Podobno tylko 10% rozpoczętych powieści zostanie napisanych do końca. Nawet autorzy, którzy święcą sukcesy komercyjne, mają na koncie rozgrzebane i porzucone historie – czasem więcej niż tych skończonych. Co sprawia, że tak się dzieje?
Myślę, że da się wyróżnić trzy główne przyczyny. Szczegółowe rozwiązanie dla każdej z nich zawarłem w „Jak napisać powieść?”. Właściwie – znalezienie tych rozwiązań było głównym powodem rozpoczęcia prac nad poradnikiem! Tutaj, we wpisie, mogę potraktować temat tylko skrótowo. Ale to nie znaczy, że po łebkach. Oto problemy, przez które najczęściej porzuca się pracę nad powieścią – oraz sugestie rozwiązań, żeby nie utknąć, nie poddać się rezygnacji i nie stracić wiary.
1. Straciłem zapał, wizję, cel; nie wiem już, o co mi chodziło; książka poszła w inną stronę, niż chciałem.
Wydaje mi się, że najczęstszym powodem porzucenia własnej powieści jest utrata wizji. Czyli: piszesz i do czasu wszystko wygląda świetnie. W pewnym momencie docierasz jednak do muru. Gdy próbujesz go przebić, nagle okazuje się, że nie wiesz, o czym tak naprawdę jest twoja opowieść. Nie wiesz, dokąd iść. Albo jeszcze gorzej – kilka ostatnich rozdziałów jest o czymś innym, niż miało być w pierwotnych założeniach. Puszczona luzem fabuła zeszła na manowce. Bohaterowie ciągną każdy w swoją stronę; błyszczą czytelnikowi – podczas gdy sedno opowieści znika za ich perypetiami.
Rozwiązaniem tego problemu jest powrót do podstaw. Ale nie w sensie skasowania wszystkiego, co powstało do tej pory! Zastanów się, po prostu, co skłoniło cię do podjęcia akurat tego pomysłu na książkę lub opowiadanie. Co ten pomysł „miał w sobie”? To ważne, aby w momencie zwątpienia odnowić swoją więź z pomysłem, czyli z tą inspiracją, od której wszystko się zaczęło. Kiedy już tam wrócisz, coś sobie przypomnisz – ponownie spójrz na dotychczas zapisaną historię z tej odświeżonej perspektywy.
W poradniku podejmuję temat „motywów”, czyli powracającej tematyki, przewijających się przez opowieść problemów o tym samym charakterze, albo też symboli, które uparcie objawiają się czytelnikowi i pomagają mu odczytać opowieść inaczej niż dosłownie. Po dokładne wyjaśnienia muszę Cię, niestety, skierować do poradnika (naprawdę, zbyt rozległy temat). Co jednak ważne teraz: możesz wykorzystać zjawisko motywu do nadania swojej wizji bardziej konkretnego kształtu.
Kiedy wrócisz do rozważań nad pierwotnym pomysłem, spróbuj na jego podstawie sformułować przynajmniej jeden ogólny problem, z którym ma się zmierzyć bohater. Staraj się to zrobić na pewnym poziomie abstrakcji. To znaczy, bardziej przyda Ci się motto typu „młodzieniec walczy przeciwko tyranii” niż „królewicz Kazio zamieszał się w intrygi na dworze ojca i próbuje pozostać przy życiu”. Pierwszy motyw możesz przedstawić w wielu kontekstach (i nie tylko w wątku głównego bohatera), co ułatwi wzbogacenie opowieści o dodatkowe znaczenia. Drugi motyw ogranicza Cię do jednego kontekstu i nie inspiruje do szerokiego spojrzenia na fabułę.
Motywy nie muszą mieć charakteru problemowego. Jeśli do głowy przychodzą Ci frazy typu „ludzki świat to teatr” albo „wszyscy kłamią, a prawdziwa szczerość pojawia się w ekstremalnych sytuacjach” – to też dobrze. Zapisz wszystkie skojarzenia i intuicje. Kiedy próbujesz skalibrować swój kompas dla opowieści, myślenie w kategoriach problemu bohatera przynosi pewniejsze rezultaty. Ale dowolnie wyrażony motyw jest lepszy niż brak motywu, siedzenie po uszy w bagnie niemocy i dumanie nad tym, czy aby całej powieści nie wyrzucić do kosza.
