Warning: file_exists(): open_basedir restriction in effect. File(core/post-comments) is not within the allowed path(s): (/home/spisek/domains/spisekpisarzy.pl:/tmp:/var/tmp:/home/spisek/.tmp:/home/spisek/.php:/usr/local/php:/opt/alt:/etc/pki) in /home/spisek/domains/spisekpisarzy.pl/public_html/wp-includes/blocks.php on line 576
W Twojej powieści zawsze będą przynajmniej trzy role do obsadzenia.
Przejdź do treści

W Twojej powieści zawsze będą przynajmniej trzy role do obsadzenia. Wiesz dlaczego?

Samotny bohater to nudny flak. Dlaczego w każdej opowieści są przynajmniej trzy role do obsadzenia? I dlaczego wystarczy dwóch aktorów, aby je zagrać? 🙂

*

Możesz już zamówić mój poradnik dla pisarzy – „Jak napisać powieść?”. Ten wpis jest jednym z darmowych fragmentów. Trzy dodatkowe rozdziały możesz ściągnąć ze strony:

Jak napisać powieść?

*

Sieć bohaterów

Zazwyczaj myślimy o postaciach w ten sposób: oto bohater, oto jego bohaterskie cechy, oto wyzwania, którym musi sprostać, i które ostatecznie go odmienią, czego rezultatem będzie lista cech po przemianie – oto, proszę bardzo, i ona. Inaczej mówiąc, skupiamy się na charakterystycznych właściwościach protagonisty – na jego parametrach „przed i po” – oraz na wydarzeniach, które katalizują jego osobistą transformację.

To oczywiście nie jest błędne podejście, ale myślę, że da się lepiej. Cechy bohatera nie istnieją przecież autonomicznie – żeby czytelnik w nie uwierzył, musi je zobaczyć w akcji. Sam protagonista też nie trwa sam sobie. Zderza się z innymi postaciami i z tych zderzeń możesz wydobyć znaczenie. Cały rozwój głównej postaci da się oprzeć na jej relacjach z innymi – zamiast na samym obrocie fabuły.

Ba, powiem więcej: bohater najsilniej definiowany jest przez to, czym nie jest. Dopiero na tle kontrastu jego osobowość jawi się ostro i wyraźnie.

O ile więc nie tworzysz historii, w której z jakiegoś powodu musi istnieć tylko jedna postać, twoi bohaterowie będą pełnić względem siebie (i względem fabuły) określone, komplementarne funkcje. Inaczej mówiąc, stworzą spójny system. Akcja podjęta przez jednego spowoduje reakcję drugiego, co odbije się na trzecim, a z kolei czwartego wciągnie w wir wydarzeń – i tak w kółko. Całą fabułę da się oprzeć wyłącznie na tego typu interakcjach. Ba, są gatunki literackie i telewizyjne, które wręcz wykluczają inne źródła akcji.

Właśnie dlatego, zamiast skupiać się na jednym bohaterze i na zbiorze jego cech, lepiej zacząć od stworzenia sieci postaci, czyli określenia ich ról i relacji. Z tego grona prawdopodobnie tylko jedna osoba pozostanie cały czas w świetle reflektorów, ale to bynajmniej nie znaczy, że pozostałe nie są ważne. Każda dokłada swoją cegiełkę, dostarcza niezbędnego kontekstu, albo wręcz kieruje zdarzeniami w odpowiednią stronę.

Co to za role?

Protagonista

To postać, której działania wprawiają fabułę w ruch. Pełni tę funkcję wymiennie z antagonistą. Można powiedzieć, że wydarzenia opowieści – a przynajmniej głównego wątku – są wynikiem ich wspólnego tańca.

Protagonista musi więc mieć cel i odpowiednio silną motywację; jego rola definiowana jest przez centralny problem postaci, a także przez nieustające próby znalezienia skutecznego rozwiązania. Typowo – protagoniści posiadają też inherentną wadę, którą muszą przemóc, zanim osiągną cel. Ewentualnie, są zobligowani wobec świata (na przykład, więzami rodzinnymi lub pozycją społeczną), tudzież zależni od okoliczności (ich potrzeby nie zostaną zaspokojone, jeśli sytuacja się zmieni). Stąd biorą się podstawowe i powracające komplikacje na drodze do celu.

Każda inna osoba występująca w opowieści musi być w jakiś – choćby odległy – sposób związana ze zmaganiami protagonisty. Innymi słowy, gdyby sieć bohaterów była Układem Słonecznym, protagonista byłby Słońcem.

