Przejdź do treści

Cała ściema Empiku – jak wielki biznes robi wodę z mózgów

Empik - "pełna kultura"

Empik ma problemy finansowe (od stycznia 2014 roku wartość akcji spadła o 74%). Sam ten fakt spowodował, że firma znalazła się na świeczniku. Co gorsza, nie da się już o niej pisać w superlatywach, że tacy mocni, fajni i jak to uroczo, kiedy zbijają kokosy. Te superlatywy zresztą od dawna wyglądały na zwykłą ściemę. Firma grabiła sobie u klientów, wydawców, twórców i pracowników – czyli chyba u każdego, poza samą dyrekcją.

Wyznanie Łukasza Kotkowskiego – oraz niesamowita reakcja mediów i internetu na ten tekst – pokazują, jak głęboki kryzys wizerunkowy przechodzi Empik. Każda normalna firma w takich okolicznościach aktywowałaby dział Public Relations i wysłała w świat pozytywne komunikaty. No i rzeczywiście, słychać: zmiana prezesa zwiastuje zmiany na lepsze, a stumilionowa pożyczka od właściciela to inwestycje w sieć księgarń, żeby nam wszystkim żyło się lepiej. Pięknie. Tylko że jednocześnie, obok tych oczekiwanych treści, idzie w eter przekaz, który ujawnia prawdziwą mentalność Empikowych włodarzy. Przekaz, który mogę określić tylko mianem pogardliwej arogancji.

Czytaj dalej, a rozłożę Ci go na kawałki – w prostych, żołnierskich słowach, bo naprawdę nie znoszę ściemy. Pokażę, jakie argumenty testują na nas w tym oto przecudnej urody artykule. A także – co tak naprawdę oznacza odpowiedź Empiku na szczere zwierzenia Łukasza Kotkowskiego. Nie będzie litości, nie będzie pardonu. Nie u mnie.

Empik jak banki – zbyt duży by upaść

Nie wiem, czy artykuł w „Metro” był wykonany na zamówienie – ale z pewnością na taki wygląda. Pełen jest też argumentów, które mają przedstawić Empik jako filar polskiego rynku książki. Jeśli Empik się posypie, wszystko się posypie. Oczywiście, te same argumenty mogą posłużyć, na przykład, za uzasadnienie państwowej pomocy dla firmy. Bo czemu nie? Z „pieniędzy na kulturę” już teraz dotujemy obiekty sakralne, więc czemu nie „świątynię książki”, jaką ponoć jest Empik.

Przyjrzyjmy się temu wszystkiemu dokładnie. Oto, co mówią przytoczeni w artykule autorzy.

Kalicińska:
Upadek Empiku oznaczałby załamanie rynku sprzedaży książek. (…) Rynek przejęłyby supermarkety, ale one przecież sprzedają tylko bestsellerowych autorów.

Kofta:
Supermarkety też sprzedają książki, ale tylko te bestsellerowe, dla młodzieży, science fiction. Powieść ambitniejsza wymaga już księgarni. Książka nie potrzebuje świętego miejsca, ale przecież w supermarkecie zawsze na pierwszym miejscu będą tylko produkty wysokonakładowe.

Bonda:
Należę do grona tych pisarek, które chętnie zgadzają się na to, by ich książki trafiały do supermarketów i dyskontów, by były jak najbliżej czytelnika. Pewnie to właśnie tam kupowalibyśmy wtedy książki, gorzej byłoby jednak z dostępem do literatury pięknej, reportaży.

Mamy więc dobry Empik, który z mozołem stara się ciągnąć ten podupadły rynek książki, mamy też złe supermarkety, które tylko czekają, aby do szczętu wykończyć literaturę piękną i ambitną. Ile w tym prawdy? Równe zero. Null. Brak nawet w ilościach śladowych.

Empik nie jest jedynym zawodnikiem w swojej kategorii. Próżnię po nim z chęcią wypełnią choćby „Matras” i „Świat Książki”. Zrobią to niemal natychmiast, niech się tylko zdarzy okazja. A jeśli i te sieci księgarń by zniknęły – zawsze pozostaną mniejsze placówki oraz sklepy internetowe. Dla nich upadek hegemona to dar od niebios. Nagle będą mogły się rozwijać na normalnych, rynkowych zasadach, a nie w cieniu i pod dyktando najsilniejszego gracza.

Supermarkety natomiast nie mają większych szans, żeby startować w tej konkurencji. Ani nie są w podobnych lokalizacjach, co salony Empiku, ani nie przyciągają tego samego klienta. Ludzie idą do marketu po masowe zakupy, a nie po to, żeby nabyć produkt luksusowy, jakim jest książka. Supermarkety mogą więc w tej bajce wystąpić tylko jako straszak, a nie prawdziwe zagrożenie.

Ale, ale – myślisz, że to koniec? No to co powiesz na ten piękny cytat:

Wiśniewski:
Empik to już nie jest sklep, ale sposób na życie i bycie. Przychodzą tu młodzi ludzie i zaspokajają swoje kulturalne potrzeby. Zamknięcie salonów byłoby dla nich ciosem.

Po przeczytaniu tego fragmentu turlałem się ze śmiechu przez godzinę (no cóż, tak wewnętrznie, żeby ludzie nie widzieli, bo czytałem w tramwaju). Naprawdę nie wiem, w jakim świecie Wiśniewski żyje, ale to raczej nie jest ta sama rzeczywistość, co u reszty z nas.

Empik w żaden szczególny sposób nie pomaga w zaspokojeniu potrzeb kulturalnych. Kiedyś rzeczywiście dało się tam pójść, wziąć z półki książkę, usiąść na kanapie – i czytać. Albo posłuchać muzyki na specjalnym stanowisku. Oczywiście bez płacenia, a więc bez zysków dla sklepu (za to z potencjalnymi stratami, bo książkę można pomiętolić, a płytę zarysować). Teraz się już tego nie da zrobić. Kąciki z kanapami zostały zastąpione jedną pufą gdzieś w przejściu, za to na ich dawnym miejscu wyrosły stoiska z jarmarczną chińszczyzną. Takich samych luksusów można zaznać w dowolnym innym markecie.

Empik jest galerią, w której można przekartkować nowości, a potem pójść i zamówić je w najtańszym sklepie internetowym.

Młodzi ludzie nie chodzą więc już do Empiku, tylko kupują w necie. Bo taniej. Wygodniej. Bez ryzyka, że się zostanie posądzonym o kradzież przy próbie wejścia i wyjścia. Dla wielu Empik jest po prostu galerią, w której można przekartkować nowości, a potem pójść i zamówić je w najtańszym sklepie internetowym. To wymaga większego zachodu, więc z czystego lenistwa można by kupić książkę od razu na miejscu – gdyby była droższa o, powiedzmy, 5 złotych. Ale zwykle nie jest; często przebicie sięga 20 złotych. Za cenę jednej książki w Empiku można dostać dwie gdzie indziej.

Dla żadnego młodego człowieka zamknięcie Empiku nie będzie więc ciosem. Proszę mi wierzyć, gros młodych ludzi ma Empik głęboko, naprawdę bardzo głęboko w poważaniu.

Wiśniewskiemu nie wystarczyło jednak wystąpienie w roli oderwanego od realiów dziwaka. Musiał jeszcze dorzucić ordynarne kłamstwo:

Przy tak niskim poziomie czytelnictwa w Polsce brak Empiku byłby groźny. Jeszcze bardziej oddaliłby klienta od książki.

Czytelnictwu najbardziej szkodzi cena książek.

Dlatego ten fałsz nazywam ordynarnym? Bo w Polsce głównym czynnikiem ograniczającym dostęp do książki jest jej cena. A Empik bardzo wydatnie przyczynia się do jej zawyżania. Ma w końcu 20% udziału w rynku księgarskim. Gdy sprzedaje taniej, inni też muszą, a sprzedając drożej, daje zielone światło do podwyżek pozostałym dystrybutorom. Wydawcy nie mają wyjścia – mogą się tylko dostosować do warunków hegemona.

Co to za warunki? Ot, choćby taki drobiazg: Empik (na spółkę z hurtownią) bierze sobie co najmniej 50% z ceny okładkowej. Płacisz za książkę 40 złotych, tylko 20 trafia do wydawnictwa, z czego jakieś 4 złote idzie do autora. Żenada? Jak diabli. Dystrybutorzy, choć nie kiwnęli palcem, aby książka powstała, zarabiają na Tobie przynajmniej pięć razy tyle, co faktyczny twórca dzieła.

Patrząc z tej perspektywy, Empik jest pasożytem rynku, nie mecenasem. Gdyby jego włodarzom rzeczywiście zależało na czytelnictwie, nie wymuszaliby bandyckich marży. Nie dociskaliby imadła wydawnictwom, zmuszając do płacenia niebotycznego haraczu za samo miejsce na półce. Nie olewaliby promocji autorów. No i nie wciskaliby chińskiej popeliny tak nachalnie, jak teraz.

Możesz powiedzieć, że Empik to zwykła spółka akcyjna i w statucie ma zarabianie, a nie promowanie czytelnictwa. I to jest prawda. Ale w takim razie nazywajmy rzeczy po imieniu. Empik dba wyłącznie o zysk, nie o to, czy jego partnerzy biznesowi wydają ciekawą literaturę. Nie dba o to, czy w ogóle czytasz książki. Dla niego to nawet lepiej, jeśli przyjdziesz do salonu po papier toaletowy, bo na takim asortymencie ma narzut 800%. Osiemset cholernych procent.

Co mówi Empik?

Oczywiście wszystkie argumenty, które zacytowałem, nie mogłyby wyjść bezpośrednio od przedstawicieli Empiku. Są po prostu zbyt bezczelne. PR korporacyjny rządzi się własnym decorum i nie ma w nim miejsca na ryzykowne stwierdzenia. Niestety, w wypadku naszej wspaniałej sieci księgarń, jest w nim aż nadto miejsca na arogancję.

Znów wrócę do artykułu Łukasza Kotkowskiego o tym, jak to dobrze pracuje się w Empiku. Rzecznik prasowa firmy, Monika Marianowicz, udzieliła komentarza, gdy tekst został przedrukowany na gazeta.pl:

Ze względu na fakt, że działamy w modelu franczyzowym i w salonach tzw. partnerskich nie jesteśmy pracodawcą dla doradców klienta/sprzedawców (to nie my określamy formę oraz warunki wynagrodzenia oraz zatrudnienia), możliwość bieżącego monitorowania sytuacji jest ograniczona. Jednocześnie zwracamy uwagę, że sytuacje opisane przez blogera nie dotyczą całej sieci i w żaden sposób nie wynikają z zarządzeń centrali spółki.

(…)

Żałujemy, że nie byliśmy informowani o jakichkolwiek naruszeniach w tym sklepie na bieżąco, tylko dowiadujemy się o nich z mediów, po roku od zakończenia pracy w salonie przez autora bloga. Zaalarmowani wcześniej mogliśmy od razu podjąć próby zbadania ewentualnych nadużyć dot. warunków pracy.

Innymi słowy, proszę sobie wykoncypować: centrala Empiku nie ma wpływu na sytuację w salonach, ale gdyby tylko wiedziała, co się dzieje, z pewnością nagle by ten wpływ zyskała. To jest bełkot. Bełkot przykryty stosem słów, które mają odwrócić uwagę i zasugerować, że winny jest gdzie indziej. Ot, kierownik salonu, ot, sam bloger, bo przecież mógł powiedzieć o wszystkim od razu. Wszyscy, byle tylko nie włodarze Empiku.

To wyjątkowo bezczelna zagrywka, bo ludzie wystawieni na linię strzału są lub byli zależni od centrali. Słowem – są słabsi. Łatwiej ich kopnąć. Takie stawianie sprawy sugeruje, że Empikowi lekką ręką przychodzi przerzucanie kosztów na innych. Zwłaszcza na tych, którzy nie mają alternatywy i muszą akceptować przedstawione warunki – na partnerów biznesowych, pracowników, wydawców, a nawet pisarzy.

Zresztą, nie jestem pewien, czy słowa pani rzecznik nie idą dalej, poza próbę manipulacji, i nie są najzwyklejszym kłamstwem. Dlaczego? Oddam głos Łukaszowi:

Owszem, sieć nie jest pracodawcą dla doradców klienta, ale to sieć przydziela podstawę wynagrodzenia dla salonów. To także sieć wymusza na Store Managerach konkretne układanie grafików, a co za tym idzie – godziny pracy. „Możliwość bieżącego monitorowania sytuacji jest ograniczona”? Jakoś w każdej innej sytuacji monitoring ma się bardzo dobrze 😉 I to dosłownie, bo centrala bardzo lubi obserwować swoich pracowników przez CCTV zdalnie i przyjeżdżać na audyty z gotowymi nagraniami ukazującymi nieprawidłowości. Szkoda, że w drugą stronę to nie działa.

Ale o co to zamieszanie?!

Empik nie jest jedyną firmą, która zachowuje się w ten sposób.

Chyba każdy z pokolenia dwudziesto- i trzydziestolatków zetknął się z wąsatym polskim biznesem, z firmami-folwarkami, gdzie praca wykańcza psychicznie. Gdzie szefostwo żyje w wieżach z kości słoniowej, traktując innych z pogardą. Empik jest tylko przykładem, o tyle wyrazistym, że zbudowanym na paradoksie – jak firma z branży kulturalnej może być tak pozbawiona kultury pracy?

Przedsiębiorstwa, które podle traktują pracowników, często też z wyjątkowym cynizmem odnoszą się do otoczenia biznesowego. Wykorzystują pozycję silniejszego i bez pardonu wymuszają na innych ustępstwa. I tu znów Empik dorasta do swojej reputacji. Lista jego aroganckich zagrywek wobec wydawców jest długa – i mam nadzieję, że na Spisku niebawem napiszemy o tym więcej.

Można to skwitować słowami pani Bieńkowskiej – „Sorry, taki mamy klimat”. Myślę jednak, że stać nas na więcej. Wielki biznes w Polsce czuje się bezkarny, uprawniony do nadużywania pozycji. O tym niby wszyscy wiedzą, ale mało kto mówi otwarcie. Zresztą, trudno się dziwić. Prezesi korporacji mają wielkie budżety na to, aby kupić sobie przychylność mediów. Pracownicy poddani mobbingowi mają NDA i groźbę zapłacenia pokaźnej kary za ujawnienie mgliście zdefiniowanych „tajemnic biznesowych”.

Piarowcy, tacy jak rzeczniczka Empiku, nie muszą się więc wysilać. Nie muszą wymyślać wyrafinowanych argumentów – wystarczy ściema taka jak zwykle. Pozostawiony sam sobie, każdy fałsz nabiera mocy sprawczej. Staje się prawdą. Gdy ludzie milczą, można powiedzieć cokolwiek, a wybrzmi to jak ostateczny argument.

Im bardziej bezczelne kłamstwo, tym większa buta za nim stoi. Kłamcy liczą, że nie będziesz mieć odwagi zaprzeczyć. Nie dawaj im tej satysfakcji. Ostatecznie wszystko sprowadza się do prostego wyboru: chcesz, żeby Cię szanowano, czy pozwalasz, aby Tobą gardzono.

 

Kontynuacja tematu: Jak Empik zarabia na niesprzedawaniu książek.

81 komentarzy do “Cała ściema Empiku – jak wielki biznes robi wodę z mózgów”

  1. Pięknie podsumowane o firmie branży kultury bez kultury osobistej. Wspieram całym sercem i gratuluję odwagi p. Kotkowskiemu i panu, panie Węcki, że w końcu ruszy się ta fasada Empiku.
    Pod wpisem na blogu napisałam wiele swoich odczuć, a tutaj jedynie powiem, że jestem porażona od dłuższego czasu własnie jak Empik traktuje i twórców, i pracowników i inne podmioty. Kultura jest sprawą delikatną, to nie jest supermarket, że wiadomo, że minimum tyle bochenków chleba trzeba zamówić i na pewno pójdzie, do tego tyle i tyle wędliny, bo ludzie jeśc musza. Tutaj każdy ma różne potrzeby, tu ktoś ściąga mangi lub traktaty filozoficzne, tu ktoś czyta Coelho, poprzednia klientka wykupi 3 płyty Biebera, a ja chcę by mi coś ściągnęli z zespołów, o których niewiele osób słyszało.
    I jak w tak delikatnej sprawie można odwalać tak beznadziejną sprzedaż parasolową… co innego, nie wiem, w rossmanie, kiedy wciskają mi żel pod prysznic czy szampon (no w końcu każdy się myje), a co innego królowa fitnessu Chodakowska na 12 miesięcy roku… której zresztą kult jest nieco… przerażający.
    Szkoda, że rynek wydawniczy jest tak beznadziejny. Pomyślmy np o muzykach: mogą nagrać płyty na domowym komputerze, opakować, sprzedać, mogą zagrać koncert w jednym, drugim klubie… i mają kasę. A twórcy rzeczy pisanych? No dobra, blog itp… ale na tym nie zarabiasz, wstawienie do Empiku to błogosławieństwo i przekleństwo. Co z tego, że sprzedasz dużo, jak oni cię oskubią za to, że się u nich wystawiłeś… Czas poruszyć te skostniałe obyczaje 🙂
    Ale nie jesteśmy chyba w tym sami… czemu nie ma Record Store Day w Polsce… Bo nie mamy sklepów z płytami. Takich sklepów z całymi półkami winyli itp. Nie ma u nas w ogóle jakiegoś takiego… wsparcia i pochwały społecznej prywatnych firm. A to według mnie błąd… Bo co by było gdyby tak samo jak Empik traktuje swoich pracowników, pan właściciel sklepu potraktowałby swoich pracowników… on by poszedł z torbami. A tutaj można się rządzić, bo moloch, bo 20% zysków i renoma dawnych „tłustych” lat.

    1. „Pomyślmy np o muzykach: mogą nagrać płyty na domowym komputerze, opakować, sprzedać, mogą zagrać koncert w jednym, drugim klubie… i mają kasę.”
      to niestety nieprawda, na muzyce zarabia się tak samo ciężko, jak na pisaniu.
      ” czemu nie ma Record Store Day w Polsce”
      nieprawda, od kilku lat RDS odbywa się w Polsce (ostatnio była nawet aferka, że został przeniesiony o tydzień, bo wypadał w Wielką Sobotę). Sklepy z winylami też są.

    2. Rynek wydawniczy, nota bene również Empik, jest taki, jakiego chcą go widzieć klienci i to na ich potrzeby reaguje. Popyt weryfikuje nie tylko liczbę ale i jakość dóbr, które zaczepiają nas z księgarskich półek. Obecnie najlepiej zabezpieczone marketingowo pozycje sprzedają się najlepiej (tu ukłon w stronę wspomnianego apostoła płaskich brzuchów) i żaden rozsądny przedsiębiorca, zwłaszcza zarządzający tak dużym kapitałem, świadomie nie pozbawi się źródła dochodu. Nie próbuję bronić sieci Empik, ponieważ faktycznie dochodzi tam do szeregu zaniedbań, natomiast nie można oczekiwać, że różnorodność wydawnicza zaskoczy nas z dnia na dzień. Do tego potrzeba niestety klientów, których zarówno ekonomicznie, jak i intelektualnie stać na tą czy tamtą książkę, film, czy płytę długogrającą. Kluczem jest zdrowe społeczeństwo, a dalej społeczna odpowiedzialność pracodawcy, które w dojrzewającej Polsce nie pojawią się przez najbliższe 20 lat.

  2. Pracowałam w Empiku jakieś 6 lat temu. Mam mieszane emocje. Z jednej strony Empik ,był miejscem w którym poznałam mnóstwo fantastycznych ludzi,w którym miałam kontakt z kulturą i w którym fajnie spędzało się czas.Ale….dużo było niedociągnięć. Muszę przyznać,że dział na którym pracowałam ,był super pod każdym względem,ale tylko dlatego,że mieliśmy fantastyczną szefową sekcji ,która walczyła o nas jak tygrys.Mimo to widziałam ile sama miała przez to problemów.To wszystko o czym napisał Łukasz Kotowski to prawda- w tym miejscu absurd gonił absurd i absurdem poganiał. Wszystko zaczęło być jeszcze bardziej groteskowe w momencie ,gdy Empik zaczął wprowadzać „ulepszenia” ,mające na celu podnieść wpływy.I ze słowami pana Wiśniewskiego , którego miałam okazję poznać osobiście właśnie na jednym ze spotkań z autorami w Empiku, zgodziłabym się właśnie te 6 lat temu lub wcześniej.Wtedy te spotkania miały charakter, wtedy Empik był fajnym miejscem, by obcować z kulturą.Teraz niestety już nie jest. Teraz ,gdy przyjeżdżam do Polski, w poszukiwaniu książek wolę iść do małych ,uroczych księgarenek , stale odwiedzam też „Świat książki” czy „Matras” lub zamawiam na internecie, bo widok Empiku załadowanego towarem jak chińskie sklepy oaz ceny przyprawiające o zawroty głowy nie dobijają.Teraz , po doświadczeniach w innych branżach z innymi pracodawcami na pewno nie podjęłabym tam pracy.Mając świadomość,że upadek Empiku wpłynąłby zasadniczo na ceny książek w innych księgarniach wręcz czekam na jego upadek.I jedyne co mnie łączy z tym miejscem to ludzie, z którymi dzieliłam absurdalne pomysły pracodawców, z którymi do dziś śmiejemy się z systemu.I tylko patrzę jak powstanie książka o absurdach tego miejsca:)

  3. Na początku nie wiedziałam o co chodzi z tą aferą z empikiem (zwłaszcza kiedy zaczęto organizować protesty), gdyż po prostu rzadko tam chodzę. Niestety u mnie tylko w empiku można kupić upragnioną książkę na miejscu, więc to trochę inna sytuacja, ale no cóż.
    Jednak właśnie z tym czytelnictwem zupełnie się nie zgadzam. Fakt, nie jest u nas z tym może najlepiej, ale też nie najgorzej! Od kiedy czytelnictwo liczy się w ilości sprzedanych książek? Już czasami wolę je kupować przez internet, gdyż w Empiku są strasznie zawyżone ceny i za zwykłą rzecz, która w zwykłym sklepie kosztuje o wiele taniej zapłacisz krocie. Poza tym wiele osób korzysta z e-booków lub audio-booków a niektórzy po prostu wymieniają się między sobą i wolą korzystać z bibliotek aniżeli księgarni, więc tak naprawdę nikt nie wie ile tak naprawdę czytamy. Sondy czy ankiety- to nie są pewne źródła informacji.
    Te argumenty są moim zdaniem kompletnie nielogiczne. Jakoś znam osoby, które nie chodzą do empika albo robią to bardzo rzadko i myślę, że ich upadek spłynąłby po nich jak po kaczce. Poza tym są też takie firmy jak np. Matras, które w miarę dobrze sobie radzą a gdyby Empik zniknął z rynku to po prostu ludzie zwróciliby uwagę na inne firmy i tyle.
    No cóż, to już chyba trzeci artykuł o Empiku (z którym się spotkałam) w którym autorzy odkrywają jego drugie, ukryte oblicze. Czy przetrwa? Jeżeli coraz więcej osób będzie zwracać na to uwagę to moim zdaniem odpowiedź brzmi: nie. A jak będzie to pewnie efekty tego zobaczymy za niedługo przy takim tempie zainteresowania tym tematem. Pozdrawiam.

