Ostatni rok umocnił mnie w przekonaniu, że nawet doświadczeni autorzy potrafią nie wiedzieć, jak dokładnie wygląda ten magiczny proces, dzięki któremu ich książki pojawiają się na półkach księgarń. No a skoro prowadzę własne wydawnictwo, pomyślałam, że powinnam opowiedzieć o tym coś więcej.
W pewnym sensie, proces wydawniczy jest ogromnym tematem i możemy ciągnąć go od momentu ścięcia drzew, z których powstanie pulpa i później papier, na którym wydrukujemy książki. Możemy tak zacząć, od zupełnych podstaw, ale pewnie interesuje Cię ta część, w której na scenę wchodzą Twoje teksty. No więc – zacznijmy w momencie, gdy autor otrzymuje umowę od wydawcy. To już wtedy dzieje się magia: zanim podpiszemy umowę, powinniśmy przeanalizować każde, nawet pozornie nieistotne zdanie. Może się bowiem okazać, że jeden akapit zamyka nam drogę do wydania pozostałych książek u kogoś innego. Albo może niewiele dostaniemy za te książki, bo nie zrozumiemy, od czego wydawca liczy procenty honorarium (podpowiem, że cena zbytu i cena okładkowa to dwie różne kwoty). To co, zaczynamy?
1. Umowa wydawnicza
Wydawca jest zainteresowany Twoją książką i otrzymujesz propozycję umowy. To moment euforycznej radości, która rozlewa się po pisarzu, na chwilę pozbawiając go możliwości trzeźwego myślenia. A trzeźwe myślenie jest w tym momencie bardzo ważne. Ta jedna umowa może zaważyć na całej Twojej twórczości. Jak? Chociażby poprzez lojalkę, czyli zobowiązanie ze strony autora do wysyłania wszystkich swoich książek w pierwszej kolejności danemu wydawnictwu. Taki zapis uniemożliwia ucieczkę od wydawcy, który okazuje się kiepski po jakimś czasie, np. po premierze książki. Chcesz czy nie chcesz z nimi współpracować, lojalka i tak zmusi Cię do sprzedawania tekstów właśnie jemu. Masz innych, lepszych wydawców, którzy chętnie ustawią się w kolejce po Twoje dzieła? Nic z tego, najpierw musisz poczekać, co powie Twoje stare wydawnictwo. Z oczywistych względów zablokuje to Twój wzrost. Ale może być nawet gorzej: stare wydawnictwo ma otwartą drogę, żeby traktować Cię jak dojną krowę albo wręcz zapchajdziurę w swoim grafiku. W takim wypadku nie muszą inwestować w promocję, mogą nawet oszczędzać na redakcji. Bo co im zrobisz? Już Cię przecież mają w garści i nie muszą się starać.
Jakby tego było mało, wydawcy często przyjmują zapis, że kolejne książki będą miały te same umowy – a więc nie będziemy mogli za rok lub dwa podnieść sobie procentów z honorarium. Kiepsko, prawda?
Umowy wydawnicze zawierają masę innych pułapek. Na przykład, wydawca zastrzega sobie czas na przyjęcie utworu do publikacji: sześć, dziewięć, dwanaście miesięcy, czy ile tam potrzebuje. Nie ma w tym nic złego, ale trzeba pamiętać, że dłuższy czas działa na jego korzyść – a nie naszą. Jeśli wydawca przyjmie maszynopis po tym terminie, wtedy nie musimy się zgadzać na żadną wprowadzoną redakcję. W pewnym sensie więc książka pozostaje przez te miesiące w pewnym zawieszeniu – jej treść może się zmienić (oczywiście za zgodą autora) aż do ostatniej chwili pod rygorem braku przyjęcia. Później – każda zmiana to już tylko dobra wola autora.
Problemy z umową można mnożyć i mam za mało miejsca na opisanie wszystkich. Pamiętaj jednak, że z punktu widzenia autora to niezwykle ważny moment procesu wydawniczego – bardzo wiele od niego zależy. Negocjuj stawki honorarium, zwłaszcza jeśli masz na koncie już dwie lub więcej książek. Upewnij się, że wydawca jasno stwierdza od jakiej kwoty liczy procenty (cena okładkowa jest zwykle dwa razy wyższa niż cena zbytu). Nie zgadzaj się od razu na żaden zapis, który budzi wątpliwości. Jeśli to Twoja pierwsza umowa, koniecznie skorzystaj z pomocy bardziej doświadczonych pisarzy, a najlepiej skonsultuj ją z prawnikiem znającym się na prawie autorskim.
2. Redakcja – fabularna i językowa
W końcu jednak umowę podpiszemy, a wraz z nią nastąpi moment oczekiwania na dalszą pracę. W tej chwili najczęściej czekamy na redakcję fabularną i językową, lub… na samą tylko korektę. Niektórzy wydawcy potrafią stwierdzić, że „książka jest tak znakomita, że nie potrzebuje poprawek”. Który autor nie chciałby tego usłyszeć? Kłopot w tym, że zazwyczaj oznacza to tylko chęć oszczędzenia na kosztach przygotowania tekstu, przez co w świat pójdzie powieść, która mogła być o wiele bardziej dopracowana. Ale uznajmy, że Twoje wydawnictwo działa inaczej i przeprowadza dobrą, mądrą redakcję.
W naszym wydawnictwie tur redakcji jest sporo, bo aż trzy. Pierwsza i najbardziej wymagająca tura zakłada poprawki na warstwie fabularnej. Czytamy razem z Tomkiem tekst, a on później działa na nim samodzielnie, omawiając z autorem zmiany. Jakie są to zmiany? Przede wszystkim poprawiamy wszystkie luki fabularne, kłopotliwe sceny lub momenty, które nic nie wnoszą do powieści. Oprócz tego staramy się podkreślić przesłanie zawarte w książce i zwiększyć jej spójność znaczeniową. Bardzo dużo uwagi poświęcamy bohaterom, aby ich motywacja była jasna, a rola dobrze odegrana. Krótko mówiąc, wchodzimy w tekst głęboko, a naszym celem jest sprawienie, aby książka w pełni pokazała swój potencjał.
Druga tura w naszym wydawnictwie to redakcja językowa. Głównym jej celem jest wyłapanie potknięć stylistycznych i błędów językowych. Nie jest to tylko korekta, ponieważ oczekujemy od redaktora również sugestii zmierzających do poprawy stylu autora, jeśli to konieczne. Poza tym, choć w drugiej turze sprawdzamy głównie język, fabuła nie schodzi z pola widzenia, i zdarzyło się już, że autor dokonywał poprawek na tym poziomie właśnie po drugiej turze.
Nie każdy wydawca robi to tak jak my – muszę zaznaczyć ten fakt. Często redakcja ogranicza się do wyłapania problemów stylistycznych, ortograficznych: typowo językowych. Czasami poprawia również błędy sytuacyjne, typu: bohater zdjął buty na początku rozdziału, w połowie okazało się, że cały czas miał je na nogach. I tyle. Cała reszta jak leży, to będzie leżeć. Nikt tego nie poprawi. Dlatego, jeśli nie pracujecie z tak nadambitnym wydawcą jak my, niezwykle ważna jest redakcja autorska przed wysłaniem książki.
3. Korekta i korekta na składzie
Jeśli wszystko pójdzie dobrze w punkcie poprzednim i autor nie zabije po drodze redaktora, następuje korekta, a później korekta na składzie. W naszym wydawnictwie określamy je zbiorczo jako trzecią turę redakcji. Korekta ma za zadanie pozbyć się chochlików, które wpadły albo po redakcji językowej, albo po składzie książki gotowej do druku. To dość ważne zadanie, ponieważ w tym momencie wszystko może się zdarzyć. Maszynopis mógłby się w niektórych miejscach podwoić, mogłyby się pojawić kropki lub przecinki w środkach zdań i inne problemy, których raczej nie chcesz zobaczyć w wydrukowanym egzemplarzu. Jeśli wydawca nie ma zamiaru robić korekty na składzie – powiedz, że jej potrzebujesz. A najlepiej, zapytaj o ten fakt przy podpisywaniu umowy. Już wiesz, czemu punkt 1. tego artykułu jest tak istotny?
4. Skład
O składzie już trochę było, ale dodajmy coś jeszcze. To moment, w którym książka z pliku WORD staje się plikiem PDF, przygotowywanym do druku. Autor zazwyczaj jest informowany o tym fakcie, dostaje tak zwaną makietę, czyli w pełni złożoną książkę, czasami ze stopką, czasami jeszcze bez niej i innych elementów pobocznych, jak dodatkowe reklamy na ostatnich stronach. Warto przyjrzeć się makiecie składu bardzo dokładnie – wiadomo, nie od strony specjalistycznej, ale autorskiej. Chodzi o zbadanie wyglądu numerów stron, rozdziałów, tytułów. Jeśli masz czas na lekturę powieści na składzie – tym lepiej. To ostatnia chwila, by wspólnie z wydawcą wyłapać ostatnie błędy lub literówki. Z ręką na sercu muszę Wam powiedzieć: nie każdy wydawca je poprawi. Niektórzy mogą zignorować fakt kropki w środku zdania, bo skład przecież już jest skończony i trzeba iść dalej.
5. Okładka
Punkt 5 i punkt 6 to etapy, które najczęściej dzieją się obok redakcji, korekty i składu. Przygotowywanie okładki może nastąpić w różnych momentach, ale dzieje się zazwyczaj wtedy, kiedy praca nad tekstem jest już zaawansowana. Okładka to twardy orzech do zgryzienia i dobrze, jeśli trafimy do wydawcy, którego produkcje książkowe lubimy. Wtedy teoretycznie nie musimy martwić się o stan naszej przyszłej powieści na półkach w księgarniach.