Główny bohater

Co ciekawe, w rzeczywistości rola protagonisty jest oddzielona od roli głównego bohatera. To są dwie różne funkcje. Podczas gdy ten pierwszy dostarcza impetu, to jednak tylko ten drugi musi przejść istotną przemianę (to znaczy – taką, która najmocniej ujawnia przewodni motyw opowieści). Główny bohater ma bowiem dylemat wewnętrzny do rozwikłania; prawdę do odkrycia i kłamstwo, w które musi przestać wierzyć. Protagonista wcale tych rzeczy nie potrzebuje – wystarczy mu konflikt zewnętrzny.

W większości wypadków dystynkcja między jedną a drugą funkcją jest akademicka. Po prostu: najłatwiej połączyć oba archetypy w jednej osobie, co autorzy zazwyczaj czynią. Właśnie dlatego w każdym innym punkcie poradnika traktuję te pojęcia wymiennie. No ale teraz mówimy o sieci bohaterów! Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby obie funkcje przydzielić różnym ludziom. Przykład znajdziesz w „Imieniu róży” Umberto Eco. Protagonistą jest tam franciszkanin Wilhelm z Baskerville, który działa jako detektyw, próbujący wyjaśnić serię tajemniczych śmierci. Bez jego aktywności, fabuła nie ruszyłaby do przodu. Głównym bohaterem jest jednak jego podopieczny, Adso z Melku. Wprawdzie wpływ tego herosa na wydarzenia jest znikomy, to jednak on okaże się najbardziej przez nie odmieniony. Można argumentować, że podobna relacja odnosi się też do wzorów, na których Eco oparł swoich bohaterów – czyli do Sherlocka Holmesa, którego umysłu nie potrafimy przejrzeć, oraz do Watsona, który jest emocjonalnie o wiele bardziej przystępny.

Antagonista

Najprostsza definicja antagonisty to: postać sprzeciwiająca się dążeniom protagonisty. To poprawne stwierdzenie, bo nie ma lepszego wyznacznika dla tej roli, ale jednocześnie – mylące.

Antagonista to bowiem o wiele więcej. Przede wszystkim: jest obrońcą kłamstwa, w które wierzy główny bohater. Jest również tego kłamstwa kuratorem i wcielonym awatarem. Żadna inna postać nie ujawnia czytelnikowi symbolicznego znaczenia opowieści w tak jasny i dosadny sposób, jak czyni to antagonista. A czyni to bez wysiłku, bo po prostu jest kim jest. Z zaprzeczania prawdy, którą bohater pragnie odkryć, uczynił sens swojego istnienia.

Drugim wymiarem antagonisty jest jego osobista tragedia. Na koniec musi przecież przegrać. Gdyby snuć opowieść z punktu widzenia tej postaci, byłaby to historia upadku, spowodowanego pychą, zacietrzewieniem, fanatyzmem, chciwością, obłudą, okrucieństwem – czyli inaczej: ślepotą. Gdyby tylko antagonista był w stanie dostrzec to, co zobaczy bohater, zdołałby odmienić swoje niszczycielskie zachowanie. Ale nie jest w stanie, przynajmniej przez większość książki. Za bardzo zajmuje go zamiatanie niewygodnych prawd pod dywan, odwracanie wzroku, ignorowanie faktycznego zagrożenia. Tego, którego protagonista jest świadom. Ostatecznie więc właśnie to zagrożenie zakrada się do głowy antagonisty i zamienia go w marionetkę – w karykaturę samego siebie.

Rozpatrując antagonistę jako funkcję w ramach konfliktu zewnętrznego, rzeczywiście skończymy na tym, że to postać, która pluje protagoniście do zupy. Faktycznie ta rola wykracza dalece poza ów schemat. Jest rewersem głównego bohatera; jego dokładnym przeciwieństwem. Dla czytelnika stanowi ostrzeżenie: daje przykład tego, dokąd prowadzi wiara w kłamstwo.

Sojusznik

O ile nie chcesz stworzyć opowieści o bohaterze całkowicie osamotnionym, ktoś będzie musiał stać po jego stronie. Po prostu; tak działamy. Jeśli żadni sojusznicy do nas nie przychodzą, sami ich sobie próbujemy stworzyć. W ekstremalnych sytuacjach z wyobraźni.