Kiedy już wypracujesz swój zestaw motywów, zastanów się, jak mają się do tego fragmentu opowieści, który już powstał? W jaki sposób możesz rozwinąć historię, aby je wyrażała? Co musisz dodać? Jakie pomysły na dalszy ciąg nie są już aktualne i musisz je wyrzucić z głowy? W sytuacji, gdy doszukasz się dużych nieścisłości względem motywu w tekście, który już powstał – nie poddawaj się zwątpieniu. Wszystko da się poprawić; jeśli nie od razu, to później.
2. Książka nie jest wystarczająco dobra, rozlewa się, straciła skupienie. Mój piękny pomysł wygląda na bagno.
W drugim przypadku mamy do czynienia z zawodem. Miało wyjść tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Nasza opowieść wyglądała znakomicie w koncepcji, ale po przelaniu na papier coraz bardziej przypomina taki sam bałagan, z jakiego śmiejesz się u innych twórców – tych, którzy „nie umieją pisać, a i tak ktoś ich wydaje”.
Oczywiście sekretem tego, że „ktoś wydaje” nie są znajomości – ale fakt, że tamci kończą swoje dzieła i zaraz biorą się za pisanie kolejnych. A czytelnicy, jak się okazuje, nie mają aż tak wysokich wymagań, jak pozostali pisarze!
Porzucenie projektu w połowie nie jest więc optymalnym rozwiązaniem. Pisanie gniotów, których będziemy się wstydzić, również nie jest – ale zwykle warto zagryźć zęby i działać z materiałem, który mamy. Lepiej starać się o poprawę tekstu, który już w części powstał, niż histerycznie rzucać wszystko w diabły. Zwłaszcza że kiedyś przecież kochaliśmy nasz pomysł na opowieść.
Pierwszy krok byłby więc taki sam jak w poprzednim punkcie – wróć do podstaw. Przypomnij sobie, co zainspirowało Cię do rozpoczęcia pracy nad książką. Może Ci się zdawać, że to, co udało się napisać, jest tylko bladym echem konceptu – ale nic nie szkodzi. Nawet lepiej, jeśli od razu objawią się problemy i rażące odstępstwa.
Drugi krok to wykorzystanie perfekcjonisty, którego w sobie nosisz. Zamiast rozpaczać, jak bardzo wszystko poszło nie tak, zidentyfikuj wszystkie zgrzyty i słabe rozwiązania. Oznacz je. Zastanów się, co możesz poprawić od razu, nad czym musisz pomyśleć, a co na razie możesz zostawić i zająć się tym na koniec pracy.
Bardzo pomoże Ci też znalezienie odpowiedzi na następujące kwestie. Po pierwsze, o czym tak naprawdę chcesz napisać? Po drugie, dokąd zmierzasz z opowieścią? Po trzecie, jaki problem bohater rozwiąże za czytelnika?
A, no i nie wciskaj sobie kitu, że cała powieść jest tak kiepska, że wszystko trzeba zaznaczyć na czerwono, a najlepiej wyrzucić. Takie podejście to tchórzostwo. Odwagi! Bez uczciwej analizy nie nauczysz się niczego nowego – a więc przy następnej książce popełnisz dokładnie te same błędy.
Nawet jeśli zdecydujesz się zacząć wszystko od nowa (albo zrealizować inny pomysł), zachowaj efekt swojej dotychczasowej pracy. Nie usuwaj pliku. W najgorszym razie wykorzystasz to tylko jako pamiątkę – tekst, do którego porównujesz późniejsze, aby zobaczyć, jak bardzo rozwinęły się Twoje zdolności.
3. Skończyły mi się pomysły, nie wiem, co dalej. Nie klei mi się to wszystko.
Ostatnim z częstych powodów porzucenia pracy bywa chaos. Na początku szło łatwo – skupialiśmy się przecież na bohaterze, na jego sytuacji wyjściowej i na ciekawostkach świata opowieści. Z czasem dochodziły jednak nowe postacie, nowe wątki, retrospekcje lub retardacje, liczne zmiany scenerii i zwroty akcji. Sytuacja robiła się więc coraz bardziej skomplikowana; tempo i napięcie przestały się słuchać autora, fabuła mogła zmienić punkt skupienia i złapać kilka dziur.
W efekcie pisarz po wykonaniu połowy pracy sam już nie rozumie, o co w tym wszystkim chodzi.
Rozwiązaniem problemu jest zaplanowanie fabuły – z przyzwoitym podziałem na wątki oraz z uwzględnieniem rozwoju napięcia.
Jeśli myślisz, że to trudne, powiem wprost: masz absolutną rację. Dwie trzecie poradnika „Jak napisać powieść?” jest o tym jak zrozumieć rozwój i strukturę fabuły, a później przekuć to zrozumienie na konkretny plan – i konkretny tekst. To jest trudne. Po prostu. Zwłaszcza jeśli chcesz to zrobić dobrze, a nie na odczepne. Na szybko mogę jednak doradzić kilka podstawowych rzeczy:
1. Podziel opowieść na sekcje lub akty. Każdy z tych fragmentów powinien budować na napięciu z poprzedniego fragmentu i kończyć się swoistą kulminacją. Osobiście jestem wielkim zwolennikiem struktury czteroaktowej, ale trzy lub pięć aktów też będą w porządku. Dokonanie takiego podziału zmniejszy ilość materiału, który musisz naraz ogarnąć. W trakcie pisania możesz przejmować się tylko tym, co dzieje się w ramach aktu.
2. Kulminacja na końcu aktu to jednocześnie punkt zwrotny fabuły. Unikaj myślenia linearnego, na przykład wedle tego schematu: bohater dąży do czegoś, napotyka opór, pokonuje go, dzięki czemu jest bliżej celu – a w następnym akcie powtarza cykl, aż wreszcie na koniec osiąga, czego pragnął. Taki wzór brzmi logicznie, ale w praktyce wyjdzie nudny i męczący. Zamiast tego myśl punktami zwrotnymi. To znaczy, niech każda kulminacja zmusza postać do przewartościowania swoich celów, metod, poglądów lub możliwości. Po każdym zwrocie bohater gra na innym boisku i mierzy się z zupełnie innym poziomem przeszkód. Jeśli ma wygrać, to tylko dlatego, że potrafi się dostosować do dramatycznie odmiennego wyzwania.
3. Zwróć uwagę na to, jak łączysz sceny – w jaki sposób następna scena komentuje poprzednią i jednocześnie zostawia po sobie materiał do skomentowania. Bardzo wiele problemów rodzi się właśnie na tym poziomie. Unikaj długich zbitek scen, w których dzieje się, dzieje się, dzieje – ponieważ czytelnik znuży się samą akcją tak samo, jakby znużył się czytaniem wyłącznie opisów przyrody. Raz na jakiś czas pozwól czytelnikowi na lepsze poznanie bohatera – a samemu bohaterowi pozwól uczciwie przetrawić zdarzenia (zamiast tylko brać w nich udział). No i na odwrót: unikaj zestawiania ze sobą scen, których jedynym celem jest poszerzenie kontekstu opowieści. To bardzo potrzebne momenty, ale ich wydłużanie spowalnia tempo.
Dzięki za ten tekst, moją powieść dotknął każdy z tych trzech problemów, utrata wizji, rozlana fabuła, brak pomysłu. Od jakiegoś czasu podkradam się do niej na nowo, coś tam lepię, piszę pokątnie. I masz rację, ta cała treść nie jest taka zła, jak się wydaje. Po przedefiniowaniu celów i wartości postaci, fabuły, wiele się nada. Nie wpadajcie w pułapkę „to się musi sprzedać”, „tak nie napiszę, bo co ludzie pomyślą/nie ogarną” – to banały. Wiadomo, że gdzieś trzeba o tym pomyśleć, ale nie pisać pod tę myśl. Skoro ktoś chce nas przeczytać, małych autorów, self-pubów itd., to chce widzieć nas. Pozdrawiam.
Dokładnie tak. Najgorsze, co można zrobić to albo wyrzucić całość w naiwnym rozgoryczeniu, albo próbować zmieścić się w cudzej klatce z napisem „tylko to się sprzeda”.
Oj zainspiruję się na pewno 🙂
Nie wiedziałam, że tylko 10% powieści jest kończonych. Może dlatego, że nigdy nie zdarzyło mi się nie skończyć któregokolwiek zaczętego tekstu. Ale spotykałam się z tym, że ktoś zaczyna jakiś tekst i porzuca.