Być może jesteś początkującym pisarzem, ale wszyscy traktują Twoje wysiłki po macoszemu – bo przecież naprawdę dobre rzeczy stworzysz dopiero na starość. A do tego z pisania i tak nie da się wyżyć, więc studiuj prawo! Może być też na odwrót – masz już swoje lata i ciekawe doświadczenia, które można przekuć na powieść, lecz boisz się zacząć. Przecież to pierwszy raz, gdy piszesz coś tak dużego! Na pewno nie wyjdzie!
Dyscypliny artystyczne mają to do siebie, że trzeba wcześnie zacząć, najlepiej już w wieku kilku lat, żeby osiągnąć mistrzowskie umiejętności. Tak mają muzycy, tancerze, nawet malarze. Można pomyśleć, że w wypadku pisarzy jest inaczej, bo pierwszą powieść wydaje się tak w okolicach trzydziestki (no, można trochę wcześniej, ale raczej mało kto jest tak dobry, żeby zrobić to jako nastolatek). Taki trzydziestoletni pisarz nie brał przecież specjalnych klas pisania w przedszkolu, prawda? Nieprawda. Brał. Czytał książki. Pokochał to tak bardzo, że w końcu zechciał napisać własne. Potem – założę się – przez wiele lat próbował napisać coś dobrego, ale wychodziła mu tylko kaszana. Dopiero po długich dekadach uporczywego treningu stworzył coś, co otworzyło mu drogę do kariery.
Tego się nie da przeskoczyć. Każdy sukces to w 1% talent, a w 99% ciężka praca. Zresztą, co ja tam wiem, to może być nawet w 100% praca i nic więcej. Im wcześniej tę pracę zaczniesz, tym szybciej zobaczysz efekty. Po prostu – nie spodziewaj się, że stworzysz arcydzieło grubo przed trzydziestką.
Nie wiem, dlaczego tak jest, ale podobno trzydzieści – trzydzieści parę lat to wiek, gdy najbardziej prawdopodobne jest odkrycie swojego talentu pisarskiego i co za tym idzie, napisanie ciekawego dzieła. Poeci mają inaczej, rozkwitają już dekadę wcześniej, ale prozaicy – bach, trzydziestka i wszystko jasne. Tak więc, jeśli zbliżasz się do wieku Chrystusowego, pamiętaj: wszystko przed Tobą.
Ale co, jeśli ominęła Cię ta okazja, emerytura coraz bliżej, a Ty ciągle nie masz na półce choć jednej książki swojego autorstwa? Cóż, gdy zaczynasz, powiedzmy, w wieku sześćdziesięciu lat, rzeczywiście masz trudny start. Z dwóch powodów. Po pierwsze, trudniej Ci się nauczyć rzemiosła. O ile naprawdę nie masz wcześniejszego doświadczenia w pisaniu (niekoniecznie akurat w tworzeniu literatury pięknej), musisz szybko nadrobić straty i co gorsza – nie masz wiele czasu na eksperymentowanie. Gdy uda Ci się pokonać tę przeszkodę, czeka Cię jeszcze druga. Być może nikt Twojej książki nie kupi. To problem, z którym mierzą się wszyscy początkujący pisarze, niezależnie od wieku. I mówiąc szczerze, nie jest to wielka tragedia, gdy masz dwadzieścia lat, a w perspektywie co najmniej kolejne cztery dekady aktywności zawodowej. Gdy jednak zaczynasz na starość, możesz nie zdążyć napisać kolejnej powieści, która będzie tak dobra, że sprzeda też pierwszą, mniej udaną…
Na szczęście, im człowiek starszy, tym więcej doświadczył, więcej przemyślał i tym bardziej stać go na niebanalne sądy. Pisarstwo karmi się takimi rzeczami. Z czasem rośnie szansa, że książka, którą postanowisz napisać, będzie dobra. Jeżeli więc czujesz, że masz coś do powiedzenia, nie ma się co krygować. Nie traktuj wieku jak wymówki.
W innym jednak przypadku, gdy planujesz przyszłość mając przed sobą długie lata życia, nie odkładaj pisania na emeryturę. Nie, nie będziesz mieć wtedy więcej czasu. Nie będzie Ci się bardziej chciało. Ba, nie wiesz nawet, czy będziesz mieć o czym opowiadać. Brońcie bogowie, istnieje możliwość, że nie dożyjesz ani emerytury, ani kariery pisarskiej. Nie ma sensu czekać na lepszy moment.
Nie zastanawiaj się jak napisać książkę, ani kiedy zacząć. Twórz już teraz.
Foto: cote / Foter.com
Wierzcie mi: jest wielka różnica między artystą, który już się urzeczywistnił, a zgrają półartystów i ćwierćwieszczów, którzy dopiero pragną się urzeczywistnić. I to, co przystoi artyście już wykończonemu w całym profilu swoim, w was inny ma wydźwięk. Ale wy, zamiast stworzyć sobie koncepcję na własną miarę i wedle własnej rzeczywistości, stroicie się w cudze piórka – i oto dlaczego stajecie się aspirantami, wiecznie nieudolnymi, wiecznie na tę trójczynę, wy, słudzy i naśladowcy, hołdownicy i wielbiciele Sztuki, która was trzyma w przedpokoju. Zaprawdę, straszne jest widzieć, jak się staracie i jak wam się nie udaje, jak za każdym razem mówią wam, że jeszcze nie całkiem, a wy znowu pchacie się z nowym utworem, i jak usiłujecie wmuszać te utwory, jak ratujecie się okropnymi drugorzędnymi sukcesinami, rozdajecie sobie komplimenty, urządzacie wieczorki artystyczne, wmawiacie w siebie i w innych coraz nowe upozorowanie własnej nieudolności. I nawet nie macie tej pociechy, aby dla was samych to, co piszecie i fabrykujecie, miało jakiekolwiek znaczenie. Bo to wszystko, powtarzam, jest tylko naśladownictwem, jest to podpatrzone u mistrzów – to nic innego jak tylko przedwczesne złudzenie, że już się jest cennym, już się jest wartością. Sytuacja wasza jest fałszywa, a będąc fałszywą, musi rodzić gorzkie owoce – i już w waszym gronie rośnie wzajemna niechęć, lekceważenie, złośliwość, każdy pogardza drugim i sobą w dodatku, jesteście bractwem samopogardy – aż wreszcie sami zlekceważycie się na śmierć.
Ahahahaha! Wyborne, milordzie. 😉 Znakomita parodia, lepsza niż ostatnia Masłowska. Witam pierwszego trolla na tym blogu. 🙂
Ale i w tym „utworze” jest więcej, niż szczypta prawdy
W sensie, że istneją ludzie opisani przez Anonimowego? Jasne. Tylko co z tego?
Anonim walnął komentarzem kwiecistym jak sukienka ciotki Baśki. Jeżeli ktoś się realizuje w tym, co robi i pragnie się z tym dzielić, to niech to robi. Dążenie do „sukcesu i spijania śmietanki” to cel życiowy dla płytkich umysłów, a i tak wszystkim nie dogodzisz. Prosta jak cep prawda- nie każdy musi być wysublimowanym kurwa ą ę, żeby trafiać do ludzi i robić coś fajnego. Nie każdy musi być Lemem, Sienkiewiczem czy innym autorytetem, żeby się podobać. Też nie zgadzam się ze wszystkim, ale pseudo-wysublimowanych, literackich kurwiszonów nie cierpię.
Pozdrawiam Autorów.
Nella
Ja patrzę na pierwszego posta jak na dzieło literacke i widzę tam po prostu trolling. Do tego niezły. Autor przywdziewa personę sfrustrowanego literata, który powodowany przeciwnościami losu wyuczył się bezradności. Sam na siebie nie chce patrzeć jak właśnie na tego „ćwierćwieszcza”, którego przywołuje w tekście, więc eksternalizuje pogardę. To inni są miernotami, nie on. To inni miotają się, nieświadomi jałowości swoich wysiłków, podczas gdy on osiągnął spokój w samoświadomości własnego beztalencia. W rzeczywistości, co widać po końcówce tekstu, czuje ten sam niepokój, który przypisuje innym – i taką samą pogardę wobec siebie, jaką chciałby widzieć u nich.
Mówię, w kategoriach trollingu to jest po prostu mistrzostwo. Każdy, kto próbował pisać, mierzył się ze zwątpieniem. Stan umysłu opisany w pierwszym komentarzu nie jest więc czymś zupełnie obcym dla ludzi odwiedzających bloga. Nie ma szans, żeby takie słowa nie wywołały jakiejś reakcji, żeby nie sprowokowały kogoś do wdawania się w dysputy.
Tak więc, proponuję robić to, co powinno się robić z trollami na całym internecie i nie traktować tych wynurzeń w kategoriach innych, niż ciekawostki. Od siebie natomiast muszę powtórzyć gratulacje dla anonimowego autora: naprawdę, świetne wyczucie tematu i przekonująca kreakcja. Do tego dobra stylizacja na bufona, świtne wejście w pretensjonalny język. Człowieku, powineneś pisać książki.
Zacząłem pisać około poł roku temu. Przynosi mi to sporo radości. Wiedziałem o czym chcę pisać, ale brakowało mu warsztatu, nadal brakuje. Dlatego czytam, słucham, rozmawiam, ale przede wszystkim piszę. Chciałbym pisać w pewien sposób, odpowiedni dla dwóch autorów książek, dlatego, że czytanie ich książek miało dla mnie szczególne znaczenie. Obaj piszą w różny sposób o różnych sprawach, ale mi to nie przeszkadza. Wrażenie znajomości pisarstwa jest ulotne, w końcu to rodzaj sztuki, a nie program polityczny czy dogmaty religijne. Wystarczy to kochać. Mam 27 lat 😉 GR
Coś w tym jest (zbliżam się do trzydziestki) 😀
Zaczęłam pisać prozę (jak to szumnie brzmi), mając lat 17 i o ile miałam zamiłowanie do tak karygodnych rzeczy jak deus ex machina, a pojęcie fabuły było mi obce, to sama umiejętność operowania słowem była naprawdę dobra. Potrafiłam jednego wieczoru trzasnąć kilka stron niewymagających późniejszej poprawy. Potem przestałam pisać, choć po kilku latach wróciłam. Różnica ogromna, bo świadomość tego, co robię, wzrosła, ale niestety zostało to okupione obniżeniem warsztatu. Ciężka pracą da się nadrobić, ale nie jestem w stanie napisać więcej jak 2-3 stron dziennie, do tego niewymagających kilku solidnych popraw i szlifów. Smutne. Dlatego im wcześniej, tym lepiej – byle nie przestawiać.
Pozdrawiam!
Pff… Skoro tak to ja będę gwiazdą. 🙂 Zaczęłam pisać prozę (tak, brzmi szumnie Phoe, sama to sprawdziłam) w wieku 8 lat (pisadełka nic nie warte, ale pomysły ciekawe), a teraz mam lat 11. Jestem jak muzyk – wcześnie zaczynam, ale to może efektować wczesnym umieraniem 🙂
Ja zaczęłam pisać w wieku lat… hmmm… około dziesięciu. Lub nawet wcześniej. Oj jak dawno temu. Potem miewałam przerwy, ale i tak sporo już za mną. Rzeczywiście, jak pisała Phoe, czasem trudniej jest wrócić do pisania. Ale na szczęście to chwilowe, szybko można odzyskać dawną sprawność pisarską.
Zgodzę się, że jest tylko jedna dobra pora na rozpoczęcie pisania książek. Tą porą jest TERAZ. Zawsze dopinguję piszącym nastolatkom – przede wszystkim, że im się chce, mają pomysły, starają się. Ale zarazem trzeba też uświadamiać początkujących pisarzy, że najlepszą porą na wydanie pierwszej książki wcale nie jest teraz. Ani nawet moment po jej ukończeniu. Niech minie choć z pół roku. Potem należy ją przeczytać na nowo – i bardzo łatwo dostrzec, dlaczego książka powinna jednak pozostać w szufladzie lub poczekać na mocne przerobienie jej w przyszłości. Opinie rodziny i znajomych bardzo rzadko są miarodajne. A po co się wystawiać na ogromną krytykę czytelników chęcią zbyt szybkiego zaistnienia na rynku?
Zaczęłam pisać jako naprawdę małe dziecko, w wieku bodajże 9 lat napisałam taką mikro-powieść, miała może z 50 stron. Do 12 roku życia miałam na koncie kilkanaście opowiadać, potem nastąpiła chwila przerwy. W pierwszej gimnazjum przyśniło mi się coś na tyle fajnego, że postanowiłam zrobić z tego książkę. Obecnie ta książka ma około 150 stron, jest ciągle kontynuowana, a pomysłów na dalsze rozwinięcie fabuły nie brakuje. Nie potrafię jej ocenić, ponieważ nikt jeszcze jej nie czytał, ale wydaje mi się, że ze strony na stronę idzie mi coraz lepiej. Ciekawe jest jednak to, że zaczynając pisać miałam w głowie tylko ten sen, żadnego rozwinięcia, sam sen zajął mi może 20, 30 stron. Pisząc późniejsze rozdziały nie znałam zakończenia, ani odpowiedzi na główne pytanie książki. Powoli staram się wyprzedzać umysłem to, co piszę aktualnie, lecz rzadko mi to wychodzi. Nawet, jeśli w planie powieści jest np., w tej bitwie ginie 20 osób, to tuż przed pisaniem tego fragmentu stwierdzę jednak, że do żadnej bitwy nie dojdzie. Przez to czuję się jakbym nie miała kontroli nad tym, co piszę, jakbym to ja była czytelnikiem, ale cóż, może kiedyś to się zmieni.
Szczerze powiem, że jestem młoda, pracuję nad powieścią (wątpię, aby coś z tego wyszło). Cały czas się dokształcam, staram się tworzyć rozmaite plany powieści, odpowiednio ułożyć fabułę, zachować budowę sceny, stworzyć różnorodnych bohaterów- lecz cóż z tego, skoro polegnę ze strony narracji, stylu i pewnie reszty? Czy to w ogóle możliwe, żeby w nastoletnim wieku napisać dobrą książkę? Którą ktokolwiek chciałby czytać ( dodam, że moja pani od języka polskiego sprawuje pieczę nad opowieścią)?
W temacie artykułu proponuję, jako dobry przykład podać Pana Sapkowskiego. Jeśli nic nie pokręciłem to wiedźmińską sławą okrył się koło 40 (podajże w wieku 39 lat)
„A do tego z pisania i tak nie da się wyżyć, więc studiuj prawo! ” hahaha 🙂 to o mnie. no i zostałam prawnikiem. 🙂
Mam rocznikowo trzynaście lat, aktualnie piszę swoją pierwszą powieść – będzie raczej krótka, w końcu to debiut 🙂 Pisać zaczęłam naprawdę wcześnie, swoje pierwsze trzywersowe wierszyki kleciłam mając może sześć lat. Wiem, że jeszcze mnóstwo pracy i treningu przede mną!
Witam. Mam 15 lat, a moja przygoda z pisaniem zaczęła się… właściwie trudno powiedzieć. Zawsze coś tam bazgroliłam w zeszytach, a całe dzieciństwo ( wiadomo, te przedszkolne i podstawówkowe ) spędziłam w książkowym świecie marzeń i fantazji. Już wtedy zaczynałam tworzyć własne opowieści, ale mało które spisywałam.
