Gdy piszesz, operujesz konceptami. Założę się, że działasz wtedy w przestrzeni, gdzie stalowe tryby obracają przekładnie fabuły, a bohaterów do tańca zmusza maszyneria ich portretów psychologicznych. Patrząc z tej perspektywy łatwo przeoczyć to, co dla czytelnika najważniejsze.
Internet obiegł ostatnio film „Smutny autobus”, wykonany na zlecenie MSW. Celem kampanii było promowanie stworzonej przez ministerstwo usługi umożliwiającej zdalne sprawdzenie stanu technicznego pojazdu. Nie z tego jednak powodu zrobiło się o produkcji głośno. Ba, pewnie mało kto zapamiętał faktyczny cel zamieszania.
Jeśli ominął Cię zaszczyt obejrzenia tego wiekopomnego dzieła – znajdziesz je poniżej. Wcześniej to samo udostępniliśmy na profilu facebookowym Spisku. Komentarze mówią same za siebie.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=LP5WB6OXv1g]
Obejrzane? No to jedziemy.
Po pierwsze, film nie został wykonany przez anonimowego urzędnika, ale przez agencję K2. Jeśli interesujesz się rynkiem reklamy, z pewnością nazwa przynajmniej obiła Ci się o uszy. Jeśli nie – cóż, wierz mi na słowo: to nie są amatorzy. Wręcz przeciwnie, to jedna z najpoważniejszych tego typu firm. Ich autobus jest smutny nie dlatego, że siadł nad nim ktoś, kto nie wie, co robi. Wyszło, jak wyszło – bo miało tak wyjść. Taki był koncept (zaakceptowany zresztą przez klienta).
Przedstawiciele K2 mówią o tym otwarcie:
Wywoływanie pozytywnych uczuć do antybohatera jest zabiegiem, który niejednokrotnie w historii reklamy potrafił skupić uwagę widza. (…) Chcieliśmy zderzyć sentyment i ciepłe uczucie z bardzo realistyczną odpowiedzialnością rodzicielską.
Innymi słowy, chodziło o to, żeby widz zrozumiał: bezpieczeństwo dziecka to nie zabawa. Tu nie ma miejsca na sentymenty i ciepłe uczucia. Podoba Ci się ten sympatyczny autobusik? A skąd wiesz, może on jest mordercą?! Lepiej skubańca sprawdź na rządowej stronie!
W jaki sposób postanowiono przekonać odbiorcę do takiego myślenia i zachowania? Działając na niego na wysokim poziomie, na poziomie rozumu. Twórcy liczyli na to, że widz będzie na tyle dojrzały i na tyle chłodny, że bez problemu wychwyci moment zmiany perspektywy. Plansza z hasłem „nie miej litości” rzuci światło na to, jak odczytać całą historię. W tym jednym punkcie nastąpi u odbiorcy mała epifania odnośnie własnych uczuć: tak, źle je zainwestowałem.
Nie zrozum mnie błędnie, na papierze ten koncept prawdopodobnie miał ręce i nogi. Co więc poszło nie tak?
Cóż, twórcy zapomnieli o jednym – że wszyscy jesteśmy zwierzętami. Jasne, mamy zdolność do myślenia abstrakcyjnego, mamy skomplikowane narzędzia poznawcze, mamy język. To wszystko są jednak umiejętności nabyte, które po narodzinach musimy dodatkowo szlifować. Ewolucja doprowadziła nas w to miejsce ze świata zwierząt – nie idei. Pod poziomem pięknych słów i towarzyskiej ogłady, ciągle jesteśmy włochaci.
Więcej nawet – jesteśmy konkretnym rodzajem zwierząt: stworzeniami stadnymi. Zanim cywilizacja wyrwała nas spod władzy ewolucji, podlegaliśmy tym samym napięciom, które działają na watahę wilków albo grupę antylop. Nasi przodkowie musieli nauczyć się działać zespołowo, bo od tego zależało ich przetrwanie. Wbrew pozorom, nie oznacza to brutalności, rządów siły i kiepskich manier przy stole. Przeciwnie. Oznacza to rozwój właśnie tych cech, z których jako cywilizowani ludzie jesteśmy dumni: współczucia, umiejętności budowania więzi, altruizmu.
Tak jest. Jeśli jesteś dobrym człowiekiem to nie dlatego, że Bóg Ci kazał, ale dlatego, że Twoi przodkowie dzięki temu przetrwali i pozostawili po sobie potomstwo. Zwierzęta stadne walczą o miejsce w hierarchii puszczając focha, a nie rozrywając sobie gardła.
Potrzeba budowania więzi, współczucie – to bardzo pierwotne rzeczy. Działają na poziomie emocji, nie rozumu. Zawsze jest tak, że najpierw czujemy, potem myślimy. Tak nasze mózgi zostały „okablowane”. Procesy wysokiego poziomu muszą ustąpić miejsca procesom pierwotnym, od których zależało życie naszych protoplastów – więc być może zależy i nasze.
Kiedy widzimy smutny autobus – z oczkami, mordką, ruchami bardziej zwierzęcymi niż mechanicznymi – dostrzegamy w nim istotę zdolną do cierpienia. Skoro już powstaje to powiązanie, nietrudno pójść dalej. Ten autobus to kaleka, staruszek, chory. Spotykają go niezasłużone przykrości. Skoro cierpi, cierpimy wraz z nim, bo jesteśmy empatyczni. Odzywa się ta część ludzkiej natury, którą dzielimy z wilkami wyjącymi po śmierci członków stada, albo z cielakami płaczącymi w drodze do rzeźni.
Czy można pokonać tak pierwotną siłę hasłem „nie miej litości”? Czy w ogóle można liczyć, że w takim stanie ktokolwiek będzie myślał o subtelnościach przekazu i wychwytywał niuanse? Nie. Odbiorca ogarnięty emocją nie będzie mieć do niej dystansu. Nie będzie mieć przestrzeni na analizę. Będzie czuć – kto wie, może nawet na chwilę stanie się czuciem. Emocję można pokonać inną emocją. Można ją rozrzedzić w ambiwalencji. Nie da się jej wyperswadować.
Pisanie polega w dużej mierze na tym, aby to, co indywidualne, pokazać w sposób zrozumiały i przekonujący – powszechny. Istotą pisania jest więc nawiązywanie więzi. Dla agencji K2 emocje, tym razem, okazały się przeszkodą nie do przeskoczenia. Tobie mogą jednak służyć za największych sojuszników. Nie ma bowiem potężniejszej siły, która by nas łączyła.
Wszyscy jesteśmy zwierzętami. Wszyscy rozumiemy śmiech i cierpienie. Na co dzień możemy być roztropni, wyrafinowani i przebiegli, ale pod płaszczykiem cywilizacji ciągle spiskują nasi neandertalscy przodkowie. Musisz ich odszukać. Musisz dotrzeć tam, gdzie każdy z nas staje się szczery i bezbronny. O niektórych rzeczach można mówić tylko w takim miejscu.
Foto: Digo Souza / Foter.com / CC BY-ND 2.0
Trafiłeś w samo sedno. Bardziej mi żal odtrącanego, smutnego autobusu niż mdlejących na przystanku dzieci, choć to przeczy wszelkiej logice. Do końca miałam nadzieję, że ktoś wpadnie na pomysł naprawy pojazdu 😉
Po obejrzeniu tego spotu stwierdzam, że realizatorzy to idioci. Naprawdę. Jeśli to poważna firma, to powinni na milę rozpoznać, jaki będzie odbiór. Tę ich całą koncepcję można było zrealizować w zupełnie innych sposób, bo tu – ups! – wyszła im alegoria, że nieprzydatni społeczeństwu powinni być eliminowani. We współczesnym świecie kultu młodości i siły, gdzie coraz częściej tzw. gorsi zostają pozostawieni samym sobie, spot jest wręcz obraźliwy i szkodliwy, bo zdaje się szerzyć dyskryminację.
Jeżeli myśleli, że my to łykniemy to nie mają serca. Nie mają nic.
Przekaz do mas, powinien być prosty. Książka o danej tematyce jest dla danego użytkownika, który będzie wiedział o co w niej chodzi, encyklopedia jest tak napisana aby trudne hasło było zrozumiałem dla każdego kto po nią sięgnie. A ostrzeżenia czy ważny przekaz, który ma trafić do każdego powinien być najprostszy w swojej postaci. To tak jakby znak ostrzegawczy na drodze mający ocalić Ci życie był jakąś metaforą i teraz kierowco, jak załapiesz o co chodzi to nie wpadniesz do rowu. Dziwne rozumowanie.
Po obejrzeniu filmiku na youtube automatycznie dałem łapkę w górę. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że jego odbiór społeczny był jednoznacznie negatywny.
Później po przeczytaniu tego tekstu do końca, zdałem sobie sprawę co poszło nie tak. Nie chodzi tutaj o to, że przekaz filmu jest niewłaściwy i emocje stadne zawsze zwyciężają. Po prostu budowanie pozytywnego stosunku do owego autobusu trwało zbyt długo, w porównaniu do uwidocznienia konsekwencji stworzonego wobec pojazdu sentymentu, a raczej braku ich uwidocznienia. Gdyby tylko do filmu dodano scenę jak ludzie (albo lepiej dzieci) litują się nad biednym autobusem a potem płacą za to cenę, przekaz byłby bardziej zrozumiały. Można by też na przemian dawać sceny z dziećmi i autobusem … może nawet ująć to bardziej personalnie! Autobus vs mały Jaś. Wtedy odbiorca musiałby dokonać oczywistego moralnego wyboru.