Sojusznik służy przede wszystkim jako pozytywne wzmocnienie – lustro, które odbija to, co najlepsze w bohaterze. Mówiąc prościej, sojusznik tworzy okazje, aby protagonista mógł otworzyć się przed kimś, pokazać swoje prawdziwe uczucia, ujawnić swoje wartości, a nawet – odkryć swoją zazwyczaj ukrytą wrażliwość. Sama postać sojusznika służy też jako nić wiążąca bohatera ze światem ludzi. To znaczy: sojusznik, który jest ojcem protagonisty, pomoże w eksploracji archetypu ojca, relacji ojciec-potomek, rodzicielskiego poświęcenia, i tak dalej. Jeśli chcesz wprowadzić do opowieści dodatkowe wymiary znaczeń, sojusznicy w naturalny sposób dostarczają ku temu powodów. Czy też inaczej: dzięki nim wiadomo, że świat nie kręci się wokół bohatera. Opowieść skupia reflektory właśnie na nim, ale oprócz niego istnieją inne życia, inne wydarzenia i inne sensy.

Miejsce sojusznika jest zawsze na drugim planie, ale ze wszystkich postaci, które tam umieścisz, on jest najważniejszy. Oczywiście, możesz dać bohaterowi więcej niż jednego sojusznika, choć przestrzegam przed tłokiem. Im większa liczba pomocników, tym trudniej śledzić ich zależności.

Zdrajca

Podobnie jak sojusznik, zdrajca pozostaje po stronie bohatera – do czasu. W pewnym momencie musi bowiem przejść na stronę przeciwnika, czym niechybnie zaskoczy protagonistę i przesunie bilans sił na jego niekorzyść.

Zdrajca jest lustrem, które odbija to, co w bohaterze najgorsze. Dzieje się tak, ponieważ niszczy jego zaufanie. Żeby komuś zaufać, musimy pokazać mu naszą najlepszą stronę: działamy w dobrej wierze i zakładamy, że druga osoba też tak robi. W pewnym sensie – przywołujemy w innych to pozytywne nastawienie, powodujemy je naszą postawą. Zdrada jest więc skrytobójstwem dokonanym na najlepszej wersji drugiej osoby: na tej, która jest otwarta i życzliwa. Co pozostanie, to żal, złość i chęć rewanżu. Bohater potraktowany w ten sposób uzna, że ma prawo wyrządzić zdrajcy jak największą krzywdę. A skoro racja jest po jego stronie, skrupuły nie grają roli. Zachowanie względem zdrajcy będzie dla bohatera wielkim testem charakteru – bo naprawdę bardzo łatwo pójść zbyt daleko.

W odniesieniu do fabuły, zdrajca stwarza okazję do zwrotów akcji, podniesienia poprzeczki i ogólnie: wzmocnienia sił przeciwstawnych protagoniście. Przy czym faktyczna postać zdrajcy wcale nie musi dołączyć do antagonisty – nie musi nawet go spotykać. Wystarczy, że zacznie wierzyć w jego prawdę. Co oznacza, że równie dobrze swojego czynu nie musi postrzegać jako zdrady. Ba, może sobie tłumaczyć, że wszystko robi dla dobra protagonisty.

To jest właśnie ciekawa rzecz odnośnie roli zdrajcy. Nie jest do końca pewne, wobec kogo taka postać jest lojalna. Stwarza to okazję na przykład do tego, aby na późniejszym etapie zdrajca dostarczył bohaterowi niespodziewanej pomocy, jednocześnie odkupując się częściowo w oczach czytelnika.

Bohater wątku pobocznego

Jeśli wprowadzisz wyraźnie wydzielony wątek poboczny (np. romantyczny w powieści przygodowej), w twojej historii pojawi się postać, która jest ogniskiem tych wydarzeń.

Najprostszym sposobem patrzenia na taką rolę jest spoglądanie przez pryzmat charakteru wątku (skoro ma być romantyczny, niechaj postać będzie nadobną białogłową). Przyznam jednak, że takie podejście wydaje mi się powierzchowne. O wiele bardziej produktywne jest rozpatrywanie jej w relacji do protagonisty oraz motywów przewodnich.

Mówiąc prościej, wątek poboczny powinien dostarczyć innego pola do eksploracji motywu. Jeśli problemem protagonisty jest nieodwzajemniona miłość, przed tym samym wyzwaniem powinien stać bohater wątku. Różnica polega jednak na podejściu, metodach, okolicznościach, temperamencie, lub po prostu szczęściu. Obaj bohaterowie są w zbliżonej sytuacji, lecz dokonują różnych wyborów. Jeden z nich może odnaleźć wyjście z sytuacji, podczas gdy drugi podda się obsesji lub całkiem polegnie.

Projektując wątek w ten sposób, tworzysz postać, która jest krzywym zwierciadłem dla głównego bohatera. Przez kontrast, pokazuje kim bohater jest. Kim mógłby się stać, gdyby wybrał inaczej. A nawet – co go ukształtowało; jakie decyzje, jakie predyspozycje.

Wątek, który jest odbiciem zmagań protagonisty, możesz też wykorzystać czysto mechanicznie – do zwiększenia napięcia. Wtedy porażka bohatera wątku będzie zapowiedzią porażki bohatera opowieści. W końcu ich sytuacja jest tak podobna. Czytelnik zrozumie, że wyzwanie jest nie od parady, a widmo klęski to nie iluzja – proszę bardzo, oto autor pokazał nam przykład.

Jak wielu bohaterów potrzebujesz?

Najprostsza odpowiedź: tak wielu, jak uznasz. Role, które opisuję, nie stanowią uniwersalnego przepisu na obsadę powieści. Uważasz, że w twojej historii nie ma miejsca na zdrajcę? Nie używaj go na siłę. Chcesz mieć całą gromadę sojuszników, którzy czasami stają się dla siebie nawzajem antagonistami? Da radę. Zamiast prowadzić opowieść w kilku wątkach, chcesz się mocno skupić na jednym – czyli na perypetiach protagonisty? Nie będziesz mieć bohatera wątku pobocznego.

Zasady są tu dość zdroworozsądkowe. Najważniejsze role to protagonista, antagonista i główny bohater. To ta trójka (a w praktyce najczęściej dwójka) powoduje dynamikę opowieści, ujawnia jej znaczenia, no i najmocniej ucieleśnia motywy. Dlatego, na przykład, rezygnacja z protagonisty byłaby bardzo dziwnym ruchem. W efekcie musiałaby powstać historia bez punktu skupienia, przeskakująca pomiędzy coraz to nowszymi postaciami co scenę lub co kilka scen. Ewentualnie, protagonista mógłby umrzeć na rzecz głównego bohatera, ale w takim wypadku przewodnia rola nie miałaby jasnego celu ni potrzeby, a więc dryfowałaby sobie przez wydarzenia, uwikłana wyłącznie w konflikt wewnętrzny.

W większości wypadków takie rozwiązania będą nieoptymalne. Oznaczają też podważanie wzorców, czyli eksperyment literacki. Udany czy nie – to się okaże.

5 komentarzy do “W Twojej powieści zawsze będą przynajmniej trzy role do obsadzenia. Wiesz dlaczego?”

  1. W sumie rozpisanie ról i fakt, że role protagonisty i głównego bohatera można bez problemu połączyć w jedną postać, przypomina mi inną poradę, którą przeczytałem kiedyś w artykule na temat prowadzenia sesji RPG, ale która do pisania też pasuje perfekcyjnie: jeśli chcesz wprowadzić dodatkowy wątek, to zamiast mnożyć w tym celu kolejne postacie, które w rezultacie będą płaskie, staraj się wprowadzać do tego wątku dotychczasowe. To znaczy – jeśli np. chcesz, aby ktoś ukradł bohaterom coś cennego, a ci bohaterowie mają giermka, to można wymyślić, że to ten giermek za tym stoi. A to z kolei wymusza wymyślenie dla niego odpowiedniej motywacji, która być może będzie miała wiele wspólnego z wątkiem głównym. Na pewno w tamtym artykule podawano nieco inny przykład, ale tak czy inaczej jak dla mnie ta rada ma bardzo dużo sensu, ponieważ dzięki temu można płynnie wzbogacić osobowość postaci.

    Sam wpis jest w porządku, chociaż z jakiegoś powodu odnoszę wrażenie, że rozpisanie archetypów sojusznika, zdrajcy czy bohatera wątku pobocznego jest już trochę na siłę, tzn. tak, jak zostały one opisane, można odnieść je tak naprawdę do specyficznych sytuacji. Tak czy inaczej jednak jest to niezła ściągawka.

  2. Jak się przyglądam tym wszystkim instrukcjom obsługi do pisania książki i jak sobie pomyślę, że te wszystkie regułki musiałabym mieć w głowie i cały czas uważać, żeby się do tego stosować, to pisanie przypominałoby w tym momencie składanie meblościanki z IKEI. A taką samą meblościankę, a może nawet ładniejszą, można zrobić samemu, bez gotowych elementów i kilkustronicowych schematów montażu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *