Ten rok należy do owocnych pod kątem literatury. Rozwijamy się zarówno jako Spisek Pisarzy, i jako pisarze. Tomek siedzi nad swoimi powieściami, a ja wydaję to, co zalegało mi w szufladzie – czyli Trylogię Różaną, kontynuację mojego debiutu prozatorskiego. Poza tym właśnie zaczynam pisanie IV książki w tym roku. Jest z czego się cieszyć.
Tomy II, III i spin-off wydałam samodzielnie. Dosłownie przed chwilą była premiera e-booka, a ja chwilę później poczułam się spełniona i zmęczona – jakbym przebiegła literacki maraton. W tym wpisie chciałabym wam przybliżyć jak zabrałam się za reaktywację trylogii po trzech latach od wydania I tomu i jak wiele pracy musiałam w to włożyć.
W 2020 wydaliśmy trzy książki – z czego dwie naraz
W listopadzie ubiegłego roku wpadłam na pomysł, że warto coś wskrzesić. Nadal bolał mnie fakt, że nie wydałam i pewnie nie wydam z tradycyjnym wydawcą reszty Trylogii Różanej. Ból artysty potęgował fakt, że czytelnicy, pomimo upływu lat, nadal pamiętali o lekturze. W pewnym sensie w końcu rozbiłam bank – znalazłam niszę, jaką są nieheteronormatywne kobiety. Postanowiłam wykorzystać to na swoją korzyść. Wraz z nieocenioną pomocą Tomka oraz Ridero w trzy miesiące przygotowałam do druku i wydrukowałam, a także rozesłałam pakiet dwóch pozostałych tomów. I – rany boskie! – co to było za szaleństwo.
Zacznijmy do tego, że musiałam wszystko policzyć. Nie chciałam wykładać pieniędzy ze swojej kieszeni, bo po prostu ich nie miałam. Skorzystałam więc z przedsprzedaży, o której już wam tutaj pisaliśmy. Kiedy pierwsze wpłaty zaczęły przybywać – dodam, że w zaskakująco szybkim tempie – od razu wyliczyłam, ile potrzebujemy, aby się rozkręcić. Nie tylko, żeby w ogóle zacząć, bo to minimum trzeba mieć już określone na starcie, ale żeby ruszyć z kopyta, sprzedać więcej, promować się szerzej. Ten pewnego rodzaju biznesplan jest szalenie istotny. Warto listę wszystkich wydatków, związanych z drukiem i redakcją, przygotować na samym początku, podobnie jak plan promocji powieści.
Książka po redakcji, książka przed korektą
U nas było na tyle dobrze, że oba tomy przeszły już redakcję. Ba – zostały przeczytane przez tłum czytelników, gdyż za darmo udostępniłam teksty na Wattpadzie. Siedziały tam niecałe pół roku. Pomimo tego, wiele osób zdecydowało się je zakupić. Kiedy pytałam, skąd taka decyzja, dostawałam informacje zwrotne:
„Ta książka jest świetna, to moja ulubiona pozycja. Musiałam ją mieć na półce”
„Chciałam przeczytać wersję papierową, a nie na Wattpadzie”
„Chcę wspierać niszowe autorki!”
I cieszyło mnie to niezmiernie. Książki poszły więc jeszcze w grudniu do korekty Ridero. Czekałam na nią około 2-3 tygodnie. Kiedy dostałam zwrotkę z plikami, byłam zadowolona. Korektorka spisała się na medal, a ja miałam ponowną okazję do wniknięcia w mój wykreowany świat i dopasowania promocji, by sprzedaż była jeszcze lepsza.
Korekta jest bardzo istotna, tak samo jak redakcja. Bez tych dwóch elementów powieść będzie tylko napisana, a nie przygotowana dla czytelnika. Na rynku pojawia się coraz więcej firm oferujących te usługi. Ważne jest, by wybrać najlepszą, a przynajmniej solidną, czyli taką, która zrobi robotę i nie napsuje nam krwi. Czasami najdroższe firmy, które efektywnie promują się w sieci, nie mają zbyt imponującego portfolio. Ani nie oferują jakości rzeczywiście odpowiadającej cenie, bo płacisz za ich promocję, a nie za najlepszych specjalistów. Bywa, że nie dają też żadnej gwarancji – a jeśli coś nie wyjdzie, ktoś przepuści błędy, a ktoś inny poprawi z dobrego na złe, to nagle autor zostaje sam sobie, bo właściciel tego grajdołka nie musi brać odpowiedzialności. Kiedy mamy do czynienia z nowym korektorem lub redaktorem, warto go dobrze sprawdzić – i oceniać po efektach pracy, a nie po samych opiniach w internecie. Warto rzucić okiem na książki, które opracowywał. Warto wysłać również próbkę tekstu, prosząc o przykładową redakcję. Dzięki takim sprawdzianom otrzymamy nieźle wykonaną usługę, z której będziemy po prostu zadowoleni.
Skład i okładka, czyli najtrudniejsza część zabawy
Po korekcie przyszedł czas na skład. Zazwyczaj firmy proponują nam kilka przykładowych wersji składu książki. I o ile przy powieści nie różnią się one zanadto, o tyle w przypadku poradnika czy książki z ilustracjami – skład ma szalenie duże znaczenie. W przypadku Ridero, skład został nam zaproponowany w osobnych plikach. Napomknę jednak, że na ich platformie można wykorzystać specjalny program do składu i złożyć swoją książkę samodzielnie. Internetowa aplikacja jest całkiem niezła – umożliwia również wgranie przygotowanej przez zagranicznego grafika swojej własnej okładki.
A skoro o okładce mowa. Jej przygotowaniem również zajęło się Ridero, jednak miałam na nią konkretny pomysł. Okładki obu powieści musiały łączyć się poszczególnymi elementami, a także układem z I tomem. Zarówno czytelniczkom, jak i nam, autorkom, zależało na tym podobieństwie. Oczywiście z niektórych elementów korzystać nie mogliśmy – na przykład z loga Trylogii, które prawnie należało do wydawcy I tomu. Nic nie szkodzi – podobieństwo, jakie udało nam się uzyskać, było naprawdę wysokie. Użyłam jednak zupełnie innego papieru do druku. Zamiast białego papieru offsetowego, w II i III tomie pojawił się znacznie przyjemniejszy objętościowy. Mój ulubiony, czyli: Ecobook/Creamy v.2,0 70g/m2
Pamiętaj, że jako self-publisher masz całkowity wpływ na okładkę. Wydawanie tradycyjne, z wydawcą, ogranicza cię w tym. Chociaż również najprawdopodobniej dostaniesz trzy lub więcej propozycji, to ostateczne słowo należy do wydawnictwa. To był zdecydowanie jeden z większych plusów samodzielnego wydawania – wolność, dzięki której osobiście decydujesz o przyszłym kształcie powieści. W ten sposób sama znalazłam i dopasowałam grafiki do powieści, ciesząc się z efektu w 100%.
Druk – czyli prawie kończymy!
A kiedy wszystko było gotowe, zwróciłam się do wybranej drukarni. W naszym przypadku niezmiennie jest to Sowa Druk. Wydrukowałam dzięki nim koło 600 egzemplarzy, za każdym razem byłam zadowolona z tego, co przywiózł mi kurier, i to na drugi dzień po nadaniu paczuch. I to była ta przyjemna część. Przed złożeniem zamówienia na cały planowany nakład, zamówiłam najpierw wydruk próbny, aby sprawdzić, czy forma papierowa jest na pewno taka, jak ją sobie wyobrażam. I tak było. Otrzymałam książki w bardzo dobrym stanie, wydrukowane dokładnie. Może dwa czy trzy egzemplarze nadawały się na outlet, ze względu na źle przyciętą kartkę lub nieco zagiętą okładkę. Poza tym – byłam całkowicie zadowolona.
Moja uwaga – aby w całym procesie self-publisherowym uwzględnić aż trzy, a nie np. dwa tygodnie na druk. Dlaczego? Ponieważ moja drukarnia zaoferowała mi wydruk próbny, który zabrał 4-5 dni. W ciągu tych dni próbne egzemplarze zostały wydrukowane i przekazane kurierowi. Miałam wtedy możliwość dokonania poprawek i to jest bardzo ważne – aby na spokojnie przejrzeć taki próbny wydruk, by cały nakład 100, 200, 500 książek nie miał widocznych niedociągnięć. W końcu tego chcemy za wszelką cenę uniknąć.
Podsumowanie dla niecierpliwych
Jeśli decydujesz się na self-publishing, zwłaszcza teraz, w czasach zarazy, pamiętaj o kilku konkretnych rzeczach. Przede wszystkim – zadbaj o dobrą korektę i redakcję. Niech twoja powieść wygląda dobrze, niech dobrze się ją czyta. Literówki, chociaż drobne, potrafią zepsuć odczucia czytelników podczas czytania. Dlatego poświęć procesowi self-publishingowemu więcej czasu, niż zamierzasz.
Ostatnio na jednej grupie pisarskiej widziałam post pod tytułem: chcę wydać jako self, bo u wydawcy tradycyjnego muszę zbyt długo czekać na publikację. Tu z mocą mówię – doświadczona osoba wydaje swoje powieści w trzy miesiące. Niedoświadczona, bez wiedzy, narzędzi i zasobów w postaci podwykonawców, powinna policzyć sobie przynajmniej pół roku. W takim czasie rzeczywiście można dopiąć wszystko na ostatni guzik i jeszcze wypucować.
Zwróć uwagę na to, kto robi twoją okładkę. Niech to będzie osoba, która rozumie tematykę książek. Która umie dobrać szatę graficzną do powieści. Pamiętaj, że skład jest równie ważny – przejrzyj go w całości, jak tylko otrzymasz do wglądu. Generalnie: jako self musisz zachować uwagę. Jeśli się nie skupisz wystarczająco na procesie wydawania, albo zapłacisz zdecydowanie zbyt dużo, albo będziesz mieć obsuwy czasowe, albo po prostu przepuścisz głupie błędy.
Ciekawy wpis 🙂
Pozdrawiam Autorkę!