Przejdź do treści

Natychmiastowa motywacja do pisania – na siedem sposobów

motywacja do pisania - spisek pisarzy

Pisanie często wymaga regularności. A jednocześnie – każdemu się czasem nie chce. Zwłaszcza jesienią, gdy za oknem mokro i smuta. Albo gdy wracamy zmęczeni do domu po całym dniu pracy. Albo po prostu wtedy, kiedy czeka nas trudny, wymagający wysiłku tekst. Jak pokonać te bariery i zacząć pisać mimo wszystko?

Oto siedem sposobów na szybkie zbudowanie motywacji do pisania. Każdy wymaga naprawdę niewiele wysiłku, więc możesz je przetestować w dowolnym momencie. Nie trzeba z tej okazji przestawiać swojego życia, ani wydawać gór pieniędzy. Co więcej, wszystkie te metody przetestowałem na sobie i nie dość, że przeżyłem, to jeszcze mogę zaświadczyć o skuteczności.

Warto sprawdzić, czy w Twoim wypadku też podziałają.

1. Zażyj ruchu

Tak, wiem, nie dla każdego to intuicyjne. W końcu pisanie polega na siedzeniu i klepaniu w klawisze. Jeśli coś pracuje, to tylko głowa, łapy lub pośladki (zależnie od warunków). Ale właśnie dlatego każdemu twórcy przyda się odrobina ruchu. Zwłaszcza jeśli przed pracą też siedział. A już szczególnie, gdy nie zmienił nawet miejsca.

Ćwiczenia fizyczne poprawiają nastrój, łagodzą stres i niepokój, zwiększają pewność siebie, wzmacniają wytrzymałość, również psychiczną. Mogę ciągnąć dalej tę litanię korzyści, każdy lekarz to potwierdzi. Najważniejsze jednak – ruch działa na poziomie biologicznym, na każdego z nas podobnie. Kiedy więc trafisz na moment, że nie będzie Ci się chciało pisać, zrób pół godziny przerwy na uczciwe rozruszanie kości. Jest spora szansa, że na koniec takiej sesji zmienisz zdanie.

Tak szczerze, to nie musisz się nawet szczególnie wysilać. Ja jestem leniem, nie lubię się pocić i spacer zwykle w zupełności mi wystarcza. Jedyne, co zasugeruję w kwestii doboru aktywności, to częstsze wybieranie tych indywidualnych. W samotności będziesz mieć dodatkową okazję, żeby pomyśleć nad tekstem.

2. Nie dywaguj

Z autopsji wiem, że można spędzić wiele czasu na przekonywaniu samego siebie, że teraz – akurat teraz, nie w ogóle – nie nadszedł dobry moment na pisanie. A to „jestem zbyt zmęczony, by pisać”. A to znowu „o kurczę, trzeba najpierw coś zjeść, a potem chyba jeszcze posprzątać”. Naturalnie, jestem przekonany, że „ogólnie to piszę przecież”, tylko akurat nie w tej chwili. Tymczasem mijają dni i tygodnie, zanim napoczęty projekt wzbogaci się o nowe słowa.

Rada na to jest prosta – przestań pieprzyć. Komu jak komu, ale sobie nie musisz. Zamiast dywagować, czy akurat czujesz się w nastroju do pisania, po prostu zacznij myśleć o samym tekście. Gdzie się skończył? Jak powinny potoczyć się najbliższe wydarzenia? Co powiedzą i zrobią bohaterowie? W ten sposób nie dość, że będziesz rozważać rzeczywiście istotne sprawy, to jeszcze zwiększasz szanse na faktyczne zabranie się do roboty.

Wenę się przywołuje, a nie na nią czeka. To kwestia świadomego wyboru – więc dokonaj go wtedy, gdy przed pisaniem powstrzymują Cię rzeczy nieistotne.

3. Wyobraź sobie, że tekst jest już skończony

Innymi słowy, przypomnij sobie, po co naprawdę to piszesz. Co skłoniło Cię do wyruszenia w tę – było nie było – wyczerpującą podróż?

Jeśli tworzę dla pieniędzy, zwykle z góry wiem, ile zarobię – a więc mogę sobie łatwo wyobrazić okrągłą sumkę na koncie. Całkiem skuteczna motywacja do tego, żeby nie zawalać deadline’ów. Jeśli pieniądze to za mało (lub ich nie będzie!), idę w zupełnie inną stronę. Wyobrażam sobie czytelnika, który reaguje na tekst dokładnie w taki sposób, jaki zamierzyłem. Przeżywa te emocje, które chciałem wywołać. Śmieje się wtedy, kiedy powinien. No i wreszcie – po lekturze pozostaje poruszony i odmieniony. Ten obraz przypomina mi o celu i popycha do pracy.

Myślę, że warto zastanowić się przy każdym tekście nad jego wartością dla Ciebie. Po co piszesz? Co dobrego stanie się, kiedy wreszcie skończysz? Książka zachwyci wydawcę? Dostaniesz dobre recenzje? Pojawią się fani, którzy zaczną czekać na kolejne Twoje działa? Albo inaczej: dasz wreszcie wyraz temu, co cię gnębiło. Może rozpoczniesz publiczną debatę? Może wreszcie – przekażesz opowieść, która musiała być opowiedziana, lecz nikt poza Tobą tego nie zrobił.

Cokolwiek skłoniło Cię do rozpoczęcia pracy, doda Ci też sił w jej trakcie. Gdy brakuje motywacji, wyobraź sobie, że Twój tekst jest skończony i że dzieje się to, na czym Ci zależy.

4. Stwórz plan wydarzeń – lub go zignoruj

Ja osobiście jestem typem literackiego architekta. Wolę mieć plan, nawet jeśli to tylko zarys, zanim zacznę budować. Jednocześnie jednak wiem, jak bardzo posiadanie z góry założonej trasy potrafi krępować ruchy. Moim sposobem na to jest wymyślanie zawczasu tylko najważniejszych wydarzeń (polecam metodę Mocarnych Momentów), a dochodzenie do reszty na bieżąco.

Gdy trafiam na mur, czasami pomaga kompletne zignorowanie przygotowanego wcześniej planu. Piszę, co wdaje mi się właściwe w danej scenie, dla tych konkretnych bohaterów. Nawet jeśli zawiedzie mnie to w niewłaściwym kierunku. Później albo wymyślam sposób na połączenie takiej rozjechanej sceny z resztą tekstu, albo zmieniam plan, jeśli jest tego warta.

Takie podejście pozwala mi spojrzeć na trudny fragment tekstu z innej perspektywy. Podobnie było wtedy, kiedy nie miałem w zwyczaju planować tekstu na przyszłość. Obmyślenie nadchodzących wydarzeń przed ich zapisaniem też pomagało zmierzyć się z kłopotliwymi fragmentami.

Niezależnie więc od tego, czy preferujesz pisać z planem, czy wolisz iść na żywioł – uczciwie wypróbuj obu podejść. Zwłaszcza wtedy, gdy masz problemy z tekstem albo po prostu nie chce Ci się do niego zasiąść.

5. Zrób sobie rozgrzewkę

Jeśli masz problem z zabraniem się do pracy nad głównym projektem literackim, spróbuj zacząć od czegoś mniejszego i szybszego. To może być zaległy e-mail, komentarz na forum, ale może też – pełnoprawna, choć krótka opowieść (powiedzmy, do 1000 znaków). Pamiętaj tylko, że ten tekst pochłonie trochę z Twojego czasu, więc nie warto przesadzać.

W ten sposób rozruszasz te części swojego mózgu, których używamy podczas pisania – a które mogły przysnąć podczas całego dnia nieaktywności.

6. Pomiń frustrujące momenty

Prosta sprawa – jeśli przed pisaniem powstrzymuje Cię przede wszystkim ogrom wyzwania, po prostu przeskocz do łatwiejszego momentu opowieści. Nie dość, że w ten sposób unikniesz przestoju w pracy, to jeszcze zwiększysz szanse na rozwiązanie problematycznych fragmentów.

Warto jednak pamiętać, że ta metoda działa dobrze, gdy masz przynajmniej ogólny plan dla swojej opowieści. Jeśli idziesz na żywioł, może warto wymyślić przynajmniej zakończenie dla sceny, którą chcesz pominąć?

7. Pisz każdego dnia

To złudnie prosta rada i naprawdę wiele może przeszkodzić Ci w jej realizacji. Więcej, nawet jeśli na początku pójdzie dobrze, prawdopodobnie nie uda Ci się pisać codziennie przez naprawdę długi czas. Ale OK. Podejrzewam, że mało komu to wychodzi. Choćby i kilka dni pod rząd powinno pomóc.

Siła codziennego pisania polega na rutynie. To dzięki niej tworzenie nagle jest mniej straszne i nie wydaje się tak trudne. Fakt, że dalej możesz trafić na mur, utknąć gdzieś po drodze, albo zniechęcić się na multum innych sposobów. Dopóki jednak jesteś w stanie wytrwać, Twoje pisanie z dnia na dzień będzie nabierać impetu.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat codziennego pisania, polecam wcześniejszy artykuł na Spisku.

A jeśli przydała Ci się ta lista porad, zerknij też na tekst o tym, jak ruszyć z miejsca oraz na niedawny wpis Łukasza Kotkowskiego o tym, co począć gdy brakuje inspiracji.

 

Foto:  aya padrón / Flickr / CC BY-NC-ND 2.0

22 komentarze do “Natychmiastowa motywacja do pisania – na siedem sposobów”

    1. Oho, ktoś wstał lewą nogą. Co do samych rad – nikt nie zmusza Cię do korzystania z nich. Jeśli dla Ciebie nie działają, to nie działają, nic nie poradzisz.

  1. Bardzo dobre rady. Niektóre stosuje i nawet się sprawdzają. Na ogół robię sobie plan – takie główne złożenia typu: o czym chce pisać i jaki będzie koniec opowieści, z punktami kontrolnymi po drodze. W wolnych chwilach układam sobie w głowie sceny (świetnie mi to wychodzi na bieżni) i później siadam do lapka z prawie gotowym tekstem. Niestety potrafię też dorabiać ideologię do nicnierobienia! A to zmęczona jestem, gotować muszę, krzewy podciąć, uszyć sukienkę… zwyczajne tłumaczenie własnego lenistwa. Walczę z tym, ale często przeciwnik jest silniejszy.

    1. Z tym nicnierobieniem to wiesz… trzeba być dla siebie człowiekiem. Jak się zapracujesz na śmierć to kolejne opowieści już nie wyjdą spod Twojego pióra. 😉 Dobrze mieć po prostu jakąś porę dnia, o której siadasz do pisania, albo miejsce, które tylko pisaniu służy – i korzystać regularnie, niezależnie od tego, czy są jakieś pierdoły do zrobienia, czy nie.

  2. Ja jeszcze dodam jedną od siebie: wyjmij z komputera wtyczkę z Internetem. Z doświadczenia wiem, że bez sieci mogę zrobić w godzinę to, co normalnie zajmuje mi cztery.

    Może to śmieszne, ale zawsze najlepsze pomysły przychodzą mi przy kosiarce do trawy. Mogę ją sobie włączyć, jej ryk odcina mnie całkiem od świata, drepcze sobie za nią kilka godzin i zwykle podówczas rozwiązuje problem, który postawiło przede mną życie.

    1. Z siecią trochę prawda, bo to jednak rozpraszacz bardziej niż pomoc. Osobiście jednak nie mam z tym szczególnego problemu, więc cóż… jakoś nie przyszło mi do głowy podczas pisania artykułu. 😉

      A co do kosiarki – to jest to. Może nie konkretnie kosiarka, ale taka medytacja. Niezastąpione.

  3. W zupełności podpisuję się pod wszystkimi radami. To zabawne, bo zrobiłeś spis wszystkiego, co sama próbowałam, i poświadczam, że działa 😀 Mnie pomaga bardzo pójście rano do piekarni (koło 7:00). Zimne świeże powietrze i specyficzny zapach poranka od razu mnie wybudza, a do tego mam za sobą krótki spacer. Od razu pojawia się zapał do pracy. Natomiast co do porady Piotra powyżej, to akurat u mnie się nie sprawdza. Neta używam do poszukiwania synonimów, sprawdzania poprawności i bardzo często reaserchu, więc bez tego ani rusz. Nie mam też potrzeby szperać po Internecie w czasie pisania, a facebooka, kwejków i innych zjadaczy czasu wręcz nie cierpię :>

    1. Ostatnio dobrze mi się pisze poza domem, na przykład po kawiarniach. Więc to chyba też mogę polecić. Z drugiej strony, akurat pracuję nad tekstem, który dzieje się w moim mieście, Wrocławiu, więc może to to. 😉

  4. Amen.
    Napisałeś praktycznie o wszystkim, o czym trzeba było i aż mam ochotę zadedykować ten wpis kilku znajomym. Wszystkie metody działają, jeśli je się stosuje, lecz oni jakoś nie chcą mi wierzyć, a tu proszę… skuteczność potwierdzona statystycznie. 😉

    Ja także nie mam problemu z dostępem do sieci podczas pisania. Lecz tutaj trik mam taki: Sprawdzanie poczty, komunikatorów, Facebooków i jemu podobnych miejsc zostawiam sobie na określoną porę dnia – najczęściej na sam koniec zadań. Jedynie pocztę „zawodową” sprawdzam dodatkowo każdego ranka, segregując na sprawy bieżące oraz drobnostki do załatwienia w późniejszym terminie. Jednak nigdy nie wchodzę na strony rozrywkowe czy społecznościowe niedługo przed pisaniem, ponieważ jeszcze nie zdarzyło mi się, bym później miała chęć na cokolwiek, nie mówiąc już o pracy czy tworzeniu.

    Bardzo pomaga mi w tym wszystkim kalendarz/organizator, w którym mam wydzielony czas na konkretne działania. 🙂 Przypomina mi irytującym, wyskakującym znienacka okienkiem, co jeszcze mnie czeka do zrobienia danego dnia i od razu odechciewa mi się przeglądania stron-pożeraczy czasu. 😉 Przyznam, że są to początki mojej „znajomości” z tą aplikacją i wdrażania konkretnego, usystematyzowanego planu dnia, lecz już widzę efekty. Łatwiej mi coś zaplanować i dokonać tego. Nie udaje mi się „zapomnieć” o jakichś nieprzyjemnych zadaniach, więc nie zostaje mi nic na ostatnią chwilę. Pod koniec każdego dnia z satysfakcją spoglądam na długą listę załatwionych spraw i aż chce mi się żyć pomimo zmęczenia. 😀 A następnego ranka łatwiej wstać z łóżka, wiedząc konkretnie, że czekają kolejne wyzwania. 😉

    Wiem, że są osoby, które taka „przypominajka” będzie jedynie denerwować, lecz jeśli nie potrafi się samemu poradzić z wykrojeniem czasu na pisanie (a zwłaszcza kiedy pracuje się w domu, bo mnóstwo rzeczy może wtedy rozpraszać), to ona bardzo pomaga się zmobilizować. Nigdy też nie traci entuzjazmu, więc będzie musztrować właściciela niezależnie od jego humorów czy chęci oddania się lenistwu. Naturalnie warto pamiętać, żeby pozostawić sobie przynajmniej dwa dni w tygodniu na odpoczynek od takiego programu i na przykład w weekendy planować sobie tylko godzinę na pisanie, a resztę czasu pozostawiać na relaks, czas dla rodziny czy aktywny wypoczynek.

    W każdym razie warto spróbować, bo może się okazać, że wydajność pracy (jak w moim przypadku) wzrośnie nawet o 100%. A im więcej planu wykonamy, tym bliżej sukcesu z każdym dniem będziemy i chyba o to każdemu chodzi, czyż nie? 🙂

    Pozdrawiam,
    Ri

  5. Zawsze przed rozpoczęciem pisania muszę stworzyć konspekt, dokładnie rozpisuję co w danym momencie ma się wydarzyć. I zawsze uciekam od mojego planu w zupełnie inną stronę. Co jest raczej zabawne, gdy po napisaniu opowiadania czytuję ten oto konspekt i zauważam ile rzeczy pozmieniałam. Nie staram się tworzyć nie wiadomo jak długich powieści – trzymam się przy krótkich formach literackich, łatwo się pisze, łatwo czyta. Czego chcieć więcej? Szczerze mówiąc największa wena łapie mnie w szkole, na nudnych lekcjach i czasem traktuję dzwonek jak najgorszego wroga, bo wybija mnie z artystycznego rytmu. W domu jakoś nie potrafię odtworzyć tego zapału. Dziękuję za rady, mam nadzieję, że pomogą mi zabrać się do jeszcze bardziej twórczej pracy. 🙂

    1. Jeśli nie każdego dnia, to w konkretne dni. Jeśli zorganizujesz sobie czas, wtedy wszelkie wymówki wypadają żałośnie. U mnie jest to wtorek, czwartek i weekend. Mam wtedy więcej luzu i pewnosć, że będę wypoczęta (zakupy, sprzątanie i wszelkie inne rzeczy robię w poniedziałki, środy i piątki). Nawet jeśli coś mi wypadnie, wciąż pozostaje kilka godzin. Mój terminarz to wie i ja to wiem, end of story 🙂

  6. Co do pkt 1 ja osobiście serdecznie polecam basen. Pisanie ma to do siebie, że podczas wykonywania tej czynności dużo się siedzi, a jak się dużo siedzi, to strasznie bolą plecy. Pływanie jest na to najlepszym lekarstwem. No i dodatkowo, tak jak napisane w poradzie – wykonuje się je w samotności, można w tym czasie być myślami w swoim pisaniu i nawet nie czuje się wtedy wysiłku 🙂

  7. Chyba wypróbuję punkt trzeci… Ale ja generalnie nie mam braków weny, pisanie nie przychodzi mi z łatwością, ale jest tak, że siadam piszę i jest ok. Co do punktu 5, ja nie potrafię pisać krótkich form, zawsze jest to conajmniej długie opowiadanie (15, 16 stron w OpenOffice), teraz zaś siedzę nad powieścią, moja rada jest taka, żeby stosować technikę Pomodoro (nastawiasz budzik na 25 minut, w tym czasie piszesz i tylko piszesz, po 25 minutach robisz 5 minut przerwy, znowu budzik i piszesz, piszesz, piszesz….). Bardzo skuteczna metoda, a w każdym razie na mnie działa 🙂

  8. Sporo dobrych rad, ja najczęściej szukam inspiracji właśnie podczas spacerów, a kiedy już termin goni i nie ma innego wyjścia siedzę przed komputerem dopóki natchnienie nie przyjdzie. Przyznam, że bardzo spodobał mi się pomysł, by wyobrazić sobie, że tekst jest gotowy, nigdy tego nie próbowałem, a może to być rzeczywiście motywujące

  9. a czy ktoś z Was ma pod czas pisania poczucie że jest to do du*** że użyte zwroty czy słowa sa banalne i mało inteligentne dialogi mogą nie zachwycić czytelnika. Kołacza mi sie w głowie trzy różne opowieści chciałabym sie nimi podzielić ale nie wiem wiem czy faktycznie to kogoś wzruszy.

  10. Moim zdaniem, jeśli, ktoś nie ma motywacji to może po prostu źle wybrał zajęcie. Książka napisana na siłę chyba nie ma wielkiej wartości.

  11. Co do codziennego pisania mam inny pogląd. Przedstawię to na przykładzie produkcji muzyki, czym też się zajmuję. Kiedy zdarzało mi się czasem kilka miesięcy, czy chociaż tygodni przerwy od tego zajęcia, kiedy powracałem, moje utwory zawsze wskakiwały na wyższy poziom . Były dojrzalsze zarówno pod względem artystycznym jak i technicznym. W czasie tych przerw przecież nie leżałem w śpiączce, tylko cały czas miałem kontakt z innymi produkcjami, i mogłem analizować co u nic jest lepsze, jak to jest zrobione itp. Po takim powrocie zawsze miałem głowę świeżych pomysłów, natomiast kiedy posłuchałem moich starszych „dzieł” 😉 zawsze zauważałem, że kurczowo trzymają się jakiegoś wzorca, a teraz mogłem stanąć bardziej z boku i to zauważyć.
    Pozdrawiam

  12. Dziękuję ślicznie za te wskazówki! 🙂 Zaraz po ich przeczytaniu otworzyłam Worda i ku mojej radości udało mi się w końcu napisać krótki akapit po ponad rocznej przerwie od pisania. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *