Przejdź do treści

Dobrzy bohaterowie ratują kota, źli kopią psa

Empatia dla pisarza - Spisek Pisarzy

Empatia to pierwotna siła, która przykuwa czytelników do opowieści i każe dopingować jednym bohaterom, a źle życzyć drugim. Jak możesz zapanować nad tym mechanizmem?

Jest wiele sposobów na budowanie więzi między czytelnikiem a postacią. Tutaj, teraz – zdradzę Ci najprostszy. Tak prosty, że w podstawowej wersji wręcz prostacki.

Otóż, w początkowych scenach opowieści, gdy dopiero przedstawiasz bohaterów, skłoń ich do tego, żeby bezinteresownie uczynili coś dobrego lub odwrotnie – okrutnego. Czytelnik niewiele jeszcze wie o nich, nie wgłębił się w ich motywacje. Opinię na temat ich charakterów będzie więc kształtować pochopnie. Jeśli zauważy, że postać zatrzymała się, aby ściągnąć przestraszonego kota z drzewa (choć ani to jej kot, ani nie było za to nagrody), założy, że ma do czynienia z przyzwoitym człowiekiem. Sympatycznym. Takim, któremu warto dopingować. W kosmicznym porządku rzeczy każde dobro powinno wrócić do dobroczyńcy razem z należnymi odsetkami. I tego zacznie owej postaci życzyć czytelnik – żeby mimo wszystko życie jej nie zgnoiło.

Dokładnie na odwrót będzie z czynami świadczącymi o bezinteresownym okrucieństwie. Powiedzmy, że postać napotka psa – nie wściekłego amstafa, ale zwykłego merdacza ogonem – po czym kopnie go bez wyraźnej przyczyny. Do takiego bohatera czytelnik poczuje odrazę. Coś z taką postacią musi przecież być nie tak. Tylko podli ludzie krzywdzą zwierzęta. Zło może być nagrodzone wyłącznie innym złem, więc dopóki delikwenta nie spotka zasłużona kara, czytelnicy będą zgrzytać zębami przy każdym jego zwycięstwie.

Czym w rzeczywistości grasz, to fakt, że odbiorca dopiero co poznał bohaterów. To kluczowa kwestia. „Psa i kota” musisz użyć bardzo wcześnie, inaczej nie zadziała.

W wypadku dobrze skonstruowanych, wielowymiarowych postaci po jakimś czasie dużą rolę zaczynają odgrywać niuanse. Być może bohatera pogryzły w dzieciństwie psy i ma traumę – a więc jakoś tam da się zrozumieć jego niechęć do tych zwierząt. Ba, można mu nawet współczuć. Jeśli zaczniesz od tej strony, od niuansów, spuścisz z opowieści powietrze. Gdy Twoim celem jest budowanie napięcia, lepiej jeśli bohaterowie będą wywierać mocne pierwsze wrażenie. Wtedy możesz na dalszym etapie historii ujawnić, dlaczego okazane okrucieństwo było uzasadnione – a czytelnik i tak zapamięta postać jako skurwysyna. Tak właśnie działa nasza percepcja. Lubimy być konsekwentni, nawet jeśli obstajemy przy błędnych założeniach.

Oczywiście tej techniki nie musisz realizować koniecznie z wykorzystaniem psów i kotów. Wręcz odradzam. Chwyt działa, więc używany jest od dawna. Najbardziej oczywiste inkarnacje metody są już nieźle ograne. Na szczęście lista podłości, których mogą dopuścić się bohaterowie, jest niewyczerpana. Czarny charakter, na ten przykład, może okazać się mizoginem, rasistą, brutalem lub po prostu samolubem. Może ukraść staruszce torebkę. Może zastraszać i nękać swoich pracowników. Może kpić z czyjegoś nieszczęścia. Mógłby zrobić którąkolwiek z tych rzeczy w przeszłości, a teraz tylko chełpić się i niczego nie żałować. Jasna strona mocy dostarcza równie wielu możliwości, zwłaszcza że w tym wypadku często nie trzeba niczego robić, a wystarczy okazać współczucie w obliczu cudzej krzywdy.

Przy odrobinie inwencji możesz ratować i kopać na wiele sposobów. Więc – udanego mieszania czytelnikom w głowach.

 

Foto: RLHyde / Foter / CC BY-SA

20 komentarzy do “Dobrzy bohaterowie ratują kota, źli kopią psa”

  1. Bardzo dobrze to ująłeś. Zwięzłe słowa, oddające dokładnie istotę sprawy. Często autorzy popełniają błąd, karząc na wstępie „kopnąć psa” bohaterowi, który w ich zamyśle ma być pozytywny. Potem on dokonuje różnych chwalebnych czynów i jest dobry aż do zrzygania, ale co z tego?
    Niesmak pierwszej sceny pozostał, dalej uważam go za skurwysyna, tyle że w stroju maskującym.

  2. fajny artykuł, ale ten tekst: „Oczywiście tej techniki nie musisz realizować koniecznie z wykorzystaniem psów i kotów. Wręcz odradzam” taki niesprytny.

  3. Zastanawia mnie tytuł artykuły. Osobiście nie przepadam za kotami, w przeciwieństwie do psów. Dlatego zinterpretowałem to w ten sposób, że kot jest mniej ważną materią niż pies. Jakby antagonista czynił więcej zła, niż protagonista czyni dobra. Co Pan o tym myśli?
    Jeśli zakładał Pan to o czym myślę, to jest to bardzo trafny tytuł 🙂 W drodze dalszej interpretacji – pewien sposób na prowadzenie akcji, w którym dobry bohater nie może się „przebić” ponad otaczającym go i innych złem… ale w końcu na pewno mu się uda, tego by chciał czytelnik 😉
    Swoją drogą, może warto byłoby poruszyć temat zawodzenia i rozjuszania odbiorcy poprzez skurwysyńskie zakończenie? Chyba, że już się gdzieś na blogu pojawił.
    Pozdrawiam.

    1. Ahaha! No ciekawa interpretacja z tym kotem. 😉 Ogólnie to ten trik krąży po różnych poradnikach (więc nie odkryłem Ameryki), a po angielsku nazywa się właśnie „kick the dog” w wersji dla antagonistów i „save the cat” w wersji dla protagonistów. Ja bym raczej spekulował, że ratowanie kota dlatego świadczy o dobroci, że ciężko oczekiwać po tym zwierzaku wybuchów wdzięczności; można wręcz zostać podrapanym. Psy natomiast – o ile nie postradały zmysłów albo nie były ćwiczone do mordowania – raczej okażą się tym przysłowiowym przyjacielem człowieka. Ratujesz więc kogoś, kto nie da Ci za to nagrody, a kopiesz kogoś, kto chce Ci dać nagrodę za samo Twoje istnienie. Prawdziwy, niemotywowany zyskiem altruizm kontra niesprowokowane okrucieństwo.

      Co do tematu zakończeń to oczywiście jest w planach – na wiele sposobów. Nie wiem kiedy pojawi się pierwszy artykuł poświęcony wyłącznie im, ale pojawi się na pewno.

      1. W sumie, nasze interpretacje można zsyntetyzować, co spotęguje efekt. Ale, nawiązując do tego co jest w artykule, trzeba to faktycznie przenieść na inną płaszczyznę niż psy i koty, żeby to nabrało wartości, bo myśląc o tym, cały czas je sobie wyobrażam… ale tak chyba działa mózg 🙂

        Czekam w takim razie na artykuł poświęcony zakończeniom 😉

  4. Artykuł spoko, choć trochę mało esencjonalny, zwłaszcza po dwóch z początku roku. 😛 Ale nie o tym. Tydzień temu pojawił się na Spisku znaczek bloga roku. Co się stało, że zniknął?

    P.S.
    To jednak zabawne, Tomku, czytać jak ludzie wytykają ci błędy. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. 😉

    1. No taak, nic tak nie cieszy jak cudze nieszczęście. 😀

      Co do konkursu Blog Roku 2014, startowaliśmy. Przez kilka dni. Aż organizatorzy zorientowali się, że Spisek ma forum, a blogi zawierające forum są arbitralnym zapisem w regulaminie wykluczone z udziału. Nie doczytałem, więc moja wtopa, ale i tak za cholerę nie rozumiem dlaczego forum to zło. Tak czy siak, Spisek nie zostanie blogiem roku, bo nie zamierzam z tej okazji robić przemeblowania.

  5. Akurat teraz ten artykuł? Nie mógł być wcześniej?xd Aj, będę musiała popracować nad swoją ,,książką”, choć napisanie kilku rozdziałów to jedno a skończenie to drugie. Mimo to bardzo dziękuję za radę. Co prawda tego złego chcę zrobić właśnie w takiej formie maskującej i dopiero później, ale przyda się. Bardzo dziękuję, pozdrawiam 🙂

    1. Jak ujawnisz podłą naturę „tego złego” wcześnie, czytelnik od razu będzie go podejrzewał o najgorsze. Nici z niespodzianki. 😉

  6. Zawsze, kiedy nachodzi mnie myśl, żeby posadzić wreszcie tyłek przed komputerem i napisać te parę tysięcy znaków, dręczy mnie pewien problem. Notabene, fajnie byłoby przeczytać na ten temat artykuł na spisku.
    Gdzie jest granica między wyobraźnią, a faktami? To tyczy się szczególnie książek, których akcja dzieje się w przeszłości i brak w niej elementów fantasy. Np. Chcę, aby akcja mojej powieści toczyła się w rosyjskiej szkole baletowej, ale cholera, głupio byłoby popełniać błędy rzeczowe, kiedy ja w rosyjskiej szkole baletowej nigdy nie byłam. Pominę nazwy ulic, miasta nawet (o ile to możliwe), ale czy nie znając systemu (lub znając go tylko odrobinę) działania takiej placówki mogę go sama opracować? Gdzie jest granica między wyobraźnią, a brakiem profesjonalizmu? Niby można pisać wszystko i o wszystkim, bo nikt nie zabroni, ale też nikt nie chce być w tym pisaniu śmieszny, prawda? Rosyjska szkoła baletowa to tylko przykład, bo takich tematów może być mnóstwo. Internat we Francji w latach 60 XIX wieku. Tylko, cholera, czy w latach 60 XIX wieku był jakiś internat? Czy mogę sobie takowy stworzyć. Jak tworzyć świat przedstawiony?
    Oczywiście, dysponujemy internetem i możemy posiłkować się różnymi publikacjami na interesujące nas tematy, ale nie zawsze znajdziemy odpowiedzi na postawione sobie pytania. Albo też nie zawsze odpowiedź nas usatysfakcjonuje. Jak się ma koloryzowanie faktów w profesjonalnym świecie pisarzy?
    Pozdrawiam serdecznie. 😉

    1. No dobra, powiem tak:

      A) Realia historyczne zawsze wymagają solidnych badań jeszcze przed wymyśleniem ostatecznej koncepcji dzieła. Nie da się tego przeskoczyć. Jeśli masz ambicje, żeby stworzyć opowieść wierną historycznym faktom, wybierz sobie temat (ot choćby te rosyjskie szkoły baletowe) i wczytaj się w niego tak głęboko, jak potrafisz. Im więcej detali zbierzesz, tym łatwiej Ci będzie stworzyć wiarygodną scenerię. Warto też być dobrze oczytanym w literaturze z epoki, bo to ułatwi konstruowanie bohaterów oraz ew. stylizację językową. Kiedy zdobędziesz takie przygotowanie, będziesz wiedzieć, co możesz wymyślić, czego nie musisz, a czego się nie da.

      B) Jeżeli nie kręci Cię research, albo nie jesteś pasjonatem wiedzy historycznej – nie rób sobie krzywdy. Zamiast tego napisz o czymś, co już znasz.

  7. „Ci dobrzy” moim zdaniem są nudni. Człowiek zawsze jest z nimi i im kibicuje. Oczywiście bohater może dążyć do celu na wiele różnych sposobów, ale zazwyczaj wybrańcy losu posiadają rakie same cechy, a ich historie są bardzo podobne. Natomiastc czarny charakter daje znacznie więcej możliwości do popisu i on nakręca fabułe. Zmusza bohatera do podejmowania decyzji. Daje ultimatum. Szykuje podstępy. Albo nawet wyprowadza z równowagi.

    1. Nie no, „dobrzy” nie muszą być ani nudni, ani sztampowi. 😉 Zależy jak się ich zrobi – i po co. Ale tak, pełna zgoda co do czarnych charakterów. Antagoniści bywają ważniejsi od protagonistów.

  8. Ostatnio przeczytałam taką książkę,w której na zakończeniu pojawiła się czarna odsłona niby dobrego charakteru,czułam niemal zdziwienie i złość tak samo jak główny bohater,gdy to czytałam gotowałam się złości i nazywałam tą dziewczynę „suką” itp,i mimo że później się okazało że zrobiła to niby w słusznej sprawie,to ja już jej nie wierzyłam,wkurzyło mnie to że bohater powoli jej wybaczał,miałam ochotę rzucić wtedy książką bo szczerze mówiąc od początku czułam dziwną niechęć do niej(mimo że była dobrą)autor pożądanie pograł mi na emocjach,jeśli sądził że Czytelnik nie będzie się spodziewać takiego chamstwa,to udało mu się.
    Tak jak napisałeś,zapamiętałam ją sobie, jako sukę. 😀 Pozdrawiam!

  9. No to mam problem z moją „może kiedyś książką”. Najpierw z głównej bohaterki wyszła mi Mary Sue. Tak się tym martwiłam, że pół nocy robiłam testy na Marysuizm i szukałam sposobu, by naprawić swój błąd ( w tedy odkryłam spisek ). Następnego dnia zawaliłam konkurs ( cały czas myślałam jakie błędy powinna popełnić moja postać ) W końcu wymyśliłam, że prawie bez powodu na wstępie zrobi coś podłego np. w jakiś okrutny sposób zamorduje człowieka. I się okazuje, że tak też jest źle. To co ja mam zrobić?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *