Nie ma sensu kombinować – jest tylko jeden dobry wybór. Jeśli chcesz, żeby opowieść miała napięcie, bohater musi ryzykować życiem.
Jasne, nie każda historia wymaga kaskaderskich wyczynów. Wciskaniem na siłę scen akcji nie zbudujesz jednak napięcia. Ono bierze się z poczucia zagrożenia, z obaw czytelnika o los postaci. Cokolwiek sobie bohater zamierzy, konsekwencje porażki będą mieć kluczowe znaczenie. I w tym względzie – istnieje tylko jeden sensowny wybór.
Co ma śmierć, czego nie mają inne dziewczyny?
Śmierć jest ostateczna
Przede wszystkim, zgonu nie da się cofnąć. Nie da się tego naprawić. Można się z tym przykrym faktem najwyżej pogodzić, ale tak czy owak coś zostaje utracone na zawsze – świat ulega permanentnej zmianie. To bardzo ważne.
Dopóki stawka jest mniejsza, nie ma powodu angażować wszystkich sił w zmagania. W razie porażki bohater może się przecież pozbierać, naprawić, co zostało zepsute. Klęska nie jest więc kresem jego zmagań, nie zmusi go nawet do zmiany celu – co najwyżej będzie jedną z wielu kłód rzuconych przez los pod nogi. Dopiero śmierć wyznacza opowieści definitywną granicę. O czym mówić, skoro główny bohater poległ?
Stawki mniej ostateczne działają jakoś na początku historii – żeby wybić postać z miejsca i dać jej przedsmak kłopotów. Mogą sprawdzić się okazjonalnie „w środku”, gdy zmagania nabierają tempa. Jeśli chcesz utrzymać mocne napięcie aż do końca, potrzebujesz jednak broni ostatecznej.
Śmierć to kres wszystkiego, co znasz
Być może po śmierci jest życie, a być może nie – dowiesz się i tak za późno. Co jest najstraszniejsze, to że wszystko, co znasz, nad czym pracujesz, co cenisz, cała ta „strefa komfortu” – wszystko nagle przepadnie. To jedyna pewna rzecz.
Potrzeba bohatera w ciężkiej depresji, żeby się tym nie przejął. Nawet jeśli nie mamy dorobku czy pozycji, nawet jeśli żyjemy w biedzie – zawsze jest coś, co trzyma nas po tej stronie. Być może bliscy. Być może nadzieja, że jednak będzie lepiej. Być może zwykły upór. Wiara w życie pozagrobowe niczego tak naprawdę nie zmienia – co najwyżej pomaga w ekstremalnych sytuacjach: dokonać ofiary albo zaakceptować nieuniknione.
Bohater niezadowolony z losu może kwękać i stękać, może być opryskliwym malkontentem. Wreszcie – w chwilach zaćmienia – może mu się wydawać, że zagłada w zasadzie nie jest taka zła. Dopiero kiedy skonfrontujesz go z faktycznym zagrożeniem życia, wyjdzie, czy rzeczywiście jest gotów odpuścić. W momencie, gdy śmierć staje się stawką w Twojej opowieści, pada „Sprawdzam!” w stosunku do moralności, przekonań i motywacji bohatera. Czy będzie bronić tego, co ma? Czy odwrotnie, porzuci wszystko, bo tylko tak może uratować siebie? Poświęci innych, czy zaryzykuje własne dobro, aby im pomóc? Z dylematów tego kalibru płynie napięcie, które napędza opowieść.
Śmierci wszyscy mówimy to samo – „nie dzisiaj”
Strach przed śmiercią jest uniwersalny – nie trzeba się męczyć, żeby przekonać czytelnika do wczucia się w sytuację bohatera. Mówisz, co może go spotkać – i nagle wszyscy rozumieją, dlaczego postać stara się uniknąć takiego losu. To właśnie sytuacja odwrotna (postaci nie zależy) wymaga wstępów i wyjaśnień.
Podobnie – stawki mniejsze; żeby zadziałały, trzeba wytłumaczyć czytelnikowi, dlaczego mają znaczenie. Jeśli, przykładowo, bogacz stanie przed perspektywą utraty jednej ze swoich firm – co go popchnie do zaciekłej walki? Wrodzona zaciętość? Kompromitujące dokumenty? Sentyment? Gdyby ryzykował całym majątkiem, porażka byłaby swego rodzaju śmiercią (skończyłoby się życie w luksusie), ale gdy ryzykuje tylko częścią – na szali są prestiż, duma, ambicje. To dużo, ale nie ponad miarę. Biznes jak zwykle, dzień jak co dzień. Jeśli bohater ma się rzeczywiście spocić, trzeba czytelnikowi wyjaśnić, dlaczego niska stawka jest niska tylko z pozoru.
Tego problemu nie ma, jeśli od razu stawiasz bohatera pod ścianą. Instynktownie wszyscy rozumiemy strach przed śmiercią i pragnienie życia. Łatwo budować na tym fundamencie.
Śmierć zrównuje wielkich i małych
Nieważne, jakie możliwości ma bohater – czy jest multimilionerem atletą, czy zahukaną gospodynią domową – śmierć jest dla każdego taka sama. A przynajmniej: grozi tym samym, motywuje identycznie.
Bohater posiadający władzę i pieniądze łatwo rozwiąże problemy, które zwykłego człowieka przygniotłyby na dobre. Ba, nie musi nawet robić tego osobiście. Popadł w konflikt z prawem? Stać go na łapówkę. Przegrał milion w karty? Jutro giełda zwróci mu stratę.
Jeśli zachoruje na nieuleczalną chorobę, będzie jednak równie bezbronny, co każdy. Jeśli złoczyńca przystawi mu nóż do gardła, bohater nie zrobi więcej niż gospodyni domowa podstawiona w jego miejsce. W takich sytuacjach liczy się charakter, nie potęga.
Umieramy na wiele sposobów
No i najważniejsze: śmierć – jako stawka opowieści – nie musi być literalna. Chodzi o każde zagrożenie, które spełnia te same kryteria. Czyli – konsekwencje porażki są nieodwracalne; niebezpieczeństwo jest oczywiste, totalne i dotyczy czegoś niezwykle cennego; do tego, nie ma szans na zwycięską konfrontację (można najwyżej uciec katu spod topora).
Stawką może być więc „śmierć” kariery bohatera – pod warunkiem, że sobie tę karierę bardzo wysoko ceni. Może to być kres udanego związku (o ile postać gotowa jest się dlań całkowicie poświęcić). Nawet bardziej abstrakcyjnie – możemy mówić o zagładzie marzeń lub nadziei. Albo o zagrożeniach dotyczących nie samego protagonisty, ale kogoś bardzo dla niego cennego. Pasuje wszystko, po stracie czego możesz przekonująco napisać, że bohater „umarł w środku”.
Zresztą – z pewnością wymyślisz o wiele lepsze przykłady. Sens całej zabawy, w każdym razie, to zawieszenie nad głową postaci miecza Damoklesa. Nie chodzi o to, żeby bohaterowi zrobić od razu wielką krzywdę, ani o to, żeby go z zaskoczenia zwalić z nóg. Miecz wisi na włosku, jest doskonale widoczny – i właśnie dlatego burzy spokój. Najlepiej, jeśli moment śmierci w ogóle nie nastąpi, lecz przez całą opowieść zdaje się odległy najdalej o rozdział.
Dwa dni od postu i brak komentarzy. Zapomniałeś o blogu, to ludzie zapomnieli o tobie 🙁
Post przeczytam jutro już, szczerze mówiąc. Ciesze się, że pojawiło się tu coś nowego, oby było więcej!
A oglądałeś Tomaszu „Supernatural”? 😀
Jedenaście sezonów umierania głównych bohaterów. Da się? Da :D.
Ja akurat piszę o człowieku który na samym początku opowiadania właśnie umarł. I co teraz?
Pozdrawiam 🙂
Teraz pisz tak, żeby czytelnik cgciał się dowiedzieć, jak do tego doszło 🙂