Przejdź do treści

Święta trójca – tajna broń pisarza

Jak napisać scenę? - Spisek pisarzy - Roman Praszyński

Chcesz wyciskać czytelnikom łzy? Podnosić im adrenalinę? Ściskać żołądek? Bez sceny ani rusz. Scena to fundament, jądro i serce prozy!

Ki diabeł? Bez niej nie istnieje akcja. Ani horroru, ani komedii romantycznej. Bez niej niemożliwa jest powieść sensacyjna. Ani obyczajowa.

Uwaga, teraz będzie scena!

Na pustyni dzielny Staś walczy o Nel z łowcą niewolników. Chłopiec bije wroga pięściami, kopie, gryzie. Lecz zbój jest mocny, dusi biednego Stasia. Ostatkiem sił Staś chwyta kamień i wali łowcę w głowę. Ten pada na piasek. Staś podbiega do Nel i oswabadza ją z więzów. Dziewczynka szepcze z wdzięcznością: „I znów mnie uratowałeś, Stasiu”. Kuśtykają w stronę wielbłąda. Lecz wtedy drogę zagradza im łowca niewolników. Podniósł się z piasku i mierzy do nich z karabinu.

Jak się buduje scenę?

Przede wszystkim musisz mieć bohatera. A bohater musi mieć cel. Musi czegoś chcieć, do czegoś dążyć. Gdy już wiesz, czego chce bohater, musisz mu stworzyć przeciwności. Bohater nie może celu uzyskać od razu. Musi zmagać się z przeszkodami, wrogami, albo chociaż samym sobą. Im więcej przeciwności, tym lepiej. Napięcie, które rodzi się między ustami, a brzegiem pucharu, między żądzą bohatera, a brakiem jego zaspokojenia, jest tym, co lubią czytelnicy (więcej o chceniach czytelników na moim blogu: Bój się Boga!). A na koniec, gdy już wydaje się, że bohater zdobył to, co chciał, gdy oddychamy z ulgą, pojawia się katastrofa. I bohater wszystko traci. A my jesteśmy poruszeni i zadajemy sobie sakramentalne: Co dalej? I obracamy stronę. Proste? No, proste, jak drut!

Najważniejsza triada pisarza

Powtórzę jeszcze raz wielką trójcę: pragnienie – walka – katastrofa! I już. Cała filozofia. Ale spokojnie, nie lekceważ pozornej prostoty – wzór Einsteina na zachowanie energii też wygląda niewinnie! Przyjrzyj się teraz scenie ze Stasiem:

Pragnienie – Staś chce uwolnić Nel.
Walka – bójka z łowcą niewolników.
Katastrofa – łowca niewolników przejmuje kontrolę.

Pisząc scenę, jak najszybciej określ, czego chce bohater. Nawet jeżeli jego pragnienie to napić się karmelowej latte w modnej sieciówce. Twoi czytelnicy muszą to wiedzieć, żeby się złapać na haczyk: Uda się, czy nie uda? Gdy się złapią, z emocjami będą przeżywać perturbacje bohatera (kelnerka nie przynosi kawy!). Z radością przyjmą jego prawie sukces (bohater pije z filiżanki!) i tym większą frustrację wywoła porażka (kawa wylana na spodnie!). A ta frustracja to właśnie śruba, którą przyspawasz czytelników do swojej opowieści. To wszystko wydaje się naprawdę banalne. Teraz, gdy wiesz. Ale najciemniej jest pod latarnią!

Wyciśnij ze sceny ile się da!

Scenę obowiązuje klasyczna zasada trzech jedności – miejsca, akcji i czasu. Scena wydarza się w czasie rzeczywistym. Sorry, bokserzy nie przerywają walki, żeby dokończyć ją po obejrzeniu serialu. Gangsterzy nie zostawią napadu na bank, żeby wrócić po weekendzie. A żona, która odkryła zdradę męża zaraz biegnie z tą nowiną do przyjaciółki! 😉

Pisz na bogato. Porządna scena musi wybrzmieć. Trzeba z niej wycisnąć, co tylko się da. Wszelkie niuanse emocji, pożądania, przerażenia, bezsilności. Bohater musi bardzo chcieć. Najlepiej jeżeli jego chęć dotyczy najważniejszych, najgorętszych spraw egzystencji. Życia, seksu, kasy, śmierci. Tylko o to warto się bić. A przeciwności muszą się mnożyć. Muszą być potężne. Muszą się ze sobą zetrzeć Wielkie Pragnienie z Potężnymi Przeciwnościami. Wtedy rodzi się energia, która trzyma czytelników za gardło. I biedni nie opuszczą książki do rana. Nie bój się sponiewierać bohatera. Utytłać go w błocie, obić mu mordę, albo chociaż skrzywdzić moralnie. Do potężnej sceny potrzebny jest prawdziwy Wróg. Ale wrogiem zajmę się kiedy indziej. Pamiętaj – 15 tysięcy znaków to minimum na porządną scenę. A jak napiszesz 20 tysięcy – też nie będzie za dużo!

