„Spisek pisarzy” to blog o książkach, o kulturze czytelniczej, ale przede wszystkim – o pisaniu. Zamierzam zdradzić Ci najskrytsze sekrety rzemiosła, takie, które naprawdę trudno poznać gdziekolwiek indziej. Dlaczego to robię? Pozwól, że najpierw opowiem jedną historię.
Otóż, wczoraj musiałem udać się na badania. I to takie, których nie przeprowadza się prywatnie, bo sprzęt jest kosztowny, a potrzebujących mało. Nie miałem wyjścia – czekało mnie czołowe zderzenie z publiczną służbą zdrowia.
Unikam tego, jak mogę. Napycham kabzę prywatnym przychodniom, funduję złote klamki w gabinetach. Nawet nie dlatego, że dostaję w zamian usługę tak świetnej jakości. Po prostu, alternatywa mnie odstrasza. Możesz więc sobie wyobrazić, że gdy wchodziłem do szpitala, nie byłem optymistycznie nastawiony do przyszłości. Mógłbym to wręcz opisać w tym tonie:
Ceglane ściany budynku pamiętały czasy cesarza Wilhelma, pruskiego imperializmu i nazistowskiej chwały. W chłodny poranek szpital wyłaniał się z mgły jak widmo pogrzebanej przeszłości. Kto tu umarł? Czyje duchy nawiedzają po nocach korytarze tego przeklętego miejsca? – zastanawiałem się, przekraczając skrzeczącą złowieszczo bramę. Obskurny korytarz poprowadził mnie do pomieszczenia pełnego szarych twarzy, wypranych z radości i nadziei. Jakże dziękuję bogom, że nie musiałem dołączać do tych biednych dusz w czyśćcu poczekalni, gdzie katusze cierpiały całe pokolenia. Los pozwolił mi czmychnąć bocznym przejściem, za tabliczką wskazującą drogę. „Do laboratorium”, obiecywały symbole, po czym przestrzegały przed zbaczaniem z obranej trasy. „Do kostnicy” – zapowiadały. „Do krematorium”.
Uch, co za horror. Ale dlaczego mam to opisywać tak dramatycznie? Ostatecznie, spodziewałem się Auschwitz, a zastałem PRL. Może coś w ten deseń:
– Pan na badania? – spytała pielęgniarka. – A skierowanie jest?
Podałem jej kwitek, za którym musiałem wcześniej stać w wielogodzinnej kolejce. Służba zdrowia jest darmowa, zamiast pieniędzmi płacisz jej czasem.
– Pan poczeka! – rzuciła mi i zniknęła za drzwiami.
Po tej stronie zostałem sam. Ja, kilka krzeseł i ściany upstrzone plakatami wzywającymi do dzielnej walki z chorobami. Cukrzyca twoim wrogiem! Zdrowa dieta dla zdrowego ciała! Dbaj o serce! Ku chwale socjalistycznej ojczyzny.
Zaraz obok gazetka ścienna, żółtawe kartki przyczepione pinezkami do zielonej tablicy korkowej. Wszystko wypłowiałe, stare, zbierające kurz w zamkniętej na klucz gablotce. Na podłodze linoleum. Ściany powleczone farbą olejną do połowy wysokości. I ten zapach. O tak, ten zapach tanich, ale mocarnych środków czyszczących.
Dobry boże. Gdzieś po drodze musiałem wejść do wehikułu czasu i jeśli teraz wyjdę ze szpitala, będą lata osiemdziesiąte, w pełnym rozkwicie, z MO na ulicach i pekaesami porastającymi twarze mężczyzn.
Nie! Jak teraz złapię wi-fi?!
No, OK – tyle że ten, kto faktycznie odwiedza placówki publicznej służby zdrowia, nie doznaje na ich widok takiego szoku poznawczego, jak ja. Co by było, gdybym był bardziej przyzwyczajony do tej brzydoty? Gdybym nie patrzył ze swojej perspektywy wymuskanego „Ę-Ą” mądrali? Spróbujmy może tak:
Jebane kitle, kurwa.
Człowiek zapierdala na tych darmozjadów, a kiedy przychodzi co do czego, musi czekać w zasranych kolejkach. Nawet jak jest jedyną osobą w poczekalni. No ja pierdolę. Płacę przecież podatki, nie? Nosz kurwa, coś mi się za to należy. Wszystko przejadają, te pieprzone biurwy, te urzędy i cała ta hałastra. A ludzie muszą harować po dwie zmiany na tych, kurwa mać… No słów nie mam.
Wszystko to, kurwa, wina Tuska jest.
Drzwi się otwierają i staje w nich pielęgniarka.
– Proszę wejść, już wszystko gotowe – mówi uprzejmie, ale ja tam wiem lepiej, że to szopka. Pewnie kawkę piły, kiedy ja tu czekałem. Kurwa jebana mać.
– Już idę, już. Dziękuję – odpowiadam jednak.
Bo to, kurwa, wina Tuska.
No, to się zagalopowałem. Mam nadzieję, że nie zamkną mi teraz bloga za obrazę funkcjonariuszy publicznych. Tak czy siak, niezależnie od tego, czyja to wina, historia kończy się badaniem. W ramach epilogu można dodać, że wyniki wróżą mi tak długie życie, że zdążę się wszystkim znudzić.
Morał z tego taki, że na wszystko – nawet na najbardziej banalne zdarzenie – można spojrzeć na wiele sposobów, przez różnokolorowe okulary, oczyma różnych ludzi. Wszyscy to potrafimy. Naprawdę. Nawet jeśli wydaje ci się, że jesteś najnudniejszą osobą na świecie, dla kogoś innego Twój sposób patrzenia na rzeczywistość będzie odkrywczy. Jedyne, czego może Ci brakować, to umiejętności wyrazistego i precyzyjnego przekazania swojej wizji. Tak, żeby inni chcieli Cię słuchać.
Właśnie dlatego piszę o pisaniu. To wszystko kwestia techniki i rzemiosła. Nie daj się nabrać na stwierdzenia, że do pisania trzeba mieć talent i natchnienie. Nie wierz ani trochę, gdy mówią ci, że komponowanie opowieści to tajemna sztuka, trudna i dostępna nielicznym. Tak naprawdę można się tego nauczyć. Owszem, poziom mistrzowski osiągniesz po latach praktyki, ale nie musisz od razu należeć do najlepszych, żeby tworzyć i skutecznie wyrażać siebie.
W chwili, gdy to piszę, w Polsce jest bardzo niewiele dobrych poradników na temat pisania, o blogach nie wspominając. Później postaram się przybliżyć Ci te źródła wiedzy, które faktycznie są wartościowe. Powiem, jak to wszystko wygląda w praktyce, zwłaszcza z mojej perspektywy. Opowiem Ci, jak poprawić swój styl, jak pisać klarownie, jak tworzyć dobre opowieści, jak zmotywować się do pisania i wreszcie – jak na tym zarabiać.
Nie jestem mistrzem, nie jestem guru. Z pewnością jest wiele rzeczy, które mógłbym robić lepiej. Pamiętaj jednak, że od kilkunastu lat utrzymuję się w zasadzie tylko z pisania. I że jestem tutaj oraz chętnie podzielę się swoją wiedzą. Za free i bez ściemy.
Fotografia: JD Hancock / Foter.com / CC BY
Super post 🙂
Dziękuję. 😉
Szkoda, że tak późno tutaj trafiłem, ale zostanę na dłużej 😉
Zapraszam, wszyscy mile widziani. 😉
Dzięki światu za ludzi, którzy chcą się dzielić swoją wiedzą 😀
„Obskurny korytarz” Kolejny błąd!
Tak? Gdzie?
Też jestem ciekawa.
jak za darmo, to trzeba brać! świetnie!
Witaj, dziękuję za dobre serce 🙂
Wiem coś o czekaniu w kolejkach… Niestety.
Właśnie rozglądając się za różnymi poradami dla pisarzy, trafiłam tutaj. Podoba mi się, jak na przykładach pokazałeś cudowność bycia pisarzem – możliwość kreowania świata na nowo z różnych punktów widzenia. Widać od razu też lekkość pióra i to coś, co z pewnością zatrzymuje czytelników bloga na dłużej. Mnie zatrzyma ^^
Od takich tekstów zyskuję wiarę w siebie… Dziękuję, Panie Tomku 🙂
Planuję rozpocząć swoją przygodę z pisaniem. Szukałem w necie poradników i trafiłem na ten blog. Gratuluję pomysłu i dziękuję, że chce Ci Się prowadzić dla nas ten blog 🙂
Choć to dawny post, ale te opisy kontaktu ze służbą zdrowia – boskie! Ja patrzę na to jeszcze inaczej, bo jestem lekarzem i pisarzem jednocześnie. Jeszcze dziś zapiszę sobie to moje patrzenie, ciekawe co mi wyjdzie 🙂