Bardziej poważnie zaczęłam myśleć o tym, kiedy prawdziwym wyzwaniem stało się dla mnie znalezienie książki potrafiącej sprostać moim wymogom. Nie żeby one znowu były takie wysokie! Ale jednak nie potrafiłam nic znaleźć. Wtedy swoje pomysły zaczęłam układać, charakteryzować postacie, tworzyć światy. Przełom nastąpił kiedy to odkryłam Wattpada. Nigdy bym nie pomyślała, że ta aplikacja zmieni moje życie do tego stopnia.
Pierwsze opowiadanie, za które się wzięłam nie poszło zbyt dobrze, ale trudno się dziwić. Zaczęłam je pisać, żeby tylko zacząć. Nie czułam tej pasji i chęci, a mimo to muszę przyznać, że czytając teraz moje wypociny sprzed kilku lat, jestem z siebie nawet dumna. W każdym razie nie skończyłam na tamtej próbie i teraz jedna z moich książek w rankingu popularności zajmuje drugie miejsce w dziale fantasy ( nie jest to duże osiągnięcie, ale dla mnie to niesamowita motywacja, bo wątpiłam, że znajdę się choćby w pierwszej 50 ), a ja nie wyobrażam sobie więcej niż dwóch dni bez pisania. To coś co po prostu kocham i chciałabym móc wiązać z tym przyszłość. No właśnie – chciałabym.
Jestem w drugiej klasie gimnazjum i oczekuje się ode mnie ( jak i również od wszystkich innych ), że już teraz będę decydować o swojej przyszłości. Muszę wybrać za niedługo następną szkołę i najlepiej gdybym wiedziała na jakie ewentualnie pójdę studia. A ja chcę pisać. Nie jako dziennikarka, chociaż o tym też bardzo wiele myślałam. I jestem w kropce. Nie wydam książki, bo wiem, że będę tego później żałować, ale jeśli wybiorę jakiś zawód, który nie da mi wystarczająco dużo czasu na moją pasję?
Aby wiązać z nią przyszłość, musiałabym wejść na rynek już teraz, a tego nie zrobię. I właśnie tu jest problem, bo czekanie kolejnych piętnastu lat może mnie w przyszłości nieźle zaboleć. Zakładając, że nie będę leżeć wtedy w trumnie ( bo bądźmy realistami, w tych czasach wszystko jest możliwe ).
To jest jednak absurd, że się od ludzi w tym wieku wymaga, aby świadomie decydowali o własnej przyszłości zawodowej – moim skromnym zdaniem. Poradzę Ci tylko, żeby wybierać „przyszłą karierę” raczej po kluczu własnych talentów (czyli „co mi przychodzi łatwo”), niż po kluczu tego, co lubisz robić, albo co dorosłym ludziom w Twoim otoczeniu wydaje się dobrym wyborem. Rozwijając się zgodnie ze swoimi predyspozycjami masz największe szanse dojść do wysokiego poziomu biegłości – a tak naprawdę w tej całej karierze właśnie o to chodzi. Trzeba być w czymś dobrym, wtedy przyjdą też pieniądze.
Co do opierania kariery na pisaniu… Cóż. W zasadzie można powiedzieć, że ja utrzymuję się wyłącznie z pisania – jestem pisarzem zawodowym. 😉 Tyle że większość kasy zarobiłem na trzaskaniu instrukcji technicznych po angielsku, a nie na literaturze. Jeśli zamierzasz utrzymywać się tylko z pracy piórem, pogódź się z tym, że będziesz pisać mnóstwo tekstów, których teraz pewnie nie chciałabyś czytać.
Być może łatwiej jest jednak, kiedy człowiek pracuje, dajmy na to, jako księgowy, a pisze po godzinach. Przynajmniej się tak prędko nie wypisze. 😉