Sceny zrobią ci książkę

Scena to pierwsza i podstawowa część składowa prozy. Opowieść – twoja książka! – to właśnie zbiór scen. Małych scen i scen dużych. A im bliżej końca, tym sceny muszą być potężniejsze, chcenie większe, a wrogowie bardziej bezwzględni. Pomyśl – twoja wymarzona powieść to po prostu zbiór scen. Gdy wymyślisz szereg scen, które logicznie następuję jedna po drugiej – masz swoją opowieść. Masz książkę!

Tylko tyle? No prawie. Ważne jest także, co włożysz między sceny. Ale co to ma być? I ile tego ma być? O tym w następnym odcinku!

 

Foto: Jonathan Kos-Read / Foter / CC BY-ND

6 komentarzy do “Święta trójca – tajna broń pisarza”

  1. „pragnienie – walka – katastrofa” Niby proste jak budowa cepa, w dodatku też trzy elementy.Z pragnieniami nie mam większych problemów, katastrofy piszą się same, ale walka jest paskudna. Najwięcej czasu tracę właśnie na tę część, poprawiam w nieskończoność, a i tak ciągle jestem niezadowolona z uzyskanego efektu. Zaznacz i usuń, to podczas pisania moje najczęściej wykonywane operacje.

  2. Nie zwracałam wcześniej uwagi na pisane przeze mnie sceny, teraz jednak spojrzę, czy sprawdza się to w każdej sytuacji. Wydaje mi się bowiem, że nie do końca pasuje mi ta trójca. Wydaje mi się, że to doskonały przepis na interesującą, wciągającą książkę, ale… nie każdego gatunku. Zastanawia mnie jeszcze, czy przypadkiem nie łamię tej trójcy nagminnie. U mnie bowiem często najpierw jest coś przypadkowego, jakieś perypetie – zamiast pragnienia. Choć być może dałoby się jakoś to podciągnąć…
    Czy scena musi być długa? Też sądzę, że to kontrowersyjne i zależne od sceny.
    Ale ogólnie artykuł niezły. Z pewnością sporej części osób uświadomi kilka spraw i pomoże pisać. A przecież o to chodzi na Spisku 🙂

    1. Mnie też się wydaje, że nie każda scena książki musi wbijać czytelnika w siedzenie. Ale jeśli ktoś chce zbudować taką, która jednak przykuwa uwagę, rady Romana Praszyńskiego mają sporo sensu. 😉

      Natomiast co do gatunku – tutaj się nie zgodzę. W sensie, owszem, jeśli ktoś komponuje – dajmy na to – reportaż, prawdopodobnie inne sposoby na przykuwanie uwagi sprawdzą mu się lepiej. Gdy jednak mamy do czynienia z gatunkiem fabularnym, nagle przestaje być ważne, o czym dokładnie piszemy. W końcu nawet romans i opowieść obyczajowa powinny zawierać bohaterów, którzy czegoś pragną, i którzy z tego właśnie powodu popadają w konflikt ze światem. Jedyna wariacja, zaproponowana w artykule, to żeby pokazać bohaterowi marchewkę, a potem zabrać mu ją sprzed nosa. Absolutnie da się to zastosować w dowolnych okolicznościach fabularnych.

      1. Ależ mnie chodziło o to, że w jednej danej konkretnej scenie nie musi być akurat pragnienia. Jeżeli bohaterka właśnie wychodzi ze sklepu i bach, wpada na bohatera, z którym zaczyna się sprzeczka? Na pewno nie pragnęła na niego wpadać. Ewentualnie kupuje sobie coś i nagle wpadają przestępcy, a ona znajduje się w środku napadu. Mimo żądzy przygód charakteryzującej postać, raczej bycie świadkiem/uczestnikiem napadu nie było jej marzeniem. Stąd perypetie zamiast pragnienia.
        Owszem, bohater musi mieć jakiś cel nadrzędny do działania. Tego nie neguję. Ba, to popieram całą sobą. Tylko uważam, że nie każda scena potrzebuje wielkiej trójcy, a odczytałam artykuł (być może błędnie), że to najlepszy szkielet dla wszystkich scen.

        Moją wcześniejszą uwagę o gatunkach można w sumie zignorować. Zupełnie bez sensu miałam na myśli książki, gdzie sceny są praktycznie nieobecne… kajam się. Ale zmęczona byłam (co widać po okropnym stylu wcześniejszej wypowiedzi).

  3. ,,Pisz na bogato. Porządna scena musi wybrzmieć. Trzeba z niej wycisnąć, co tylko się da. Wszelkie niuanse emocji, pożądania, przerażenia, bezsilności.” Czy kiedyś w radach czasem nie było aby nie wrzucać wszystkiego co przychodzi do głowy bo ,,fajnie brzmi” ?

    1. Było! I nie wrzucać! Z całą pewnością w powyższym tekście nie chodziło o to, żeby wrzucać wszystko, co podleci, ale o to, żeby wrzucać to, co uczyni scenę bardziej intensywną. 😉

Skomentuj Lady V. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *