam, sam odłożyłem wiele takich na półkę, albo nawet zacząłem pracę nad nimi – tylko po to, żeby wszystko kisić przez lata na dnie folderu.
A jednocześnie: bywało, że kręciłem się wokół tematu długie miesiące, trzęsąc się nad nim naraz ze strachu i ekscytacji. Nie podołam, ale może warto?, ale nie podołam przecież – a, spróbuję. No i kiedy próbowałem, dość często jednak wychodziło. Nawet ta nerwowa energia pomagała. Słowa jakoś nie chciały spływać na fali natchnienia, ale mimo to tekstu przybywało. Co ważniejsze – poszerzałem granice tego, co potrafię.
Jeśli więc intuicja podopowiada Ci, że dany pomysł zbyt wiele wymaga – prawdopodobnie ma rację. Tyle że nie jest to powód, aby automatycznie dany koncept wykreślać. Zamiast tego, wypróbuj go. Pomyśl nad nim dłużej. Rozpisz się. Być może na koniec i tak to wszystko wyrzucisz do kosza, a być może – stworzysz książkę. Na pewno nauczysz się dzięki temu więcej, niż podążając tylko za pomysłami łatwymi w realizacji.
Fajnie, że znowu działasz tu.
Wincyj,wincyj chciałoby sie rzec.
Fajne te dwa ostatnie wpisy, szczegolnie ten o krytyku.
Pisane sercem dużo lepiej się czyta,a tamten ewidentnie taki był.
Pozdr
Bardzo wartościowy materiał 🙂
Samo czytanie o pisaniu – inspiruje do pisania. Dobry byłby cykl typu „Dziennik Refleksji o Pisaniu” (DRoP) XD
nic tak nie motywuje do pisania jak Twoje posty. czytam te same po kilka razy i wciąż je uwielbiam.
Ten post przekonał mnie,że jednak mam o czym pisać. Dzięki💖