Autor powinien dostać okładkę do wglądu i akceptacji. Czasem może wybrać spośród kilku propozycji, a nawet brać aktywny udział w wymyślaniu konceptu. Wszystko zależy od wydawcy, bo standardem w umowach jest zapis, że to wydawnictwo ma decydujący głos w sprawie okładki i oprawy książki. Może się więc szybko okazać, że wydawca nie jest skłonny spełniać życzeń autora, ale dostosowuje się do czytelnika i do trendów rynkowych. Wydawnictwo to w końcu biznes, a okładka, która nie oddaje treści, może położyć sprzedaż całego tytułu. Same kolory okładki oddają już wiele z atmosfery lektury – przejdźcie sobie alejkami romansów i powieści kryminalnych. Dostrzeżecie tę różnicę.
6. Marketing
Nasze wydawnictwo najczęściej w momencie robienia pierwszej redakcji już planuje marketing książki. Myślimy, jakie działania będą najlepsze dla takiego tytułu, a jakie niekoniecznie. Omawiamy strategię z autorem – zależy nam na transparentności, bo to wcale nie jest standard na rynku wydawniczym.
Pomimo tego, że wydawnictwo może zobowiązać się do wykonania różnych prac promocyjnych, nie zawsze będą mieć one świetny efekt. Chodzi o to, że niektóre tytuły potrzebują większego zasobu gotówki – dużo łatwiej jest promować markę autora, który już gdzieś jest znany, niż debiutanta. Wyjątkiem okazuje się chociażby Czwarta Strona, która zorganizowała bardzo celną promocję dla laureatki swojego ostatniego konkursu na książkę fantastyczną. Podobnie działali kilka lat temu, promując laureatkę konkursu na powieść obyczajową. Kolejny wyjątek to debiuty, które zyskały popularność na Wattpadzie, co akurat widać w przypadku książki Start a fire, wydanej przez Editio Red.
W tym miejscu chcę powiedzieć, że promocja własnej marki jest tak samo ważna, jak redakcja powieści i napisanie celnej propozycji wydawniczej. W dzisiejszych czasach to wymóg, który pozwoli w przyszłości cieszyć się sukcesami i zebraniem sporej grupy czytelników. W sieci można to robić na wiele różnych sposobów – niekoniecznie tak, jak większość. Ale warto robić cokolwiek – brać udział w spotkaniach online, działać na konwentach czy targach książki. Promować swoje cytaty czy fragmenty, korzystać z portali pisarskich i oferować konkursy. Nie trzeba robić tego od linijki – trzeba mieć za to w głowie informację, że nawet największy wydawca może nie zrealizować takiej promocji, jakiej pragniemy.
7. Premiera
Powiem więcej, wszystko może się zawalić na dzień premiery. Aktualnie żyjemy w bardzo niestabilnych czasach pod kątem gospodarczym. Nie chcę wyliczać, co dokładnie się dzieje, bo nie po to jest ten podpunkt. Chcę tylko zaznaczyć, że data premiery w tym roku może się przesuwać i to nie z winy wydawców, ale choćby dynamicznej sytuacji na rynku papieru. W tym momencie papier drożeje dosłownie z tygodnia na tydzień. Drukarnie, przez kwarantannę i pandemię, mają okrojony personel, co wydłuża wysyłkę wydrukowanych egzemplarzy. Sytuacja tyczy się również dystrybucji – a ktoś towar musi przyjąć.
To taka wiedza, której nikt nie chce, ale jednak mocno ją akcentuję na koniec tego artykułu. Wszystkie problemy można jednak obejść i mieć naprawdę udaną premierę. Większość działań promocyjnych i organizacyjnych leży oczywiście na barkach wydawcy. Jako autor możesz jednak pomóc – na przykład, poprzez nagranie filmiku czy przeprowadzenie lajwu na swoich social mediach lub w grupach czytelniczych. Można zrobić też wiele więcej, choć najlepiej koordynować wszystko z wydawnictwem dla lepszego efektu. O ile masz kumatego wydawcę, który i stara się dla promocji, i z Tobą rozmawia.
To już tyle, jeśli chodzi o te najważniejsze etapy procesu wydawniczego. Zaznaczę jeszcze raz, że dla każdego wydawnictwa wyglądają one nieco inaczej. Tych rozbieżności nie powinno być zbyt wiele, chyba że mamy do czynienia z bardzo ekscentrycznym wydawnictwem. Na pewno bez zmian pozostanie jednak waga punktu 1, czyli umowy wydawniczej. Nikt nie ma prawa opublikować książki bez pisemnej zgody autora. Z drugiej strony jednak, autorzy niby o tym wiedzą, a i tak oddają prawa do swojej pracy na bardzo słabych warunkach, obligując się jeszcze na przyszłość. Wierzę, że Ty potraktujesz kwestię umowy z rozwagą, nie podpiszesz lojalek, a do tego wynegocjujesz sobie uczciwe warunki. Czego zresztą z całego serca życzę.
***
Tekst ci się przydał, spodobał? Wskakuj do naszej grupy na FB i zerknij na Instagram wydawnictwa. Jeśli chcesz nas wspomóc w pisaniu podobnych artykułów – postaw nam małą kawę, o, tutaj.