Przejdź do treści

Jak negocjować umowę z wydawcą?

wydawca na jachcie - spisek pisarzy

Wydawca to Twój największy sojusznik w starciu z rynkową rzeczywistością. Zanim jednak ruszysz podbijać świat, upewnij się, że nie czeka Cię żadna niespodzianka. Sprawdź swoją umowę wydawniczą – i negocjuj lepsze warunki!

Dla tych, którzy mają już przynajmniej jedną publikację na koncie, moje rewelacje nie będą niczym nowym. Jeśli nie wynegocjowali sobie porządnej umowy przy debiucie, dobrze wiedzą, jak bardzo można pojechać na drobnym druczku i niedoczytanych fragmentach.

Jeśli jednak wydawniczy debiut masz dopiero przed sobą – pamiętaj, żeby zachować zimną krew. Biznes i emocje nigdy nie smakują dobrze po wymieszaniu. A Twoja książka to z pewnością biznes, przynajmniej dla wydawcy. Musi na niej zarobić i wierz mi, wcale mu nie śpieszno, żeby tym zarobkiem dzielić się z Tobą. Dlatego zachowaj chłodną głowę, poproś wydawcę o przesłanie projektu umowy i sprawdź ją dokładnie. Wypisz, co Ci nie odpowiada. Negocjuj.

Ten wpis wskaże Ci, na jakie aspekty umowy zwrócić szczególną uwagę – oraz jak skutecznie podejść do negocjowania korzystnych warunków.

Czy potrzebujesz prawnika?

Kiedy otrzymasz od wydawnictwa umowę, najprawdopodobniej powiedzą Ci, że jest to standardowa forma, którą podpisuje większość autorów. To może być nawet prawda, ale nie miej złudzeń. Jeśli ktoś podpisuje pierwszą propozycję umowy, to albo boi się negocjować, albo nie wie, co robi. Przedstawione na początku warunki oraz język prawny, którym są sformułowane, bez wątpienia będą faworyzować wydawcę. Jeśli jest inaczej, Twój wydawca nie prowadzi przedsięwzięcia komercyjnego.

Nie zrozum mnie źle. Przesyłając w ramach pierwszej propozycji umowę, która niekoniecznie jest dla Ciebie w pełni korzystna, wydawca nie zachowuje się wrednie. Nie popełnia też żadnego faux pas. Nie masz powodów, żeby się na niego obrażać. Tak po prostu prowadzi się negocjacje biznesowe. Każdy, kto zna tę grę, najpierw podaje warunki najbardziej korzystne dla siebie – może nawet przesadnie, ponad to, czego mu rzeczywiście potrzeba.

Tak więc, czy potrzebujesz prawnika? Tak, owszem, potrzebujesz. Nie będziesz go potrzebować po tym, jak oczytasz się porządnie w prawie autorskim i będziesz negocjować umowę na drugą lub trzecią książkę. Przy ustalaniu warunków debiutu – bierz wujka Google, bierz książkę telefoniczną, i szukaj prawnika. Robiąc wszystko samotnie tylko zwiększasz szanse na spektakularną wtopę.

Teraz – na jakie prawne aspekty zwrócić szczególną uwagę. Prawnik wyjaśni Ci to lepiej, niż ja, ale nawet w rozmowie z nim lepiej od razu wiedzieć, o co pytać.

Majątkowe prawa autorskie

To kluczowa sprawa i jednocześnie najłatwiejsza do wynegocjowania na Twoją korzyść. Wydawnictwa często oczekują, że debiutanci przekażą im całość majątkowych praw autorskich do dzieła. Oznaczać to będzie, że zyskają pełną kontrolę nad tym, co dzieje się z książką.

Dla wydawcy to bardzo wygodne rozwiązanie. Jeśli Twój debiut okaże się komercyjnym sukcesem, wydawnictwo nie będzie musiało nikogo pytać o pozwolenie na wykonanie dodruków. To również z nim będą negocjować wszyscy, którzy zechcą wydać książkę za granicą, albo też zrobić jej ekranizację. Z nim – nie z Tobą. Przekazując całość praw majątkowych, sprzedajesz książkę w zupełności. Jeśli samodzielnie zechcesz coś z nią zrobić – dajmy na to, wrzucić fragment na swojego bloga – złamiesz prawo, o ile nie dostaniesz pozwolenia wydawcy.