  4. Cóż, chciałabym powiedzieć „ten zły biznes w Polsce niszczy kulturę”. Kultura pieniądza, heh. Upsik. Tak działa kapitalizm i obawiam się, że wiele innych państw cierpi w różnych sektorach przez takie hegemoty jak Empik. Ale od czego jest internet? Po prostu nie chodźmy do Empiku, nie kupujmy i ten w końcu upadnie. Problem się rozwiąże? Nie. Znajdzie się następny gigant. Zawsze. To nie znaczy, oczywiście, że powinniśmy wprowadzić socjalizm, albo anarchizm, wcale tak nie twierdzę. Po prostu nie ma się co oburzać, skoro wiadomo już od dawna jak takie wielkie firmy działają i nic za bardzo z tym nie zrobimy.

    1. Zamkną empik i matras przejmie jego rolę. Takie czasy. zamykaja male sklepy bo duze sa albo tansze albo zawsze znajdziesz czego szukasz. Proste.

  5. Lubię tą stronę, ale tym razem autor sporo przesadził. 1.) Upadek każdej księgarni, nawet tej najmniejszej, działa destrukcyjnie na rynek. A co dopiero mówić o gigancie, który ma 20 % udziału w rynku. To prawda, że w przypadku upadłości zyskałyby inne sieciówki. Ale to trwałoby bardzo długo. Zauważmy, że siłą empiku są przede wszystkim salony prasowe. Jest ich mnóstwo, rozsianych po małych miejscowościach i często one rzeczywiście są jedynymi miejscami wystawowymi dla książek w tej miejscowości. Co stanie się z tymi salonikami po upadku empiku? Naiwne jest twierdzenie, że te saloniki przejmie inna sieciówka. Nie będzie mieć na to tyle kapitału. Poza tym weźmy taki Matras – w jednym supermakecie jest często i Empik i Matras. Po co Matrasowi dwie księgarnie w jednym markecie? Nie. Lwia część tych księgarń przestanie istnieć, przez co zmniejszy się liczba miejsc wystawowych dla książek i spadną nakłady. 2.) To prawda, że empik pobiera ogromną marżę. To samo robi np Amazon. Trzeba pamiętać jednak o jednej rzeczy. Wydawca może sam dogadać się z Empikiem i ominąć udział dystrybutora. I tak to się najczęściej dzieje, dzięki czemu za książkę o okładkowej cenie 35 zł, dostaje ok. 17 zł. I jest to zwykle najlepsza cena, jaką wydawca dostaje za książkę. Bo żeby ta powieść znalazła się w małych księgarniach, to dochodzi jeszcze dystrybutor, który też capnie swoją marżę i choć marża małych księgarń może być mniejsza, to wydawca i tak dostanie za książkę ok 12-13 zł. Dlatego. I TAK WSZYSTKIM WYDAWCĄ OPŁACA SIĘ SPRZEDAWAĆ KSIĄŻKI W EMPIKU.

    1. wiking, BŁAGAM, pisz po polsku i nie sadź takich baboli! Ręce opadają!

      ” I TAK WSZYSTKIM WYDAWCĄ OPŁACA SIĘ SPRZEDAWAĆ KSIĄŻKI W EMPIKU.”

      WydawcOM! -OM!! Idź i nie grzesz więcej! 🙂

      Merytorycznie napisałeś bardzo ciekawy komentarz, nie potrafię ocenić, na ile masz rację, więc mam nadzieję, że ktoś o przeciwnych poglądach podejmie z Tobą dyskusję, żebym mogła wyrobić sobie zdanie.

      1. Tak. Zrobiłem błąd. Oczy miałem zmęczone po pracy, więc w komentarzach pisałem niedbale. Ekran mały, tekstu dużo, oczy bolą. Rzeczywiście straszny błąd popełniłem. Lepiej się poczułaś wytykając komuś taką pierdółkę? Cieszę się, że mogłem poprawić humor. Pozdrawiam.

      2. Przykro mi, miałeś pecha popełnić jeden z dwóch błędów, które działają na mnie jak płachta na byka (drugi to używanie „bynajmniej” w znaczeniu „przynajmniej”). 😉
        „Lepiej się poczułaś wytykając komuś taką pierdółkę? ”
        Jeśli to sprawi, że będziesz już na to nieszczęsne -ą/-om uważać – owszem, lepiej 😉

    2. Wiking, czy ty w ogóle wiesz, o czym mówisz? Salony Empiku to w przytłaczającej większości franczyza. Wedle prawa to wszystko niezależne przedsiębiorstwa. De facto działają jakby były filiami jednej firmy, bo tego wymaga umowa franczyzowa – ale nie należą do Empiku; nie w tym sensie, o który Ci chodzi.

      Gdyby więc – hipotetycznie – centrala Empiku padła, nie zostanie po niej czarna dziura bez własności, ale sieć niezależnych przedsiębiorstw. Właściciel każdego z salonów może ze swoją firmą zrobić, co chce. Może handlować dalej tym samym, czym handlował, tym razem pod własnym szyldem. Może podpisać franczyzę z kimś innym. Może wreszcie się zupełnie przekwalifikować i zamiast książek sprzedawać ogórki.

      Co do wydawców – z zasady nie mogą „dogadać się z Empikiem” bez pośrednictwa hurtowni. Ten przywilej zarezerwowany jest dla garstki największych wydawnictw, cała reszta (99% podmiotów rynkowych) musi prosić o łaskę dystrybutora. Nie ma więc opcji, żeby było da nich taniej. Paradoksalnie, to właśnie mniejsze księgarnie są bardziej otwarte na handel bezpośrednio z wydawnictwami. Tak samo mali, niezależni dystrybutorzy, którzy czują but wielkich graczy na swoim karku.

      Tak więc, cóż… Nie wszystkim wydawcOM opłaca się sprzedawać książki w Empiku. Opłaca się to tylko dużym.

      1. Właściciel salonu, który utracił prawo do używania znaku towarowego, zwykle musi zapłacić odszkodowanie za wcześniejsze rozwiązanie umowy oraz zwolnić zajmowany lokal.
        Co więcej, taki właściciel, nawet jeśli utrzyma miejsce, będzie musiał zawrzeć nowe umowy z dostawcami – teraz wyręcza go spółka matka, gdy jej nie będzie, wszystkie kontakty się urwą.
        W ślad za nowymi umowami przyjdą nowe warunki cenowe – nie będzie dużych rabatów, nie będzie odrodzonych płatnośći – franczyzobiorca stanie się takim samym małym podmiotem jak inni.

        Mówiąc krótko i po żołniersku – gdy upadnie duży, nie zostanie na rynku kilkuset małych, zostanie, co najwyżej, killunastu najsilniejszych, reszta pójdzie na zasiłek.

      2. Mówiąc krótko i po żołniersku: to wszystko gdybanie.

        Powtórzę więc: upadłość Empiku jako spółki handlowej nie ciągnie za sobą AUTOMATYCZNEJ upadłości salonów franczyzowych. Co więcej, przejęcie Empiku lub wykupienie majątku po nim nie oznacza AUTOMATYCZNEGO przejęcia własności nad siecią salonów.

      3. Ty chłopie nie ogarniasz, że galerii nie interesuje jakaś księgarnia. Galerię handlową interesuje marka, która przyciągnie klientów. A taką marką jest Empik.
        Dlatego umowy tak są pisane, że utrata prawa do używania znaku franczyzodawcy, skutkuje wypowiedzeniem umowy najmu lokalu.
        A w przypadku bankructwa franczyzodawcy, wszyscy tracą prawo do używania jego znaku, bo znak ten przestaje funkcjonować w obiegu gospodarczym.
        Chyba, że syndyk upadłości zgodzi się na nowe umowy, by zwiększyć szanse na spłatę wierzytelności z przychodów z tytułu licencji.

        Co więcej, nawet jeśli ktoś zachowa lokal pod nową nazwą, bankructwo centrali oznacza zamknięcie magazynów i brak dostępu do towaru na dotychczasowych warunkach, a to oznacza konieczność pozyskania towaru z innych źródeł, w innych cenach czyli wpływa na model biznesowy. Wydatnie.

      4. Powtórzę: Empik nie jest właścicielem salonów, więc jego upadłość nie oznacza ich upadłości. Tak samo „wykupienie” Empiku przez trzecią stronę nie oznacza przejęcia wszystkich salonów, a tylko marki i sieci dystrybucyjnej, której używają.

        Co do tego, że sytuacja biznesowa salonów nagle będzie zupełnie inna – to truizm. Po upadku Empiku sytuacja dla każdego na rynku będzie inna. Bijesz tego konia tak mocno, że nie zauważyłeś, gdy umarł.

  6. Zgadzam się z każdym słowem artykułu. Nie uważam, by zniknięcie Empiku zaważyło na losach czytelnictwa w Polsce. Jak napisała Bluemelody, ilość sprzedanych książek ma się nijak do ilości przeczytanych książek. Znam dziesiątki ludzi czytających naprawdę dużo i nikt z nich książek nie kupuje. Ja z kolei kupuję bardzo dużo, ale żadna z moich książek nie została nabyta w Empiku! Kupuję w od lat tej samej księgarni prywatnej i w necie. Empik do niczego nie jest mi potrzebny, zresztą mam alergię na wszelkie salony, markety i im podobne twory.
    Nie zgadzam się z argumentacją wikinga, że zmniejszenie się miejsc wystawowych dla książek wpłynie na ilość nabywców. To jest najprawdziwsza nieprawda. Książki kupuje się nie dla samego ich przeczytania. Tworzenie własnego księgozbioru to pasja, miłość, psychiczny odchył (jak u mnie).
    I dlatego, choćby w Bielsku zlikwidowano wszystkie księgarnie, będę kupować nadal. To nie te czasy, gdy nabywca uzależniony był od podaży w lokalnym sklepie. Prędzej czy później książkę kupi się gdzie indziej, nawet raczej wcześniej, Empik bowiem ma spore opóźnienie z wprowadzaniem nowości na rynek, w stosunku do księgarni internetowych sięgające nawet trzech tygodni.
    Konkluzja: maniak kupowania książek zrobi to w necie lub innej księgarni, przeciętny czytelnik nie kupi, lecz w Empiku nie zrobiłby tego również.

  7. Od dłuższego czasu nie robię zakupów w Empiku, bo jak dla mnie jest tam po prostu za drogo. Wydaje mi się, że zniknięcie Empiku nie zaważy na poziomie czytelnictwa. Pewnie zdarza się, że ktoś kupując coś w Empiku, książkę kupi przy okazji, ale raczej są to wyjątkowe sytuacje. Poza tym jeśli ktoś chce kupić książkę to ją kupi. Nawet jeśli w pobliżu nie będzie Empiku.
    Coś w tym musi być, że gdyby Empik nie narzucał takich cen, książki by staniały. Straszna prawda, ale prawda. Małe księgarnie z trudem utrzymują się na rynku przez to, że Empik robi wszystko, aby zmonopolizować tą dziedzinę gospodarki. Ale prawda jest tez taka, że nie tylko dla właścicieli Empiku książka jest zwykłym towarem.
    Osobiście nie mam nic przeciwko kupowaniu książek w marketach. Czasami robię tam książkowe zakupy i zawsze jestem z nich zadowolona.
    Niestety Empik jest zbyt dużą firmą by tak po prostu zniknąć ze światowego rynku.

    1. Małe księgarnie nie potrafią się utrzymać, dlatego że Empik i inne sieciówki mają taniej, a nie drożej! To przecież podstawa. Bzdurą jest, że upadek Empiku spowodowałby spadek cen. Powieść w Polsce nigdy nie spadnie poniżej 29.90 ceny okładkowej. Norma to 34.90.

      1. Toż to Empik ma właśnie najdrożej ze wszystkich! W salonie (pomijając pojawiające się z rzadka promocje) – w cenie okładkowej. Nie da się sprzedawać drożej niż w cenie okładkowej (chyba że jakieś białe kruki).
        Małe księgarnie nie potrafią się utrzymać, bo mają uboższy asortyment i często gorszą lokalizację. We Wrocławiu wystarczy mieć lokal na Placu Solnym zamiast tuż obok, przy Rynku, i już wiele osób do takiej księgarni nie trafi. Tak, mam na myśli Dedalusa i punkt odbioru Bonito. Wiele osób (namiętnych czytelników!) się dziwi, co mi się tam udało kupić i za ile, bo nie mieli pojęcia, że na wyciągnięcie ręki istnieją takie cudowne przybytki. 😛

      2. @blawoy

        Jeśli ktoś czyta, to wie gdzie kupować. Nie wiedzą tylko niedzielni czytacze.

  8. Sama kupuję w Internecie, ewentualnie Matrasie, bo mają tam dużo promocji, a Empik omijam szerokim łukiem, bo jest tam zwyczajnie za drogo. I również nie sądzę, że upadek Empiku źle wpłynie na rynek książki. W takiej sytuacji zawsze zyskuje konkurencja. I wtedy ceny ładnie spadają, bo trzeba zawalczyć o wolnego konsumenta. Także te banialuki o załamaniu się kultury mogą sobie wsadzić w cztery litery 🙂

  9. Wydawcom opłaca się sprzedawać książki w empiku – chyba sobie żarty stroisz, piszesz 12-13 zł wydawca dostanie jeżeli pominie dystrybutora, to prawda gdybyśmy żyli w idealnym świecie, a nie w świecie gdzie EMPIK potrafi zalegać z płatnościami 6 miesięcy. Oczywiści możesz się sądzić z gigantem, ale wtedy Twoje nowe książki będą się sprzedawać o 20% mniej, co więcej ostatnio wykupili kilka dużych wydawnictw dzięki czemu wydają swoje książki, a małe wydawnictwa mogą się tylko skarżyć, że EMPIK faworyzuje własne wydawnictwa.
    Co do zniknięcia z rynku wbrew pozorom rynek mógłby zyskać, matras i świat książki pozbyli by się konkurenta i pewnie pojawiło by się kilka mniejszych sieci księgarń. Rynek by się obronił

    1. Zadziwiające reguły rynku podajesz. Z trzech gigantów upada jeden. Zostają dwa. I będzie lepiej? Nie. To wtedy Matras będzie rządził rynkiem i zacznie się nagonka na tą sieć. Zawsze jest mieć lepiej 3 sieciówki, niż 2. Konkurencja jest dobra.

      1. Nie zastanowiło Cię przypadkiem, czemu Empik ma takie problemy finansowe? Zresztą, nie tylko on, pozostałe sieciówki również. Otóż, oświecam: ten model biznesowy – w takiej właśnie formie, jak go widać w Polsce – zaczyna się kruszyć. Coraz więcej dystrybucji idzie przez internet, głównie dlatego, że marże dystrybutorów są mniejsze. Konkurencja jest dobra – i właśnie widzisz ją w działaniu.

    2. Wszystko to prawda. Empik zalega z płatnościami. Płaci co 6 miesięcy. Nigdzie tego nie negowałem. Nie bronię też Empiku. Przytoczyłem tylko kilka faktów, o których zdaje się wszyscy zapominają. Skoro wydawcom nie opłaca się sprzedawać książek w Empiku, to dlaczego wszyscy to robią? Mniejsze wydawnictwa to nawet okładki konsultują z Empikiem i uzgadniają z nim datę premiery książek. Zaległości w płatnościach to rzeczywiście skur… , które dotyczy całej Polski. To niestety normalny zwyczaj biznesowy w naszym kraju.

      1. Nie wiem, skąd te informacje, chyba z tzw. czapy. Empik fizycznie nie może współpracować ze „wszystkimi wydawcami”, nawet gdyby chciał. Co więcej, jeśli któreś wydawnictwo decyduje się na współpracę, nie ma gwarancji, że sprzedaż mu wzrośnie, ani nawet że jego książki trafią dalej niż do centralnego magazynu firmy. Niebawem więcej o tym na Spisku.

        A co do zaległości – tak, masz rację. To dość powszechna praktyka, która premiuje dużych dystrybutorów kosztem producentów. Czy to znaczy, że powinniśmy ją tolerować, bo „skoro wszyscy tak robią, to jest OK”? Nie wydaje mi się. Wolę żyć w świecie, w którym silniejszy nie bije słabszych.

  10. Za drogo. Dziwie się ludziom, że tam jeszcze kupują, ale tak działa psychologia. Wielu myśli, że czym droższe tym lepsze.

  11. Czytałam już o złych warunkach pracy, dlatego sama nie złożyłam tam nigdy swojego cv. Dwa, to prawda, że Empik nie udostępnia nam książek, a wręcz przeciwnie. Wolę kupować w Matrasie lub na tanich kiermaszach książek, które można znaleźć w dużych miastach. Od dwóch lat nic tam nie kupiłam, a ostatnim nabytkiem była bodajże gra PC na promocji. Zresztą nie tylko sieci sklepów lecą tylko na kasę, ale również wydawnictwa, jak wspomniano, że ostatecznie autor nie dostaje ni. Jeden tom z mojej ulubionej serii książek kosztuje mnie normalnie ok. 45 zł. Nasze kochane polskie wydawnictwo (Fabryka Słów) jeden tom książki anglojęzycznej podzielił jeszcze na dwa, które razem są dwa razy grubsze niż pierwotna wersja. Ja rozumiem, że trzeba zapłacić tłumaczowi, że trzeba jeszcze rzucić kilka groszy rysownikowi (którego prace zresztą uwielbiam…). Ale chciałabym za 45 zł przeczytać cały tom, a nie połowę, na którą muszę czekać rok, przez który zapomnę co działo się wcześniej…
    Kolejną sprawą jest to, że w Polsce nie ma mało czytelników! Jest mało osób kupujących książki! Na popularniejsze książki u mnie w bibliotece czeka się czasem pół roku, ponieważ przez ceny instytucja zakupiła tylko jeden egzemplarz. A to, że uwielbiam niektóre serie kolekcjonować i dowolnie wracać do tomików (na półce leżą nawet książki, których nigdy nie skończyłam czytać), to całkiem inna bajka.
    Poza faktem o tym, że ludzie nie chodzą do marketów kupować książki to się całkowicie zgadzam z autorem. W tesco jak była wyprzedaż na wakacjach różnych starych książek to nakupowałam bajek dla dzieci i dla siebie tomiki literatury pięknej.

  12. Jestem za tworzeniem księgarń – koooperatyw wielu wydawców. W Empiku fajne jest to, że jest dużo (książek, gazet, płyt, drobnych gadżetów) na raz, w jendymmiejscu. Supermarket z wytworami kultury. Dlaczego więc kilku – kilkunastu wydawców nie miało by wspólnie wynająć większego sklepu i w nim sprzedawać swoje książki? Omijając przy tym pośredników? Taka księgarska spółdzielnia.

    1. Takie inicjatywy zaczynają się zdarzać. Właśnie dlatego, że Empik i pozostałe sieciówki poczynają sobie jak w załączonym przykładzie.

  13. Chętnie opowiem o aktualnej sytuacji partnerów handlowych empiku. O tym w jakich warunkach przyszło nam egzystować. Jaka wielka odpowiedzialność na nas ciąży. Jak chętnie empik zmienia nam warunki na gorsze.

  14. Empik świątynią literatury. Bez niego wszystko upadnie. O bogowie tego świata… przynajmniej humor mi się poprawił. Czytam nałogowo i codziennie, a w mojej miejscowości nawet nie ma Empika, lecz w zamian za to funkcjonują małe księgarnie i biblioteki (i właśnie biblioteki nazwałbym tu fundamentem czytelnictwa, bo pozwalają się wkręcić nawet tym, którzy jeszcze nie są gotowi wydać pieniędzy na książkę). W dodatku żyjemy w gospodarce wolnorynkowej. Jeżeli ktoś padnie, w trymiga zje go konkurencja i wyrośnie na jego padlinie. Upadek Empiku sprawi, że prawdopodobnie będziemy mieć kilka dużych sieci księgarń i nie zdziwiłbym się, gdyby te nawet kupiły pozostawione przez niego nieruchomości.

    1. Z bibliotekami jako fundamentami czytelnictwa nie przesadzałabym. Może ta w Twojej miejscowości jest super, ale na moim zadupiu da się wypożyczyć niewiele ciekawych książek. Nie tylko można zapomnieć o nowościach, ale nie ma też wielu głośnych, ciekawych książek sprzed lat.

  15. Niestety dla autora taka jest prawda. Empik to dziś 20% rynku ksiazki w tym kraju. Dla wielu ludzi Empik w galerii to jedyny kontakt z kulturą czy książką. Warto pamiętać, że wielu, którzy dziś podnosi głosy oburzenia przeciw popierającym empik w ogóle nie czyta! Więc nie łudźmy się, że w miejsce tak dużego gracza wejdą małe ambitne księgarnie. Co do warunków pracy – Tu akurat z franczyzną mają racje. To po stronie franczyzobiorcy leżą takie rzeczy. łatwo powiedzieć, że mogli monitorować, szczególnie, że Empik dziś ma takich salonów ile? kilkaset, kilka tysięcy? To że nie mają alternatywy nie jest prawdą. Sam ten bloger miał ich na rynku mnóstwo. Pracował tam 1,5 roku mimo to. Wydawcom też nikt nie każe z Empikiem współpracować, a franczyzobiorcom brać od Empiku markę.

    1. Niezła próba trollowania 😉

      A jeżeli jakimś cudem naprawdę tak sądzisz, to proponuję najpierw poznać życie (choć trochę), a dopiero potem komentować w Internecie 😉

      1. A ty, rozumiem, uważasz, że w miejsce Empiku powinny się pojawić małe zadymione urokliwe księgaręki, gdzie będzie 4 książki w stałej sprzedaży? Piszę na podstawie doświadczenia życiowego właśnie, a nie jakiś wyobrażeń idealnego rynku księgarskiego,gdzie wszyscy do poduchy czytają Kanta, a bibliotekarz i księgarz to zawody zaufania publicznego

  16. Gdy mowa o Matrasie, proponuję poczytać fora pracowników tej sieci. Zasady pracy i sposób traktowania kadry bardzo zbliżone do EMPiK-owych. To tylko uwaga na marginesie, nie głos w dyskusji…

  17. „za cenę 1 książki, kupisz dwie w innej księgarni” Widać że Pan Tomasz nigdy nie robił zakupów w Empiku 😀 Może to jakiś spisek, ale konkurencji?

    1. Własnym doświadczeniem potwierdzam, że da się 😉 Może rzadziej w księgarni stacjonarnej, a częściej w księgarni Internetowej, bo w przypadku pierwszej trzeba rozglądać się za promocjami, a w przypadku drugiej ceny są niższe już na wstępie, ale nie zmienia to faktu, że da się. Przykładowo przed świętami kupowałam „Wołanie kukułki” i „Jedwabnika” dla siebie i na prezent dla siostry oraz kuzyna. Zamiast zapłacić za całość 200 zł z hakiem – sprawdzałam ceny w różnych miejscach, także w Empiku – wydałam 130 zł (w wysyłką). Jak widać różnica niebagatelna 🙂

      1. Dziwne. Płyty zawsze są w tych samych cenach, maks no…3zł droższe. Ale i tak wyjdzie taniej w empiku, bo sobie je odbiorę osobiście. Dodatkowo zbieram punkty payback z empiku i allegro i zazwyczaj wymieniam je na płyty, więc…mam je za darmo. Czy wytwórnie na to stać? Nie. A empik powie jak alcmdz „bo wiem że mogę” 😀 Nie ma alternatywy dla empiku, po prostu nie ma.

  18. czytam jedną lub dwie książki miesięcznie zależenie od jej objętości i posiadanego czasu. większość z nich wypożyczam z biblioteki, od znajomych albo kupuje przez net. kiedyś rzut oka na dział z poezją w empiku sprawił, że poczułem się jak w szkolnej bibliotece. wyszedłem ze sklepu na kilka lat, które rozciągają się do dzisiaj. bez najmniejszego żalu.

  19. Nie kupiłem w Empiku żadnej książki od lat… Czasem wpadnę, rzucę okiem na nowe tytuły, nawet jeśli coś mnie zainteresuje to natychmiast odstrasza mnie cena. Nie raz, nie dwa przebicie jest niemalże dwukrotne w stosunku do cen, które znajdziemy chociażby na Allegro (razem z kosztami wysyłki!). Tyczy się to również filmów na DVD, których ceny są stałe niezależnie od tego jak dawno dany film miał premierę. Przykładowo 10-letni, przeciętny film w Media Markcie, w większości przypadków, można dostać za ok. 2 dyszki. Tymczasem w Empiku, pomimo 10 lat przeleżanych na półce, cena nie zmienia się ani trochę – 49,99. Brak szacunku dla myślącego klienta przy jednoczesnym żerowaniu na kliencie bez znajomości rynku… Niestety, ale uważam, że upadek Empiku przyniósłby przeciętnemu czytelnikowi więcej korzyści niż szkody.

  20. Autor artykułu być może ma wiele racji, ale niestety forma przekazu ukazuje jego narastająco frustrację i agresję, zwłaszcza za pomocą wyboldowanych słów które miały podkreślić ich znaczenie. Mało tu obiektywizmu, a szkoda. Sieć empik jest jaka jest, ma wiele wad, ale to jedyne miejsce w którym można znaleźć najbardziej różnorodne książki i płyty. Ponadto wprowadzanie” chińskich dodatków” na pewno jest podyktowane potrzebą klientów a nie „widzimisie” właścicieli sieci Empik. Pozostałe księgarnie pomimo atrakcyjnych cen, niestety sa ciasne i male, a Empik chociażby ten zlokalizowany w centrum Warszawy posiada wlasną kawiarnie i stoliki oraz kanapy gdzie można w spokoju usiąść i na spokojnie przejrzeć wybrane ksiażki. Nie wiem, czy którakolwiek z dostepnych sieci oferuje tego typu klimat, przyjazny czytelnikowi. I chodź pomimo wielu wad, ma również zalezy o których autor artykułu niestety zapomniał badź nie dostrzega.

    1. Wprowadzenie chińskiego badziewia jest podyktowane potrzebami konsumentów?
      Tu już się tylko mogę zapytać, ile Empik płaci za pisanie takich bredni.

      „I chodź, pomimo wielu wad…” Dokąd mam iść, pomimo wielu wad? Gdzie mnie zabierasz, Czytelniczko (chyba tylko Pudełka i Vivy)?

      Ale olać idiotyczne wpisy PR-owców tego molocha. To oczywiście prawda: zniknięcie tego badziewia z rynku wyszłoby tylko i wyłącznie na dobre polskiemu rynkowi książki i czytelnictwu w ogole.

      1. „w którym można znaleźć najbardziej różnorodne książki i płyty.”
        Nieprawda empik ni ema wielu nowości. W żadnymj wypadku nie jest wyznacznikiem tego co się wydaje, bo wielu wydawców zaczęło rezygnować z tej „rabunkowej” wspolpracy.
        Szkodą dla rynku/wydawców/czytelnikow jest raczej to, że empik stworzył złudzenie księgarni, w której można wszystko znależć a tak naprawde nie jest tak od dawna

  21. Dwa razy byłem „dostawcą” swoich książek do EMPIKU (przez zarekomendowane przez EMPiK hurtownie, którym je przekazywałem). Na niespotykanych warunkach, ale choć wiedziałem, że są „złodziejskie”, to chciałem spróbować. Mieć swoje książki w EMPiK-u, to była pewnego rodzaju nobilitacja, więc godziłem się na dużo mniejsze zyski. Efekt – dwa razy zrobiono mnie „w lolo” – na szczęście to dwa razy po kilka tysięcy złotych, ale gdybym wysyłał książki, jak ode mnie chcieli, byłoby tego kilkanaście tysięcy. Wiem, że wielu innych autorów „popłynęło” nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Nigdy więcej książek do EMPiK-u! Sprzedaję je bez problemów innymi kanałami, zarabiając sporo więcej niż tych 50% ceny detalicznej.

    1. Jeżeli chodzi o zamówienia on-line to może i ma konkurencję, ale w niewielkich miastach (jak moje) firma posiada monopol. Wszyscy kupują w Empiku, bo nie mają gdzie (zwłaszcza osoby starsze, przed różnego rodzaju świętami itp. – nie potrafią lub nie mają zaufania do zamówień przez Internet). Parę lat temu istniał tu jeszcze Matras, ale doczekał się niestety wielkiego zamknięcia… Empik wciąż funkcjonuje i wygląda na to, że ma się całkiem dobrze…

      1. W moim małym mieście jest matras, empiku na szczęście nie ma. Kiedyś dostałam w prezencie kartę podarunkową do tej sieci i nie miałam jak wykorzystać, oddałam komuś. Niezależnie od istniejących tu sklepów i tak wolę kupować w necie, bo nawet z dostawą jest taniej.
        A empik niemalże wykosił wydawnictwo, w którym pracuję. I to skreśla mi go dożywotnio. Cud, że właściciel się odbił od finansowego dna.

  22. Nie lubie takich nierzetelnych artykułów. Autor chyba nie wie, ze Matras czy Świat ksiazki maja rabaty przekraczające 50% ceny okladkowej, a Tym samym kupują ksiazki nawet za niespełna 40% ceny okladkowej. Autor dostaje wtedy tantiemy o wartości jeszcze mniejszej niż za ksiazke sprzedana w Empiku.

    1. Autor doskonale o tym wie. Wszystkie sieci księgarskie stosują podobne marże i „chłyty makertingowe” wobec klientów i dostawców. Empik ma jednak największy udział w rynku i ewidentnie nadaje ton całemu segmentowi. Właśnie dlatego to jemu się dostało, a nie innym.

  23. Dwie uwagi: 4 złote dla autora to raczej marzenie, częściej to jest połowa tego. Druga to „anegdota” obrazująca jeszcze jeden aspekt działania Empików – burdel! Opowiada mi jeden z pracowników: pakujemy do pudeł zwroty, bo tak to u nas działa. Korytarz zastawiony pudłami do wysyłki, gdy nagle przychodzą nowe paki, I co? W trzech kartonach dokładnie te tytuły, które spakowaliśmy do odesłania. Bo ktoś gdzieś nie sprawdziił, nie dopilnował, nie doczytał. Dlaczego? Bo firma pracuje tak, że nikomu się nie chce do niczego przykładać, odpieprzamy swoje i do domu, i do innej pracy przy najbliższej okazji. Niechby Empik ujawnił jaką ma rotację w kadrach i skomentował ją jakoś, co?

    1. To, o czym piszesz, z punktu widzenia szeregowego pracownika wygląda na kosmiczny burdel. Z punktu widzenia dyrektora finansowego – to najwyższa forma porządku. Niedługo na Spisku artykuł o tym, dlaczego tak jest.

  24. Nie wszystkie empiki są franczyzowe. Pracowałem w nie-franczyzowym i tam też były odwalane grube wały. Brak umów na czas (umowę zlecenia dostawało się półtora miesiąca po rozpoczęciu pracy!), nie płacili za pierwszy dzień pracy, nie płacili za czas poświęcony na przejazd do innego miasta (wysłali mnie raz do pomocy przy otwarciu innego salonu), a co lepsze wrócić miałem na swój koszt!

  25. w tmobile jak pracowałam to też doczekałam się umowy zlecenie po 1,5 miesiąca, i to tylko dlatego, że się dopominałam, reszta dostała po 2, to tak abstrahując / co do zakupów to w Empiku czasem coś jeszcze kupię, choć znacznie mniej niż kiedyś – ale jak kupuję to tylko na dużej promocji, ostatnio nawet była to nowa książka Pilipiuka, ale zawyczaj kupuję tam gazety, których nie znajduję nigdzie indziej, a jak po książkę to bonito.pl, lub merlin.pl, kiedyś też empik.com, ale to już przeszłość, na ich stronie prawie nic już nie kupimy taniej, jedyny jej plus to, że wciąż mają dużo anglojęzycznych książek sprowadzanych bodajże z magazynów w Niemczech

  26. i jeszcze jedno – Biedronka, przecież tam coraz więcej ludzi kupuje książki (ja też!) – to też supermarket, ale jakoś najlepsze książki zawsze znikają zazwyczaj pierwszego dnia po wyłożeniu

  27. Warto zauważyć, że pański kolega, aspirujący pisarz, z uporem godnym lepszej sprawy kasuje wszystkie nieprzychylne komentarze.
    Wychodzi na to, że spłaszczanie dyskusji do jedynie słusznych własnych argumentów ma bardzo dobrze opanowane.

    Niestety, dla niego, oznacza to znaczący spadek wiarygodności.

    1. Proszę sobie wyobrazić, że sam jest moderatorem na własnym blogu i nic mi do tego. Wyznam tylko, że i mnie to kasowanie korci, gdy mam do czynienia z komentarzami ewidentnych trolli.

      1. Tak. Dyskusja nabierze wtedy jednolitego charakteru, stanie się wspólnym głosem wołających o rychłe bankructwo potentata. Głosem prześladowanych pracowników, głosem niedocenianych i źle opłacanych pisarzy. Jak kiedyś w partii.

        Nie ma znaczenia, że będzie miała niewiele wspólnego z rzeczywistością. PRAWDA?
        Przecież nie chodzi o to by dyskutować, chodzi o to, by się na temacie wybić nieco…

      2. Aspagio, powiem bez owijania w bawełnę. Traktuję Cię na zasadzie „not sure if troll or really stupid”, a więc staram się zejść na Twój poziom i tłumaczyć. Jak na kogoś, kto mocno nadużywa mojej cierpliwości, masz naprawdę niezły tupet, żeby jęczeć mi na traktowanie, którego tutaj nie doświadczyłeś.

  28. Wszystko prawda, z tym, że Matras stosuje wobec wydawnictw równie bandyckie metody jak Empik. Zastanawia mnie tylko, czy Autor wpisu wie, co znaczy sformuowanie „być na świeczniku”? Drugie zdanie tekstu dobitnie świadczy o tym, że nie. Zgroza, czego dziś (nie) uczą w szkołach.

    1. Tak, Matras też ma swoje za uszami. Co do porad językowych – trudno mi je brać na poważnie, gdy udziela ich osoba traktująca Biblię jako ostatnią adekwatną referencję słownikową.

  29. Podsumowując: car jest dobry, to bojarzy są źli. Jakie to tanie i zgrane tłumaczenie! Osobiście nie lubię Empiku, bo coraz bardziej przypomina mi jarmark z suwenirami, a nie sklep z książkami. Te ostatnie to już chyba taki niechciany dodatek, dla utrzymania jakiejś tam niby tradycji. O praktykach wobec wydawców słyszałem, ale na szczęście moje wydawnictwo nie musi korzystać z „uprzejmości” tej firmy.

  30. Nie wiem, jak jest w Empiku teraz, kiedy zaś kupowałem tam ostatnio, wszystko wydawało się po staremu – możliwe jednak, że zwyczajnie nie zwróciłem uwagi na ewentualną tandetę, skoro i tak mnie ona nie interesuje. Moje doświadczenia pokrywały się jednak z treścią artykułu p. Kotkowskiego: mimo że chodziło tylko o odbiór zamówionej książki, w czasie bezradnego oczekiwania przy pustym punkcie odbioru zamówień zostałem dwukrotnie spławiony przez jedynych pracowników, którzy przewinęli się w zasięgu wzroku, a potem przepadli gdzieś, jakby w obawie przed odpowiedzialnością za wydanie zamówienia. Teraz widzę, że wynikało to, być może, z warunków pracy, o których pisze p. Kotkowski. I pomyśleć, że kiedyś sam chciałem pracować w owej „świątyni książki”, a nawet czułem żal, że zatrudniają ludzi z łapanki (głównie studentów) zamiast prawdziwych pasjonatów.

    Co do przykładu wydawnictwa DodoEditor, opisanego w bliźniaczym artykule, myślę, że znalezienie się w ofercie księgarni to podstawa, ale na rynku książek dla wyspecjalizowanego czytelnika, np. publikacji poświęconych sztuce, korzyści z dodatkowej ekspozycji to złudzenie. Taki czytelnik bowiem raczej wręcz ominie szerokim łukiem półki z książkami, które ktoś koniecznie chce mu wcisnąć za pomocą różnych krzykliwych haseł, jak „top” czy „bestseller”, choćby dlatego że – wskutek polityki księgarń zresztą – nie spodziewa się tam niczego ambitnego ani interesującego.

    I jeszcze w kwestii frazelogizmu ze świecznikem… Sens tego, co piszesz w artykule, jest zrozumiały, tyle że ten związek wyrazowy dotyczy wyeskponowania w pozytywnym znaczeniu, więc użycie go w negatywnym kontekście faktycznie może dziwić. Poza tym słowniki frazeologiczne tak samo przytoczą źrodłowy (np. biblijny) kontekst i wynikającą z niego definicję, więc nie wiem, o co tu się spierać.

  31. Dodam jeszcze, że wobec opisanych praktyk Empiku nie sposób żałować, natomiast wątpię w pozytywne skutki prostych i jedynie słusznych recept. Bądź co bądź, ludzie odpowiedzialni za doprowadzenie do upadku państw, firm czy instytucji – politycy, urzędnicy, menedżerowie – niemal zawsze spadają na cztery łapy, a cierpią tylko mali, jak szeregowi pracownicy i zwykli obywatele.
    Co gorsza, obawiam się, że nawet przywołanie tego argumentu przez cytowanych pisarzy, byłoby jedynie społeczno-politycznym szantażem w rzekomej trosce o los pokrzywdzonych, tym bardziej że ten mechanizm od lat działa już także w innych sektorach gospodarki.

  32. Niemalże w każdej sieciówce praca wygląda tak, jak opisał ją Łukasz. Ja – konkretnie mam na myśli – Mothercare. To dopiero obóz pracy!

  33. Czemu Tomaszu Węcki używasz określenia „po żołniersku”. Byłeś w wojsku? Do tej pory myślałam, że używa się tego określenia jeśli chce się wytłumaczyć coś w prostych słowach, ale Ty najpierw zapowiadasz, że będzie po żołniersku, a potem trzy zdania wprowadzenia, jedno rozwinięcia i cztery na podsumowania i Twoje wolne wnioski. O co chodzi z tym odwołaniem do wojska?

Skomentuj lisek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *