Kiedy chcesz coś napisać, często pojawia się problem, jak się do tego zabrać. Jak ruszyć z miejsca i zacząć pisać, pomimo tego, że pusta kartka straszy? Podobnie jest, gdy masz już coś napisane, ale trafiasz na mur i nie potrafisz go przebić. Siedzisz nad tekstem, ale absolutnie nic mądrego nie wpada do głowy.
Często określa się to jako pisarską blokadę albo brak natchnienia, ale ja nie wierzę ani w jedno, ani w drugie. Nie potrzebujesz muzy, żeby włożyła ci lepsze pomysły do głowy – jeśli będziesz na to czekać, w najlepszym razie zmarnujesz czas, w najgorszym, zmarnujesz swój potencjał. Musisz się po prostu zabrać do roboty i przemóc opór w pisaniu.
Oto kilka metod, które Ci w tym pomogą. Lista nie jest kompletna, z pewnością istnieją też inne sztuczki. O skuteczności poniższych mogę Cię jednak zapewnić osobiście, bo albo sam je stosuję, albo widziałem je w akcji.
Powiedz to!
Jeśli masz problem z wydobyciem słów pisanych, opowiedz sobie na głos to, co chcesz napisać. Tak jest, na głos. Jeśli jesteś w publicznym miejscu, możesz, jeśli wolisz, powiedzieć to sobie „w głowie”, ale gwarantuję Ci, że faktyczne zaangażowanie aparatu mowy da lepszy efekt.
Być może szukasz konkretnej frazy, która oddałaby Twoje myśli – jeśli je wypowiesz po swojemu, zwiększasz szanse na jej odnalezienie (i przy okazji na to, że będzie strawna dla czytelnika). Jeśli chcesz uporządkować jakiś temat przed jego zapisaniem, opowiedzenie go też powinno Ci pomóc. Nie musisz wgłębiać się w szczegóły. Ważne, żeby słowa zaczęły płynąć.
Alternatywą dla gadania do ściany jest pogawędka ze znajomym. Opowiedz mu o tym, co piszesz lub chcesz napisać. Dzięki rozmowie możesz zmienić perspektywę, z jakiej patrzysz na swoje męki twórcze. No i, oczywiście, sama konieczność mówienia rozrusza akurat te szare komórki, których używasz również do pisania.
Znajomi w ogóle są przydatni, bo mogą później przeczytać Twój tekst i wskazać, gdzie nudzili się podczas lektury, albo czego za Chiny nie potrafili zrozumieć. Pamiętaj tylko, żeby nie zamęczyć ludzi, których angażujesz w swój proces. Kiedy z nimi rozmawiasz, skup się na temacie swojego dzieła, albo na konkretnym problemie, przed którym stoisz. Nie mów o tym, jak Ci ciężko i jak trudno jest pisać. Nie próbuj też z nich wydobyć ładnych fraz czy okrągłych zdań, które wykorzystasz jak swoje. To Twoja robota, żeby ubrać własne myśli w odpowiednie słowa.
Pisz jak leci
Czasem masz coś na myśli, ale nie potrafisz tego wypowiedzieć we właściwy sposób. To, co wychodzi w piśmie, jest w jakiś sposób niewystarczające, ułomne. W takich sytuacjach moim pierwszym odruchem jest skasować, co napisałem i zacząć ten fragment od nowa. To bardzo, bardzo złe wyjście. Jedynym usprawiedliwieniem dla kasowania dopiero co napisanego tekstu jest sytuacja, kiedy rzeczywiście wyszło Ci coś zupełnie innego, niż w zamierzeniach.
Gdy zauważysz, że piszesz brzydko, nie panikuj! Ważne, żeby było na temat. Problemy estetyczne rozwiążesz później. Po napisaniu dowolnego tekstu i tak musisz dać sobie czas na edycję, korektę błędów i wszelkie inne poprawki. Wtedy będzie odpowiedni moment, żeby wygładzić koślawe zdania.
Pamiętaj: gdy zauważasz, że coś jest nie tak z Twoim tekstem, zastanów się, czy mimo to ciągle idziesz w dobrym kierunku (pozostajesz w temacie). Jeśli odpowiedź jest pozytywna, nie przejmuj się. Pisz dalej – jak leci. Nawet jeśli leci krzywo.
Odpocznij
Pisanie nie jest łatwe, więc masz prawo odpocząć. Dowolnie długi czas i w dowolnym momencie. Pamiętaj tylko, że Twoim celem jest napisanie określonego dzieła w rozsądnym terminie, więc odpoczynek musi Ci w tym pomóc, nie przeszkodzić.
Najpierw, rozróżnij odpoczynek podczas pisania i odpoczynek od pisania. Ten pierwszy to czas, w którym zbierasz siły do kolejnego ataku na tekst. Ten drugi to po prostu czas, w którym nie piszesz. Kiedy odpoczywasz podczas pisania, musisz mieć świadomość, że zaraz wrócisz do pracy. Siłą rzeczy, nie spędzisz w ten sposób dnia czy tygodnia. W zasadzie, nie polecam przerw w pisaniu dłuższych niż kilkanaście minut.
Kiedy odpoczywasz podczas pisania, staraj się zająć czymś zupełnie niezwiązanym z tematem. Pozwól swojemu umysłowi oderwać się od tekstu. Dobrze sprawdzają się w tej roli tak bezmózgie rozrywki jak telewizja albo sprawdzanie Facebooka. Świetnym pomysłem jest też krótki spacer, medytacja lub seria ćwiczeń. Gdy wrócisz do tekstu, będzie Ci łatwiej pokonać problemy i ruszyć dalej.
Pamiętaj tylko, żeby nie przedobrzyć. Jeśli dłużej odpoczywasz, niż piszesz, to jest po prostu prokrastynacja.
Przeprowadzka!
Nie, nie mam na myśli od razu zmiany mieszkania. Jestem jednak pewien, że masz jakieś ulubione miejsce do pisania – wygodne biurko, kanapę, cokolwiek. Kiedy twój tekst zacznie stawiać opór, spróbuj zmienić to wysiedziane miejsce na inne. Być może wystarczy zmiana pokoju, ale osobiście radziłbym coś bardziej radykalnego. Zabierz pracę do parku. Idź do kawiarni, wybierz dogodny stolik i zamów coś do picia.
Zmiana otoczenia zadziała stymulująco na Twój mózg. Uwierz mi, metoda jest prosta, ale może być niezwykle skuteczna w pokonywaniu blokad.
Dobrze mieć mobilne urządzenie, na którym będziesz w stanie kontynuować pisanie (czasem wystarczy nawet smartfon). Jeśli jednak masz dostęp tylko do komputera stacjonarnego, nie lubisz pisać ręcznie, a do tego przywiązano Cię do krzesła – zmień przynajmniej muzykę, której akurat słuchasz. To trochę jak zmienić otoczenie. Poza tym, muzyka mocno wpływa na naszą świadomość (udowodnione naukowo!), więc inne dźwięki wprawią Cię w odmienny nastrój. Być może będzie to klucz do Twojego dzieła.
Foto: Ed Yourdon / Foter.com / CC BY-SA
mam problem. bardzo duży i poważny problem. Zmora która dotyka wiele osób- powtarzanie wyrazów. Czy autor bloga mógłby napisać jakąś notkę co zrobić z tym ustrojem? Czytam dużo, piszę także sporo(staram się codziennie). Co jednak oznacza dla mnie dużo czytać? 2-3 książki miesięcznie na komputerze lub jeśli brak czasu to audiobook. czy są jakieś ćwiczenia na to by zniwelować słowne powtórzenia? zamieszczam tutaj ten komentarz ponieważ jest napisane poradnik pisania;)
W momencie, kiedy są problemy z powtórzeniami polecam przy sprawdzaniu tekstu czytać go na głos, wtedy dużo łatwiej jest je wychwytywać i zupełnie inaczej odbiera się, to co się napisało. Tutaj mogą wychodzić też problemy z szykiem, czy doborem słów.
Jasne, postaram się przygotować taki wpis w przyszłym tygodniu – do końca tego mam już wszystko rozplanowane. Generalnie jednak, co masz na myśli mówiąc, że powtarzanie wyrazów to duży problem dla Ciebie? Być może najprostszą radą jest po prostu czytać ponownie tekst po napisaniu i zamieniać powtórzone wyrazy na synonimy?
dobra już wiem w tekście czasami się czają takie powtórzenia, a jak się przez jakiś czas pracuje to nie sposób jest zauważyć ich ale w wordzie jest opcja ctrl+f a i słownik synonimów chyba nie ma innej rady jak to stosować i nic nie da jak po prostu twarda praktyka pisarska…dzięki za udzielone wskazówki;)
Witaj,
Jak mi to kiedyś powiedział mój dobry kolega, którego bardzo szanuję – najlepszym sposobem na wszystko – ortografię, gramatykę czy wzbogacenie słownictwa jest czytanie. Czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Naturalnie tylko tych, których czytać warto, choć akurat moim skromnym zdaniem czytanie i oglądanie literatury/kina klasy B też ma swoje plusy. Pozwala spojrzeć na swoją pisaninę z większą dozą krytycyzmu. I nadziei 😉
Jeśli chodzi o muzykę to podczas pisania włączam specjalną playlistę, która robi mi za tło muzyczne do mojej powieści. Staram się ją wpasować w odpowiednie fragmenty opowieści, tak by razem współgrały. To czasem na prawdę pomaga i buduje nastrój, a nawet pomaga wczuć się w postać bohaterów i ich sytuację. pozdrawiamn
W dużej mierze zgadzam się z tym artykułem. W tzn. blokady to już od pewnego czasu przestałam wierzyć. Jeżeli się pisze regularnie to przestają one nękać tak często, im dłuższa przerwa tym trudniej zabrać się do roboty. Tak z perspektywy to wydaje mi się, że człowiek szuka wymówki, mówi, że „brak weny” i łatwo siebie rozgrzesza. Nie dość, że nie pisze to zaczyna sobie robić wyrzuty, że tego nie robi, albo użalać się nad sobą „och jak muza nie wróci”, „kiedy wróci?” itp. bzdety. Zaczyna męczyć siebie i ludzi obok, zbyt długo krążyć myślami wokół tego „braku natchnienia” i przegapia możliwości, bo nie widzi tego, co obok, aż się prosi, aby opisać.
Dwie rzeczy, które wymieniłeś na pewno działają: zmiana otoczenia i pisanie jak leci. Pierwsza, świetna jak ma się „totalną pustkę w głowie” nawet jak nie zabierasz laptopa i nic nie napiszesz, to wychodząc z domu zawsze coś oderwie uwagę, kogoś spotkasz, poobserwujesz ludzi, czy ptaki, może coś ciekawego usłyszysz, albo zauważysz – coś cię „natchnie”, a jak nie, to odpoczniesz, też się przyda.
Natomiast to pisz jak leci najlepiej sprawdza się, jak pomysł jest, tylko nie wiadomo jak go ugryźć. Trzeba spisać brudnopis i tyle, w miarę wyrzucania z siebie wszystko się wyklaruje, można później zrobić korektę, albo od razu. Szczerze to mi już minął okres, kiedy zastanawiałam się czy piszę na temat. Po prostu piszę, jak skończę to patrzę, co z tego wyszło, albo zostawiam tekst, aby się „odleżał” i wyruszam w teren np. z psem do parku, albo idę się przespać. Później na spokojnie sprawdzam. Wyciągam, co najlepsze, robię korektę, a resztę „tą nie na temat” zostawiam na później, może się przyda, może rozwinę w inny tekst.
Sprawdza się, szczególnie jak mam pomysł i nie wiem, czy wyjdzie opowiadanko, czy coś dłuższego. Często napiszę przy okazji dodatkowy tekst, np. niewnoszący nic dobrego w pierwowzorze bohater z boku sceny, przeradza się głównego bohatera gdzieś indziej, albo coś „wyrośnie” z epizodu. Szkoda mi go wyrzucić, więc w najgorszym razie trafi do pliku pomysłów do wykorzystania, wtedy, gdy nie będę miała weny.
Pozdrawiam. J.
O, ja mam jeszcze jedną metodę w kwestii „pisania jak leci”. Wydaje mi się, że przed przystąpieniem do dużego projektu (powieść), warto napisać krótkie opowiadanie w realiach owej powieści. Być może z innym bohaterem, albo w innym miejscu, albo jeszcze inaczej – ale z wykorzystaniem tego, co chcemy przekazać w powieści. Właśnie testuję to podejście i na razie widzę same zalety (no, poza dodatkowym czasem, który trzeba poświęcić – to minus). W ten sposób powstaje taki „proof of concept”, dzięki któremu widzisz swój zamysł w akcji.
Faktycznie działa! Właśnie zrobiłam sobie chwilę przerwy w pisaniu, ponieważ natknęłam się na 'mur’ . No i poszukuję na tej stronie rozwiązania. Znalazłam to, więc czytam, czytam i myślę, 'ten ostatni sposób jest ciekawy’. Jestem jednak jak to trafnie określono, przywiązana teraz do krzesła, więc puściłam po prostu inną muzykę. Taki ostatni pop z eska TV, no i od razu wena. Napisałam sobie plan wydarzeń, dosłownie pięć minut po przeczytaniu tego tekstu. Bardzo dziękuję za ten wpis, bo naprawdę mi się przydał.
Ja mam inny problem – mam wrażenie, że to, co piszę, będzie fascynować tylko mnie, a innych znudzi. 🙂
Witam w klubie Elfir ;P Też mam ten sam problem. Moje uniwersum to cały mój intymny świat, który nie interesuje innych.
Elfirze, tak, tak, mnie też to dotyka. Ale nie martw się, i tak podbijesz świat! 🙂
Ja mam jeszcze dwie metody, które u mnie działają.
Po pierwsze: mapa myśli powiązana z burzą mózgu. Na środku pytanie-problem, od niego mnóstwo strzałek. Tworzą mi się schematy, które pobudzają moją kreatywność, dzięki czemu aż chce mi się pisać.
Po drugie: zmiana scenerii. Nie, nie wyjście na spacer – zmiana wewnątrz tekstu. Jeśli już kompletnie nie wiem, co robić, wstawiam jakiś sen (najwyżej później wytnie się go w redakcji) lub krótką scenę z punktu widzenia zupełnie innej osoby (jakoś często wychodzi mi wtedy morderstwo… ^^”). Dzięki temu mam wrażenie orzeźwienia i znacznie więcej sił do powrotu do wcześniej opisywanego wątku.
Z kolei pogawędka ze znajomym nie działa u mnie najlepiej, bo kiedy już wypowiem na głos pomysły, często przestają one być dla mnie atrakcyjne i warte opisywania. Więc tu bym była ostrożna. Zależy komu i co dokładnie się mówi.
Dobrze, że jesteście. Mówię poważnie – trafiłam na „mur” rok temu… tak, tak, rok temu. Przez ten czas szukałam wymówek, okłamywałam samą siebie i unikałam komputera jak ognia.
W głowie mam dwie następne historie, a ja najchętniej czytam książki innych. Pochłaniam jedną, zaraz potem kolejną i tak bez końca. Czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, od biografii po horrory.
Widzę, że czas się otrząsnąć.
Dziękuję Wam – jutro zasiądę do pisania.
Witam
Mój problem polega na tym, że nie potrafię przełamać swojej blokady. Mam pomysł na historię, którą chciałabym spisać, lecz nie potrafię. Otworzyłam się nawet przed koleżanką, niestety to nic nie dało. Pomysł nadal siedzi w mojej głowie, a ja nie potrafię przenieść go na papier.
Weroniko, sama staję często przed takim problemem. Pomysłów mnóstwo, jeden nadkłada się na drugi, ciągle przekształca, tylko… często nic z tego nie wynika. W takim wypadku polecam 2 bardzo do siebie podobne metody, które opracowałam jeszcze pisząc prace na studiach. Pierwsza – spisz na kartce swój pomysł. Nie zastanawiaj się czy jest on fajny i co w nim pozmieniać. Ja często piszę w punktach, bez zastanawiania się nad składnią, byle tylko zdążyć utrwalić na papierze to co mam w głowie, zanim przepadnie w odmętach zapomnienia. Nawet nie musisz nazywać bohaterów (u mnie w tej fazie nazywając się A, B, C itp), sama koncepcja jest w tej chwili najważniejsza. Potem przeczytaj tekst i popraw to co na pierwszy rzut oka jest do zmiany. A następnie schowaj tekst na 3 dni w szufladzie i nie zaglądaj do niego! Po tym czasie przeczytaj go jeszcze raz i zobacz czy się do czegoś nadaje czy jednak nie. Ta przerwa naprawdę dużo daje i pozwala spojrzeć na dany problem z innej perspektywy. Druga metoda jest zwyczajnie rozwinięciem pierwszej. Jeśli już mam ogólny zarys pomysłu: kilka słów o bohaterach, gdzie i kiedy i mniej więcej co ma się stać (zazwyczaj 2-3 strony wypunktowanego tekstu), przystępuję do pisania, ale nie powieści, czy opowiadania, tylko rozszerzonej wersji pomysłów najczęściej również w punktach, np. Rano, pokój bohatera, śni mu się koszmar i budzi się z niego z krzykiem. Wstaje z łóżka i idzie do kuchni, parzy kawę w tym czasie wygląda przez okno i widzi zakrwawionego znajomego. Dopiero teraz kiedy już mam w miarę określoną sytuację dla całości tekstu, przystępuję do właściwego pisania. Np. opis poranka, co się śni bohaterowi, czy ma to znaczenie i jakie, jak się czuje po przebudzeniu, jego rytuały poranne, kim jest znajomy, czy się lubią czy nie, co robi bohater widząc go itp. Dla mnie ta metoda jest naprawdę skuteczna, bo łatwiej mi pracować nad małymi fragmentami, niż nad całością jednocześnie. Poza tym łatwiej nanosić poprawki (zmiana koncepcji) w krótkim wypunktowanym tekście:)
A teraz problem, z którym ja się borykam od dość długiego czasu. Wymyśliłam i napisałam historię, została ona przyjęta pozytywnie przez edytora i redakcję, ale niestety nie może zostać wydana, bo jest za krótka. Przecież nie wszystkie książki mają 500 stron, Pratchett ma często ok 200 (tak jak moja zresztą). I teraz zupełnie utknęłam, nie wiem co mogłabym dopisać do historii by jej nie zniszczyć. Za każdym razem jak staram się dopisać jakiś pomysł, mam wrażenie jakby historia stawała się sztuczna i rozciągana na siłę. Moja blokada trwa już dobre pół roku (dla tej historii) i nie mam pojęcia jak mam to przełamać. Może ktoś ma jakiś pomysł?
Też nie rpozumiem tego nacisku na ilość – przez wydawców. Jeśli tekst jest dobry, to jaki jest sens i cel zmuszania autora do wydłużania tekstu, w ktym jest już wszystko, co powinno być. No, Konopnicka albo Prus by tych swoich nowel w takim układzie nie wydali 🙂
Mam nadzieję, że nie musiałaś psuć swojego tekstu przez widzimisię wydawcy – Twój komentarz jest sprzed 3 lat, więc pewnie spraw już się zdążyła rowiązać, w taki czy inny sposób. Pozdrawiam!
Też nie rozumiem tego nacisku na ilość – przez wydawców. Jeśli tekst jest dobry, to jaki jest sens i cel zmuszania autora do wydłużania tekstu, w ktym jest już wszystko, co powinno być. No, Konopnicka albo Prus by tych swoich nowel w takim układzie nie wydali 🙂
Mam nadzieję, że nie musiałaś psuć swojego tekstu przez widzimisię wydawcy – Twój komentarz jest sprzed 3 lat, więc pewnie spraw już się zdążyła rowiązać, w taki czy inny sposób. Pozdrawiam!
Pingback: Blokada pisarska – Radość z pisania