W kwestii pieniędzy – należy Ci się tylko to, co zostało zapisane w pierwszej umowie. Gorzej, zazwyczaj przekazując całość majątkowych praw autorskich, robisz to bezterminowo. Nie będzie więc naturalnej okazji do renegocjacji warunków. Choćby i Twoja książka została światowym bestsellerem, zarobisz na tym tyle, ile mówi ta pierwsza umowa, nic więcej.

Przekazanie całości autorskich praw majątkowych nigdy nie jest dla Ciebie korzystne. O wiele bardziej opłaca Ci się udzielenie licencji.

Licencja

W skrócie i najprostszymi słowami, poprzez licencję „pożyczasz” wydawnictwu swoje prawa majątkowe do dzieła. To bardzo ważne rozróżnienie – ciągle to Ty jesteś jedynym dyspozytorem tych praw. Sama licencja natomiast jest z zasady ograniczona: czasem, terytorium, określonym nakładem, i tak dalej. Przy tej okazji można zastrzec sobie nawet rodzaj oprawy książki albo jakość papieru. Każde przekroczenie ram licencji oznacza konieczność podpisania aneksu do umowy, a więc jest dla Ciebie okazją, żeby zarobić dodatkowe pieniądze.

Oczywiście, dla wydawcy umowa licencyjna jest warta mniej, niż umowa o przekazanie praw autorskich. Gdy przyjdzie do negocjacji, miej to na uwadze i wykorzystuj dla zdobycia przewagi. Kwestię praw autorskich możesz przecież podnieść również wtedy, gdy nie zależy Ci na zachowaniu długoterminowej kontroli nad dziełem, a tylko na wynegocjowaniu lepszych stawek.

Warto pamiętać, że w umowie wydawniczej nie musi koniecznie paść termin „licencja”. Wystarczy, jeśli przekazanie praw majątkowych do dzieła odbywa się w ograniczonym zakresie, a ów zakres jest rzetelnie opisany. W tym kontekście szczególnie wystrzegaj się słów „bezterminowo”, „na czas nieokreślony” i „do dowolnego wykorzystania”.

Autorskie prawa osobiste

Oprócz autorskich praw majątkowych istnieją też prawa osobiste. Są po to, aby zagwarantować Ci ochronę przed plagiatem. Nikt inny bowiem nie może podpisać się pod Twoim dziełem jako autor, nawet jeśli przekażesz tej osobie prawa majątkowe. Masz to prawnie zagwarantowane. Wydawca nie może nawet dokonać zmian w Twojej książce bez poproszenia o zgodę.

Prawa autorskie osobiste są w Polsce niezbywalne, ale jak to zwykle w naszym kraju bywa – tylko w zamyśle ustawodawcy. Do umowy wydawniczej można bowiem wprowadzić zapis, że rezygnujesz z egzekwowania przywilejów wynikających z posiadania praw autorskich osobistych. Nie przekazujesz ich – po prostu nie będziesz z nich korzystać.

Wymaga to wymienienia konkretnych czynności lub praw, z których egzekwowania rezygnujesz. Na przykład, normalnie tylko Ty możesz wydać zgodę na wykonanie opracowania na podstawie Twojego dzieła. A więc również na wykonanie tłumaczenia. Wydawca dla własnej wygody może zechcieć pozbawić Cię tego przywileju. A ty – możesz podnieść tę kwestię w trakcie negocjacji.

Wynagrodzenie i sposób zapłaty

Kwestia Twojego honorarium musi koniecznie być określona w umowie wydawniczej. Nie pozwól sobie wcisnąć kitu, że uzgodnicie to dodatkowymi dokumentami albo podpiszecie aneks później. Sposób opłacenia licencji lub rekompensaty za przekazanie praw autorskich musi zostać umieszczony na tym samym kawałku papieru, który owe prawa przekazuje.

Dalej. W umowie musi być określona nie tylko wysokość honorarium dla autora, ale również sposób jego przekazania, a nawet warunki i metoda wypłaty. Chcesz też mieć pewność co do zasad, wedle których obliczane będzie Twoje wynagrodzenie. Na przykład, warto znać nie tylko przysługujący autorowi procent od sprzedaży, ale też dokładną wysokość kwoty, od jakiej ten procent będzie liczony. Dlaczego? Praktykuje się obliczanie procentu od ceny hurtowej książki oraz od ceny detalicznej (tej z okładki). Jeśli zgodzisz się na 20% udziału w zyskach ze sprzedaży, ale liczonych od ceny hurtowej, najprawdopodobniej będzie to równowartość 10% ceny detalicznej. Na pierwszy rzut oka pierwsza oferta może brzmieć lepiej, choć tak naprawdę kwota, którą otrzymasz, będzie przy obu uzgodnieniach identyczna.

Kluczową sprawą jest też wyraźne określenie terminów wypłat honorarium, a nawet wprowadzenie kar umownych za ich niedotrzymanie. Nie daj się zbyć stwierdzeniami, że wydawca nie wie, kiedy otrzyma pieniądze ze sprzedaży. To może nawet być prawda – i w zasadzie, autora rzeczywiście nie powinny dziwić opóźnienia (sorry, taki mamy rynek, parafrazując minister Bieńkowską). Nie znaczy to jednak, że masz zrezygnować z wyznaczenia granicznych terminów przekazania honorarium. Nawet jeśli zakładasz, że i tak nikt ich nie dotrzyma. Jeśli tego nie zrobisz, wydawca będzie mógł zwlekać z wypłatą w nieskończoność. Po prostu – nie doczekasz się tych pieniędzy.

Jak negocjować?

Kiedy otrzymujesz propozycję współpracy z wydawnictwem, pamiętaj, że dla nich to po prostu biznes. Owszem, mogą być Twoimi sojusznikami (o ile dobrze ustalicie zasady współpracy), ale to nie są Twoi przyjaciele. Jeszcze nie teraz.

Po pierwsze, warto zdać sobie sprawę, że masz prawo do negocjacji warunków, które proponują. To nie jest tak, że „wszyscy się na nie godzą” – to bzdura, ściema, tzw. „chłyt makertingowy”. Jeśli wydawca obrusza się na samą propozycję negocjacji, dla Ciebie to znak, że coś knuje i tym bardziej musisz uważać.

Po drugie, każda ze stron powinna zaczynać od zawyżonych propozycji. Jeśli Twój wydawca jest zwyczajnym przedsiębiorstwem, a więc dba przede wszystkim o zysk – z pewnością już tak zrobił. Masz prawo wysunąć w odpowiedzi równie przegiętą propozycję. Nie rób tego ostentacyjnie (chcesz, żeby druga strona brała Cię poważnie). Z całą pewnością jednak zażądaj większych zmian w umowie, niż są Ci potrzebne.

Po trzecie, uczciwie postaw sobie cel dla negocjacji. Spośród wszystkich zmian, które zaproponujesz, wybierz te, na których rzeczywiście Ci zależy. Z tych nie chcesz rezygnować, chyba że cena będzie bardzo, bardzo dobra. Resztę możesz przeznaczyć na straty. Generalnie, i tak nie osiągniesz wszystkiego, więc skup się na konkretnych celach. Moim zdaniem, są dwa podstawowe obszary, gdzie możesz poprawić swoją pozycję – wysokość honorarium i zakres przekazanych praw autorskich. Wybierając walkę o jeden z nich i stawiając na ustępstwa w drugim, zwiększysz szanse na zauważalny sukces.

No i – po czwarte. Podręczniki do negocjacji czasem definiują je jako proces poszukania konsensusu. W takim ujęciu, negocjacje to sposób porozumienia. Miej to na uwadze i nie stawiaj swojego rozmówcy pod ścianą. Musi mieć wrażenie, że stać Cię na ustępstwa, jeśli zaproponuje rozsądną cenę. Nie daj się chciwości – po prostu skup się na tym, na czym rzeczywiście Ci zależy.

Z drugiej strony, pamiętaj też, że rzadko które negocjacje kończą się powstaniem „uczciwej” umowy. Uczciwej, czyli idealnie kompromisowej, rozkładającej koszty i korzyści po równo. Zazwyczaj umowa preferuje jedną ze stron – tą, której w mniejszym stopniu zależało na jej podpisaniu. Jako debiutant nie będziesz w idealnej pozycji negocjacyjnej, ale pamiętaj o jednym: wydawca nie zdobędzie praw do Twojej książki w innym miejscu. Ty za to możesz zacząć negocjacje z innym wydawcą. Twoja pozycja z całą pewnością nie jest tak słaba, jak może Ci się wydawać w pierwszym momencie.

 

Foto: John O’Nolan / Foter / CC BY 2.0

21 komentarzy do “Jak negocjować umowę z wydawcą?”

  1. Hmmm. Może i nie mam w najbliższych planach negocjowania warunków wydania książki… Ale takie podstawowe informacje o tym jak rozmawiać z wydawcą na pewno (a raczej: oby 😉 ) kiedyś się przydadzą. Ciekawy wpis 😀

  2. Faktycznie przydatne. Jeśli kiedyś mi się to przydarzy pójdę do mamy – zna się na tym całym prawniczym bełkocie, a jeśli ona nic nie wskóra chyba wybiorę się do jakiegoś prawnika. Pozdrawiam

  3. Konkretny wpis. Podoba się.

    Mam techniczne pytanie. Załóżmy, że chodzi mi po głowie książka. Chodzi, gryzie, szczypie po potylicy. Chce być napisana. Problem w tym, że pisanie to ciężka orka. To kupa wyrzeczeń, alienacji i frustracji. Chcąc, nie chcąc jest to inwestycja. Inwestycje mają to do siebie, że czasami się zwracają, a czasami nie.

    Nie chcę, żeby moja książka trafiła do szuflady, bo żadne wydawnictwo nie będzie nią zainteresowane. Z różnych przyczyn: może tematyka im nie pasuje do oferty, może jest zbyt krótka, zbyt długa, może zwyczajnie jest do kitu.

    Kiedy i jak można zapukać do wydawnictwa ze swoim dziełem? Pisarze, którzy mają na koncie parę bestsellerów mogą pewnie zadzwonić na prywatny numer wydawcy: „Słychaj, Zenon, mam taki pomysł…”. A debiutant? Musi od razu rzucić zaplamione krwią i potem stronnice na biurko wydawcy, czy też ma szansę wybadać temat w trakcie pracy nad książką? Na jakim etapie? Pomysł? Streszczenie? Parę rozdziałów?

    Orientujesz się jak to wygląda?

    1. Ogólnie – debiutanci są tak niewiarygodni w oczach wydawców, że żadne ich propozycje i zapewnienia nie są traktowane poważnie. Dopiero gdy wydawnictwo otrzymuje gotowy produkt, który może ocenić obiektywnie, zaczynają się jakiekolwiek rozmowy.

      To jednak heurystyka, która bierze pod uwagę „uśrednionego” debiutanta i „uśrednione” wydawnictwo. Z Twojego bloga wnoszę, że myślisz o książce podróżniczej. To bardzo konkretny gatunek i – co najważniejsze – w zasadzie już go realizujesz na blogu. Masz więc materiał, który możesz wskazać wydawcy i powiedzieć „o, proszę pana, potrafię pisać na przykład tak”. Co więcej, jeżeli chcesz pisać o już odwiedzonych miejscach, występujesz w wydawniczym równaniu raczej jako ekspert niż naturszczyk z ambicjami. IMO spokojnie możesz uderzać do wydawnictw specjalizujących się w prozie podróżniczej, nawet jeśli Twoja książka jest w fazie planowania.

      Czego potrzebujesz? Przede wszystkim, nie obejdzie się bez konspektu. Zresztą, jeśli to ma być literatura faktu, konspekt bardzo pomoże Ci zorganizować pracę, więc tak czy siak warto go mieć. Dobrze też, jeśli opracujesz sobie jakiś chwytliwy, niezbyt długi opis swojej przyszłej książki i zamieścisz go w mailu. No i dobrze, jeśli dołączysz próbkę swojej twórczości, żeby wydawca mógł ocenić jak wypadasz w praniu. Być może wystarczy wskazanie któregoś z wpisów, choć IMO najlepszy byłby pierwszy rozdział.

      A – i pamiętaj, żeby chwalić się blogiem. Każdy autor, który posiada sprawnie działającego bloga, ma w ręku maszynkę marketingową. Im większy zasięg, im bardziej zwarta i podatna na Twój wpływ społeczność, tym łatwiej Ci wypromować swoją twórczość. Zdarzają się w Polsce wydawcy-idioci, którzy tego nie rozumieją, ale to margines. U tych myślących dostaniesz tłustego plusa.

  4. Nie wiem czy ktoś na to zerknie jeszcze pod tym postem, ale to jedyne miejsce, które przychodzi mi do głowy, w którym mogę spodziewać się merytorycznej odpowiedzi 🙂
    Trafiłem na taką oto sytuację, że organizatorzy konkursu wymagają, cytuję za regulaminem:
    „W przypadku prac wyróżnionych i nagrodzonych Autor przekazuje na rzecz organizatora (Wydawnictwo Psychoskok) autorskie prawa majątkowe (licencji niewyłącznej, bez ograniczeń czasowych i terytorialnych) do przysłanego tekstu. Oznacza to zgodę na jego publikację w formie ebooka oraz udostępnienie na stronach internetowych Wydawnictwa Psychoskok i Autorzy365.pl bez dodatkowego wynagrodzenia.”
    oraz
    ” Główną nagrodą w konkursie jest wydanie opowiadania, jako zbiór/antologia w formie ebooka. Dziesięciu zwycięzców, których opowiadania zostaną wybrane do wydania (w formie elektronicznej) otrzymają wydany ebook nieodpłatnie.”

    Czyli jak można zrozumieć zbywamy się WSZELKICH praw do dzieła, majątkowych i za ew. wynagrodzenie (zostają nam chyba tylko prawa autorskie). Co więcej my otrzymamy e-book bezpłatnie, ale wcale nie można z regulaminu wnioskować, że wydawnictwo nie będzie sprzedawać go odpłatnie.

    Czy w takim wypadkach (konkursowych) jest nawet sens pytać czy negocjować o inne warunki, czy musimy się pogodzić z tym, że na zawsze już pozbędziemy się praw do naszego w tym wypadku opowiadania ?
    Co prawda nie wiem czy wystartuje akurat w tym konkursie, ale inne mogą regulaminy mogą mieć poukrywane jakieś kruczki, których nawet nie jesteśmy świadomi. Rozumiem zgodę na bezpłatny druk w ramach danej antologii czy wydawnictwa konkursowego, ale od razu wszystkie prawa ? Brzmi to dla mnie trochę.. niefajnie, mówiąc oględnie.

    Link do całego konkursu tutaj:
    http://autorzy365.pl/twoja-historia-milosna-walentynowy-konkurs-literacki-wydawnictwa-psychoskok_a3422

  5. Świetny wpis, dziękuję 🙂 Jestem początkująca w temacie wydawniczym, więc może zadam głupie pytania
    …ale jak sytuacja wygląda w przypadku krótkiej książeczki dla dzieci, można powiedzieć „ilustracyjnej” tzn. gdzie tekst jest uzupełnieniem/częścią ilustracji?
    Jestem umówiona do wydawnictwa i zastanawiam się jak się przygotować.
    Moja książka jest gotowa, sama ją wydrukowałam w drukarni (kilka sztuk), uzyskałam nr ISBN, przygotowałam profesjonalny skład i w zasadzie wydałam ją jako osoba fizyczna. Czy idąc na „negocjacje” z wydawnictwem powinnam wziąć gotową książkę (w ten sposób niejako zdradzam cały pomysł na serię itp., ale wydawca widzi, że ma przed sobą profesjonalny produkt gotowy do sprzedaży, to czy mu się to spodoba to kwestia gustu i kalkulacji) czy też przedstawić kilka wydruków, nie pokazując całości?????
    Rozumiem, że najlepszą opcją jest rozmowa o umowie licencyjnej na określony nakład + procent od ceny detalicznej, czy do tego można negocjować jakieś honorarium? Co może być moim atutem?
    Będę wdzięczna za opinię, radę.

  6. Cześć! Mam pytanie tylko po części związane z tematem wpisu. Wiesz może, czy jest szansa, żeby sprzedać wydawnictwu własne, nieoficjalne tłumaczenie książki, która nie została jeszcze opublikowana w Polsce?
    Pozdrawiam serdecznie

    1. „Nieoficjalne tłumaczenie”? Tzn. wykonane bez zabezpieczenia praw autorskich u autora oryginału? Myślę, że szanse na sprzedaż takiego tłumaczenia są żadne. Odezwij się do autora i wybadaj, czy masz szanse na jakiś rodzaj licencji.

  7. A jak wyglada wypowiedzenie umowy? Podpisalam umowe z wydawnictwem, ale w miedzy czasie pojawilo sie inne zainteresowane i to właśnie z niego chciałabym skorzystać. czy mogę bez żadnych konsekwencji odstąpić od umowy i podpisać ją z innym wydawnictwem?

    1. Wszystko zależy od umowy. Idę o zakład, że wydawca przewidział taką możliwość i umieścił w niej zaporowe warunki. Przeczytaj ją uważnie.

  8. Napisałam opowieść o lokalnej legendzie .Oparłam się na tej legendzie jak również na prawdzie historycznej dotyczącej tej legendy treść jest ciekawa i porywająca, tak twierdzą osoby które czytały . Opowieść promuje miejscowość .jak uzyskać sponsora nie ujawniając treści z obawy że ktoś może wpaść na ten sam pomysł

    1. Jeżeli książka już jest skończona, po prostu roześlij propozycję do wydawców. Masz gotowy produkt – będą woleli negocjować z Tobą, niż kombinować na boku. Zwłaszcza że „pożyczając” pomysł ryzykują naruszeniem praw autorskich, a więc pozwem i koniecznością zapłaty odszkodowań.

      Oczywiście, bez ujawniania treści nie sprzedasz żadnej książki. Nikomu.

  9. Witaj. Chciałbym odświeżyć padające tu pytania. Zabrałem się za pisanie powieści fantasy (bardzo obszerna, lubię takie dzieła). Obecnie mam napisane ok 1.600.000 znaków ze spacjami, co stanowi – wg mojej oceny 1 i 1/3 tomu z sześciu – czyli tom pierwszy mam kompletny (1.150.000 znaków ze spacjami). Czy jest sens rozsyłania go (jako debiutant), czy też absolutnie nie będzie to potraktowane jako „dzieło ukończone” i nie ma szans tym bardziej zważając na planowaną obszerność? Konspekt całości (zgrubny plan) oczywiście mam.

    1. Cześć. Ślij to do wydawców. Jeśli masz wątpliwości, czy już teraz dobre i wystarczająco dopracowane, znajdź betaczytelników, albo zamów u kogoś recenzję. Jeśli chcesz u mnie – napisz maila z większymi szczegółami i próbką tekstu (rozdział) na kontakt@spisekpisarzy.pl

      Natomiast: inna kwestia. Otóż, to niesamowicie obszerne dzieło i tylko z tego powodu – tej objętości – trudno będzie Ci znaleźć wydawcę. Może Ty preferujesz takie cegły – w sumie sam lubię – ale generalnie na ryku to nie śmiga. No a wielotomowa saga napisana przez debiutanta zawsze pobudza ostrożność u redaktorów. Krótko mówiąc, upewnij się, że Twoje dzieło jest tip-top dopracowane i trzyma się kupy. Bo już na starcie masz pod górkę.

      1. Zasmuciłeś mnie nieco 🙂 Bardzo lubuję w historiach, gdzie klimat i akcja budują się powoli, gdzie czuć upływ czasu – > jak choćby w Drodze Królów / Diunie. To nieco jak z grami RPG – gdyby we wszystkich wyciąć misje poboczne i pozostawić jedynie wątek główny, ciężko byłoby poznać świat, sama gra kończyłaby się zbyt szybko i zostawiała spory niedosyt (moje odczucie po „krótkich” książkach”.
        Muszę przemyśleć sprawę z tą recenzją – choćby nie wiem, jak pozytywna, pewnie niewiele wniesie, skoro obszerność jest zbyt wielka.
        Być może muszę spróbować nieco to okroić – ale z drugiej strony – wtedy może przestać się podobać mi. A to chyba najważniejsze?

  10. Dzień dobry,
    artykuł co do zasady pomocny, ale zwracam uwagę, że wypłata wynagrodzenia nie może być obarczona karą umowną gdyż kary umowne naliczane są od zobowiązań niepieniężnych. Przy wynagrodzeniu można zastosować instytucję odsetek.

Skomentuj Chris Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *