Trzy rzeczy, które każdemu twórcy pomogą przeć naprzód. Trzy rzeczy, których nie da się mieć w nadmiarze.
Jednocześnie, ponieważ to ostatni wpis w roku 2014 – oto trzy rzeczy, których życzę Ci na przyszłość.
Dyscyplina
Może nie jest to zbyt ekscytujący początek, ale właśnie dyscyplina leży u podstaw sukcesu dużych projektów, takich jak na przykład powieści. Każdy potrafi sklecić kilka ładnych zdań, a nawet ułożyć je w mniej lub bardziej zgrabną scenę. Wykonanie tego zadania zajmuje góra kilka dni, jeśli ktoś się naprawdę przy tym napoci. Schody zaczynają się wtedy, gdy stworzenie tekstu nie wymaga już miesiąca czy dwóch, ale całego roku – może nawet kilku lat.
Osobiście zawsze miałem problem z takimi projektami. I nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że przerobiłem tę lekcję, albo że z kapelusza potrafię wytrząsnąć garść prostych rozwiązań. Powieść, nad którą pracuję, powstaje już od półtora roku. Końca roboty nie widać.
Co mogę powiedzieć, to że nie da się dopiąć celu bez przełamania własnego oporu, bez przymuszania się do pracy i bez uczciwego rozliczania postępów – słowem, bez narzucenia sobie dyscypliny. Dla wielu ludzi dobrze działa prosta zasada „pisz regularnie” (więcej o tym we wcześniejszym wpisie). Jeśli potrafisz wydzielić z życia regularne odstępy na pisanie, szczerze polecam takie podejście. Przyniesie Ci olbrzymie korzyści. Jeśli nie potrafisz, czyli jak ja, zamiast tworzyć czas na pisanie, tworzysz wtedy, gdy masz czas – koniecznie rozważ, jak zwiększyć swoją motywację . Jeśli trafisz na mur, zastanów się nad tym, jak ułatwić sobie jego przebicie. Bo gdy nie masz czasu „tylko na pisanie”, zawsze pojawia się pokusa, żeby wolną chwilę spędzić na przyjemnościach, a nie na pracy.
Dla mnie osobiście dyscyplina w pisaniu ma też inne znaczenie. Otóż, jest miarą tego, jak dobrze potrafisz przełożyć koncept opowieści na produkt, który finalnie wychodzi spod Twoich rąk. Innymi słowy, jeśli Twoje dzieło miało w założeniach rozbawić czytelnika, to czy rzeczywiście bawi (przynajmniej jakąś część odbiorców). Jasne, tutaj dużą rolę grają też umiejętności, rzemiosło. Dyscypliny potrzeba jednak do tego, żeby przygotować sobie plan opowieści i trzymać się go (jak zwykle polecam metodę Mocarnych Momentów, zwłaszcza ludziom, którzy są sceptyczni wobec planów). Potrzeba jej też do tego, żeby nie wrzucać do opowieści rzeczy, które nas zauroczyły, ale w rzeczywistości nie są potrzebne. Ogólnie, żeby nie przesadzać, ani w formie, ani w treści.
Wytrwałość
Co tu dużo mówić – Twoje dzieła nie spodobają się każdemu. Ba, nawet mistrzowie pióra nie przychodzą na pewniaka, im też zdarza się zaliczyć wtopę. Jeśli więc znajdziesz się w tej sytuacji, gdy Twój wypieszczony tekst w konfrontacji z rzeczywistością nagle okazuje się baleronem wieprzowym – nie panikuj! To normalna kolej rzeczy. Przy następnej okazji pójdzie lepiej.
Czego jak czego, ale wtop i pomyłek zaliczyłem w życiu wystarczająco wiele. Na podstawie tego bogatego doświadczenia mogę śmiało powiedzieć: przegrasz dopiero wtedy, kiedy sobie odpuścisz. Profesjonalny pisarz to amator, który się nie poddał. Wstyd nie jest dla pisarzy – naprawdę, zrób sobie przysługę i w to uwierz.
Bo postronni nie będą podsycać Twojej wiary w siebie. Żyjesz w Polsce. Sorry, taki klimat. Tutaj nikt Cię nie będzie głaskać, więc prędzej usłyszysz, że się do pisania nie nadajesz – niż że trzeba próbować dalej. Gdy poszukasz pomocy, najpewniej trafisz na mur milczenia ze strony uznanych autorów, tudzież zostanie Ci zaserwowane pitolenie o tym, że do pisania trzeba mieć talent. Nie ma łatwo. To nie jest kraj dla mientkich twórców.
Ostatecznie więc – to nie sprint, lecz maraton. Pisanie jest wyborem życiowym. Na całe życie. Nie daj się położyć na łopatki ani cudzym opiniom, ani własnej niemocy, ani nawet kapryśnej wenie (która, jak wiadomo, jest dziwką). Pisz. Po prostu. Aż wreszcie przejdziesz na emeryturę z całym regałem książek własnego autorstwa.
Uznanie
Akurat o tym w mijającym roku nie było na Spisku zbyt wiele, ale tak naprawdę każdy pisarz potrzebuje uznania za swoje wysiłki. W końcu nie produkujemy taboretów, ani nie uprawiamy ziemniaków. Pisząc, dzielimy się własnymi myślami. Wszystko, co stworzymy, bardzo dobitnie świadczy o nas. Oczywiście, że chcemy, żeby się to ludziom podobało.
Jeśli pisarz nie otrzyma uznania, zwiędnie.
Choćby z tego powodu warto popracować nad konstrukcją naszych tekstów – nad tym, żeby czytelnik odbierał je jak najbardziej naturalnie. Z pewnością pomoże nadanie opowieściom odpowiednio dramatycznej struktury, a także naładowanie ich napięciem. Nie zaszkodzi opanowanie sztuki pisania dialogów i opisów. Liczy się rytm, wyrazistość, ogólna sugestywność Twojej prozy. Paradoksalnie, nie liczy się sama językowa poprawność. Przynajmniej o ile nie jesteś na bakier z interpunkcją i ortografią do tego stopnia, że Twoje braki bardziej przyciągają uwagę, niż to, co chcesz powiedzieć.
Chciałbym Cię jednak zachęcić nie tylko do tego, żeby dbać – po prostu – o jakość swoich tekstów. Przede wszystkim: nie chowaj ich do szuflady. Staraj się pokazywać je ludziom, choćby tylko znajomym, jeśli nie chcesz wychodzić przed szeroką publikę. Sam jestem bardzo krytyczny wobec własnych produktów, więc chomikuję te niewystarczająco dobre (perfekcjonizm to choroba, proszę sobie zanotować). Rozumiem więc takie podejście. Z drugiej strony jednak – znam też koszt pisania do szuflady. To mogą być nawet lata z życia, wpakowane w pracę, która nikomu do niczego się nie przyda.
Jeśli masz okazję, zawsze staraj się wyjść do ludzi ze swoimi dziełami. Być może nie ze wszystkim, być może tylko z tym, co uważasz za najlepsze – niemniej, postaraj się opuścić strefę komfortu. Łatwiej przełknąć krytykę ze strony odbiorców, niż mieć stuprocentową pewność, że nikt efektów naszej pracy nie zobaczył. Ostatecznie, krytyka może pomóc nam się rozwinąć. Z tekstu zamkniętego w szufladzie nie odniesiesz już dalszej korzyści.
Właśnie dlatego życzę Ci, żeby w nowym roku spod Twojej ręki wyszły znakomite teksty – oraz żeby Twoi czytelnicy liczeni byli w setkach, tysiącach i milionach. 🙂
Foto: PhotoAtelier / iW / CC BY
Zgrabne podsumowanie roku i jak zwykle: masz rację – bez tych trzech rzeczy pisarza być nie może 😉
A ja życzę Tobie, żebyś w 2015 dawał nam, nieopierzonym twórcom jeszcze lepsze i celniejsze rady, zbijał z tropu i zmuszał do myślenia nad własną pracą! Z niecierpliwością czekam również, co też za książkę dla nas szykujesz 😉
Oho, czyli poprzeczka w górę. 😉
Co do powieści – kiedy zaczynałem, nie spodziewałem się, że zajmie mi to tak długo. I że popełnię w trakcie tyle błędów. Przy obecnym tempie i z uwzględnieniem wszystkich poprawek, które muszę wykonać, spokojnie trzeba będzie na nią czekać jeszcze przynajmniej rok. Trochę wtopa.
Ale zamierzam wrzucić wreszcie coś swojego na bloga – najprawdopodobniej opowiadanie, jeśli dobrze wyjdzie. Gdzieś tak pod koniec stycznia lub na początku lutego. Będzie można się ze mnie pośmiać i powytykać źle postawione przecinki. Żeby nie było, że tylko ja to robię.
Trzymam kciuki! I czekam na opowiadanie, chociaż przecinków wolę nie komentować, bo sam stawiam je raczej… po omacku^^
Święte prawdy zawarłeś w tym tekście. Tylko trzy rzeczy… a ja, kurde, nie mam żadnej z nich. No, trochę tej trzeciej, bo niektórzy mówią i piszą słowa miłe i uchu przyjemne. Za to dyscypliny i wytrwałości ni cholery. Walczę i ciągle przegrywam, bo… racjonalnych powodów brak.
Oby w Nowym było lepiej.
Czekam z niecierpliwością na Twoje opowiadanie i na książkę.
Pozdrawiam noworocznie.
Jeżeli chodzi z tym wychodzeniem do ludzi to podchodzę do tego z dystansem. Z reguły u mnie to się kończy śmiechem z moich prac bądź ktoś powie: tak, fajnie, ale żadnej wskazówki nie dostanę: co się podobało a co nie. Osobiście wolę jak już pokazywać te prace ludziom do których mam pełne zaufanie i wiem, że powiedzą mi szczerze swoją opinię albo nieznajomym np. na stronach internetowych kawałki, aby zobaczyć czy ktokolwiek by to czytał.
Także życzę, abyś wreszcie skończył tą książkę (a niestety robota nie miała, ja pracuję nad swoją ile miesięcy, a dopiero mam niecałe 5 rozdziałów xD), aby wena zawsze przychodziła a niestety nie jest to bynajmniej niczyja stała przyjaciółka oraz no cóż: wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Serdeczne pozdrowienia.
PS: mam jedną małą prośbę, o ile w ogóle mogę: czy mogłabym liczyć na post na temat konstruowania bohaterów, zwłaszcza tych pierwszoplanowych? Byłabym za to wdzięczna, ale jak nie to nie 🙂
Pozdrawiam jeszcze raz!
Post na temat bohaterów będzie! Jest w kolejce i wielkimi krokami zbliża się jego moment.
U mnie najgorzej z wytrwałością, ale co ja na to poradzę, że jak siądę do komputera to nagle przypomina mi się o milionie spraw, które powinnam ogarnąć, więc to robię, a plik Worda pozostaje otwarty i najczęściej o swoich planach pisania przypominam sobie w momencie, gdy ten komputer wyłączam i widzę ikonkę, że ten Word jest otwarty. Ups.
Prokrastynacja zgubą narodu!
Panie Tomku, chyba jestem prokrastynatorką. Zgodnie z definicją wikipediowską (rzecz jasna, musiałam rzucić okiem cóż może znaczyć to pojęcie) zbyt wielu rzeczy się obawiam, po prostu biję się z myślami i nie robię nic. W ubiegłoroczne wakacje miałam poświęcić czas na rozpoczęcie pisania opowiadań na konkursy literackie, nawet wydrukowałam sobie kilka stron z regulaminami i tematami – gdzie są teraz, nie wiem. Napisałam, jak zwykle, nic. Czuję, że jeżeli nie zrobię czegoś w kierunku pisania, później całe życie będę żałować i myśleć „co by było, gdyby…” Mam 18 lat, uwielbiam książki Kinga, wielbię „Wiedźmina” Sapkowskiego, w gimnazjum zakochałam się w Harrym Potterze. Dotychczas zajmowałam się lekturami, gdyż brak czasu za bardzo nie pozwalał na inne książki, ale w wakacje będę pochłaniać nowe dzieła. Wydaje mi się, że najbardziej wciąga mnie fantasy, ale czytam wiele różnych gatunków. Od dziecka uwielbiałam pisać opowiadania, wiersze, później rozprawki; zawsze mawiałam, że wolę napisać trzy prace niż ślęczeć godzinę nad matmą. Pamiętam jak dziś sytuację bodajże z 4 czy 5 klasy podstawówki, dostałam wtedy szóstkę za wiersz z polskiego na dany temat, pamiętam wers: „Mały panicz już zasypia w rydwaniku z blach.” Nawet gdzieś mam tę kartkę, pani wtedy powiedziała do mnie:
-Pisz Klaudia, i jeszcze raz pisz.
Dodała przykład jej uczennicy z innej szkoły, która ma talent plastyczny i pięknie maluje. Dziewczyna ta, mimo nalegań ze strony mojej polonistki, na każdą prośbę o wzięcie udziału w konkursie odpowiadała:
-Proszę pani, ale mi się nie chce.
Marnotrawstwo talentu, teraz to widzę, ale kiedyś tego nie rozumiałam.
W tym momencie mam maturę za sześć dni, zamiast uczyć się i przypominać lektury widzi pan, co właśnie robię, prawdziwa zmora 🙂 później czeka mnie dramat, bo trzeba wybrać studia. Myślałam o dziennikarstwie, oczywiste że ten kierunek dalej rozwijałby mnie w kierunku pisania, lecz po przeczytaniu kilku forów i opiniach innych dochodzę do wniosku, że to wyścig szczurów, jeden z bardziej obleganych kierunków, nie ma później pracy itd. Nie wiem co robić. Wydaje mi się, że największy problem tkwi właśnie w tej cholernej prokrastynacji, w głowie siedzi mnóstwo ciekawych pomysłów, ale gdy już mam zacząć – rezygnuję, bo „czegokolwiek nie napisałabym, będzie słabe, niepoprawne, głupie etc.” Zamiast robić coś w tym kierunku, zajmuję się głupstwami, odkładam to na później, robię wszystko byle nie zasiąść do pisania. Ale kiedy będzie to później? I tak już zmarnowałam tyle czasu, a czuję, że pisząc będę szczęśliwa.
Jak wyłączyć tego złośliwego samokrytyka? Jak nabrać motywacji, chęci? Proszę również o radę w sprawie studiów dziennikarskich, czy warto.
Pozdrawiam i nie przepraszam za tyle tekstu, bo przecież o to chodzi żeby PISAĆ, PISAĆ i jeszcze raz PISAĆ 🙂
PS przeglądałam wpisy na pana blogu i ten wyraz tak mnie zaintrygował. Proszę o odpowiedź, chociaż to wpis z 2014 roku.
Iiiiii… właśnie podpisałeś wyrok na siebie i pozostałych Spiskowców – będę Wam podrzucać chyba coś mojego, jeśli oczywiście uznam to za znośne oraz, co najważniejsze, jeśli nie zabraknie mi dwóch pierwszych wymienionych cech ^^”
Wszystkiego najlepszego w nowym roku! 🙂
Spoko, podrzucaj. Najlepiej na forum, chociaż możesz też wysłać na adres mailowy Spisku (ostrzegam jednak, że w takim wypadku czas oczekiwania na recenzję spokojnie sięgnie pół roku – jesteśmy silni paradoksem: zapracowani, a jednocześnie leniwi!).
Cudne określenie: silni paradoksem <3 Z pewnością można mnie też do takich osób zaliczyć ^^"
Odcinam się od internetu na cztery dni, by popełnić jakiś przyzwoity tekst – zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Przy okazji – zerkając na godzinę wpisu – a myślałam, że tylko ja miewam takie dziwne godziny funkcjonowania… Pozdrawiam!
P.S. Zostaliście moim prywatnym Blogiem Miesiąca. Po powrocie z beznecia zamierzam intensywnie komentować Wasze wpisy, bo są wspaniałe 🙂
Wytrwałość, łatwo powiedzieć. Obecnie tkwię w jednym martwym punkcie z całym folderem nieskończonych prac (ba, nawet na dobre nierozpoczętych), bo za każdym razem po kilku, kilkunastu rozdziałach dopada mnie stan, w którym stwierdzam, że nie ma sensu kończyć czegoś tak beznadziejnego, i może gdy zacznę pisać coś zupełnie innego, to się zmieni (nie trzeba nawet mówić, że nic się zmienia). Z jednej strony wiem, że popełniam błąd, ale z drugiej naprawdę nie wiem, czy jest sens kończyć coś, co uważam za tak słabe (nawet jeżeli lubię te historie).
A jak jest z Wami, ciągniecie swoje historie do samego końca, nawet gdy nie jesteście do nich przekonani lub uważacie, że są po prostu kiepskie? Naprawdę chciałabym poznać opinię kogoś z większym stażem tekstów ode mnie, może wtedy łatwiej będzie mi się przemóc.
Pozdrawiam
No, moim problemem są wygórowane ambicje, czyli zwykle pakuję się w projekty, które wymagają więcej energii (i umiejętności), niż jestem w stanie dostarczyć. Czasem dorastam do swoich zamierzeń, a czasem nie.
Być może w Twoim przypadku jest podobnie. Zamiast rozpoczynać powieść, spróbuj napisać opowiadanie. Jeśli opowiadanie to zbyt wiele, spróbuj szorta, czyli prostej historyjki zawartej w jednej scenie lub przekazanej luźną narracją na około 15 tysięcy znaków. Skończysz parę tekstów ze swojej ligi – i od razu poczujesz przypływ sił na dłuższe eskapady. Nie każdy musi przecież zaczynać od wielotomowych sag, prawda?
Cóż, prawda. Może i ja ciągle pakuję się w coś, co narazie przerasta mój warsztat. Choć myślę, że w największej mierze ta niechęć to zasługa bycia swoim największym krytykiem. Niezależnie od ilości pochlebnych komentarzy, gdy sama stwierdzam, że coś jest słabe – momentalnie tracę motywację, by to skończyć. Jasne, Kingiem nigdy nie będę, wiem o tym, jednak ciężko czasami pozbyć się tej blokady.
W każdym razie dzięki za radę, na pewno spróbuję krótszych form i zobaczę, jak to będzie.
Nigdy nie będziesz Kingiem, bo jesteś… sobą.
Nie wiem czemu czytaj Twój wpis wpadł mi do głowy kadr z filmu Full Metal Jacket
http://athenacinema.com/wp-content/uploads/2013/12/FMJ.jpg
Tak, tego mi właśnke trzeba. I zapraszam na mojego bloga: po uznanie (albo i nie). Ostrzegam, jestem dość (czytaj: bardzo) młoda, więc niezbyt mi jeszcze pisanie wychodzi.
pisarskatworczoscwstegideszczu. blogspot.com
No cóż, dzięki za życzenia. Ja z kolei Tobie życzę, żebyś starał się utrzymywać dotychczasowy poziom oraz żeby udało Ci się w końcu dokończyć tę powieść. 🙂
Chociaż nawet te życzenia nie sprawią, że zachce mi się wrócić do zostawionej w końcu powieści. Podobnie też nie sprawią, że dopracuję jakiś pomysł na opowiadanie na tyle, iż będę w stanie z czystym sumieniem zacząć je pisać. Nie owijając w bawełnę – postanowiłem zrezygnować z tego hobby, przynajmniej dopóki znowu nie zacznę czuć z niego przyjemności.
jest jeszcze czwarta rzecz: DYSFUNKCYJNOŚĆ, albo jak kto woli nonkomformizm. Nie zawsze dobry pisarz ma jakieś zaburzenia, ale tacy to rzadkość. Wszelkiego rodzaju nałogi, alkoholizm, narkomania, hazard, parafilie seuksualne, długi, choroba psychiczna, zwłaszcza schizofrenia mile widziane… E. A. Poe, H. Ch. Andersen, S. King, P. K. Dick, H. P. Lovecraft, etc. No, ale szaleństwo często jest oznaką geniuszu, nie tylko w przypadku pisarzy…
Szczęścia w Nowym Roku, Adam.