Oto i piąte ćwiczenie dla aspirujących pisarzy! Dwoje ludzi staje naprzeciw absurdalnego wyzwania. Czy zdołają wyjść z tego bez szwanku? A może wpakujesz ich w jeszcze gorsze tarapaty?
Tym razem wracamy do klasyki. Zacznij od przeczytania krótkiej notki, zapisanej kursywą w dalszej części posta. Zastanów się nad przedstawioną sytuacją, pomyśl, jaką historię (lub fragment historii) jesteś w stanie z tego wydobyć. Gdy masz już w głowie obraz, ideę zdatną do zapisania, przelej wszystko na papier (albo na ekran komputera).
Tekst, który stworzysz, nie musi być długi. Możesz założyć, że będzie częścią większej całości (niechby i całej książki Twojego autorstwa!), ale nie musisz tego robić. Może być to zwarta opowieść, taka, co się zgrabnie zaczyna i kończy z puentą. Może to być też coś wyrwanego z kontekstu.
Pamiętaj: ćwiczenie jest po to, żeby rozruszać mózg, dostarczyć Ci inspiracji i powodu do tworzenia.
No to jedziemy:
Przedstaw dialog między dwoma bohaterami (dowolnej płci). Stoją przed nie lada wyzwaniem, bo muszą zdecydować, co zrobić z martwym ciałem, które właśnie znaleźli w szafie. Wszystko dzieje się w akademiku, w pokoju zajmowanym przez ich znajomego (nieobecnego w trakcie sceny). Żeby było śmieszniej, przed chwilą dowiedzieli się, że policja robi nalot na studencką sieć komputerową. Gliniarze chodzą od drzwi do drzwi, konfiskując komputery z nielegalną zawartością (ot, pirackimi grami, chociażby). Lada moment może rozlec się pukanie. A trup leży.
Jeśli czujesz, że potrzebujesz dodatkowej pomocy, zajrzyj do Poradnika pisania i przeczytaj artykuły, które ukazały się do tej pory. Zwłaszcza zwróć uwagę na ten o błędach często popełnianych przy pisaniu dialogów oraz na ten, w którym piszemy, jak można poprawić dialogi. Nie zapomnij też zapoznać się z innymi ćwiczeniami.
O ile chcesz się z kimś podzielić tekstami, które powstały podczas ćwiczeń, zachęcam do wrzucania ich w komentarze pod postem! Jeśli wyszło Ci coś dłuższego, możesz to umieścić na Forum.
Foto: dhilung / Foter / CC BY 2.0
Z szafy doszedł dziwny dźwięk, jakby się coś osunęło. Łukasz i Gosia natychmiast poderwali się z łóżka, na którym korzystali z chwilowej nieobecności właściciela pokoju…
– Słyszałeś to?
Chłopak przytaknął i z niechęcią podniósł się z kanapy.
– Pewnie coś krzywo położył i się przewróciło. Zaraz spra… – Zamarł w pół słowa.
Gdy otworzył drzwi szafy, na podłogę z wątpliwą gracją wytoczył się trup. Łukasz poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Gosia w rozpiętej bluzce przemknęła za jego plecami do toalety i zwymiotowała.
– Co TO jest? – jęknął.
– Powiedz, że on żyje… – szepnęła Gosia, która zdążyła pojawić się u jego boku. Szlochała.
Chłopak nie odpowiedział. Całe jego ciał odmówiło mu posłuszeństwa.
– Łukasz, błagam, zrób coś! – Czuł, że Gosia szarpie go za ramię, ale nie potrafił zareagować.
– Ja…
– Mój… boże… – Dziewczyna drżała, ale już przestała szlochać.
– My… musimy coś zrobić.
– Policja…
– Tak. – Łukasz mówił bardzo powoli. – Trzeba zadzwonić.
– Nie! Zaraz tu będzie.
– Co? – Chłopak dopiero teraz oderwał wzrok od trupa.
– Nalot. Dzisiaj. Będzie na nas.
– Nie… – mruknął Łukasz i znowu zamarł.
Gosia zagryzając wargi i powstrzymując łzy, pochyliła się, żeby spróbować wsadzić zwłoki z powrotem do szafy.
– Pomóż mi, matole.
Łukasz drgnął, ale bał się dotknąć ciała. Tępo obserwował, jak jego dziewczyna pakuje ciało do szafy.
Rozległo się głośne pukanie do drzwi.
– Policja! Otwierać!
Drzwi szafy nie dało się domknąć, trup był za gruby, siedząc zajmował za dużo miejsca.
– Łukasz, otwórz panom! – krzyknęła Gosia ze słabo skrywanym strachem.
– T… tak.
Moim zdaniem, dialogi wyszły dobrze – no, poza końcówką, która jest surrealistyczna (wiedzą, że lada moment wpadną, ale – „Otwórz panom!”). Wydaje mi się, że jest w tym wszystkim mniej emocji, niż być powinno, ale może to taki mój gust. Ogólnie – na poziomie kwestii – jest OK. Podoba mi się, na przykład, ta część rozmowy, która jest o policji. Natomiast co mi nie gra, to didaskalia.
W momencie, kiedy Gosia wymiotuje, czuję pierwszy zgrzyt. Wybacz słownictwo, ale porządne rzygnięcie zajmuje jednak trochę czasu. Paw puszczony z emocji to już w ogóle niezły wyczyn – człowiek po czymś takim może być nieźle roztrzęsiony. Z łazienki wydobędzie się dopiero wtedy, gdy mu się żołądek uspokoi, a więc nieprędko. Słowem: będzie wyłączony z dialogu na dłużej. Tymczasem u Ciebie zajmuje to bohaterce tylko tyle czasu, żeby Łukasz zdążył sobie jęknąć pod nosem. Potem wraca, jakby nigdy nic – wspominasz tylko, że szlocha.
I znów. Szlochanie paraliżuje. Czytając dialogi dziewczyny mam wrażenie, że – owszem – jest zszokowana, ale jednak trzyma się kupy bardziej, niż chłopak. Być może warto jednak ją tak opisywać? Żadnych pawi i szlochów. Konsekwentnie: że w tej parze wygląda na bardziej wrażliwą, ale tak naprawdę, kiedy przyjdzie co do czego, to właśnie ona jest twardzielem (choćby przez łzy, ale robi, co musi być zrobione).
Pomijając powyższe, opisy akcji potrafią być zbyt skrótowe. Czy też raczej – przetworzone. Zamiast pisać, że dziewczyna wymiotuje, lepiej wspomnieć, że świadczące o tym odgłosy dobiegają z łazienki. Zamiast mówić wprost, że chłopak boi się dotknąć ciała, lepiej opisać, co budzi w nim aż taką odrazę. Generalnie, bardziej opłaca Ci się namalować słowami, co się dzieje – i zostawić czytelnika z tym obrazem samego – niż ciągle wyjaśniać i opisywać, przypominając czytelnikowi, że historię poznaje z drugiej ręki.
Dzięki za porady! Zupełnie nie pomyślałem, że takie łazienkowe ekscesy wymagają trochę czasu.
-Wstawaj! Boże, laska, rusz się, wstawaj!- Ktoś energicznie potrząsał Jolką. Poczuła, że zaraz zwymiotuje.
-Co się stało?- wyjęczała słabym głosem, powoli otwierając oczy.
Huczało jej w głowie, jak na defiladzie! Uniosła się do pozycji siedzącej i… O matko! Podciągnęła prędko kołdrę pod samą szyję, bo zdała sobie sprawę, że jest naga.
-Laska, nie ma czasu, musisz mi pomóc!- Blondynka, która obudziła Jolkę nerwowo obgryzała paznokcie.- Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale…
-Kim.. pani… ty… kim ty jesteś?!- spytała Jolka, jednocześnie obawiając się odpowiedzi.
Nic nie pamiętała z tej nocy! Dobra, prawie nic. W pamięci utkwiła jej tylko serio szotów wypitych w zawrotnym tempie i przystojny brunet.
-Kurde, laska! W nocy taka zestrachana nie byłaś!- Blondynka machnęła lekceważąco ręką.- Jolcia, laska, mamy poważny problem. Policja chodzi po akademiku, a…
-Policja?!- Jolce zrobiło się jeszcze słabiej.- Boże, co ja tu robię?! Przepraszam, czy…- Zaczerwieniła się, ale w końcu cichym głosem dokończyła pytanie- Czy nie widziałaś gdzieś moich ubrań?
Blondynka rzuciła jej jakąś wielką koszulkę. Jolka chciała upomnieć się o coś swojego, jednak stwierdziła, że woli dyskutować ubrana w cokolwiek, a nie kuląc się pod kołdrą. Szybko wciągnęła na siebie koszulkę.
-I… Co z tą policją?- zapytała nieśmiało.
-No kurde, laska! Wpadł ktoś z nielegalnym oprogramowaniem, komputery zabierają, czaisz, nie? I chodzą po pokochaj, a tu… No, kurde, nie mogę inaczej, sorry, laska, po prostu…. Zgona mamy w szafie!
-Jakiego… zgona?
-No, nie wiem, jakiś martwy- Blondynka uchyliła drzwi od szafy.
Jola była zaskoczona, że nie zwymiotowała, gdy zobaczyła w środku półleżącego osobnika płci męskiej.
-W co ja się wpakowałam- szepnęła do siebie przerażona, kryjąc twarz w dłoniach.
Nigdy nie piła, nie imprezowała. Co u licha ją wczoraj podkusiło?!
-A… kto to jest?
-No laska! Mówię, że nie wiem!- prychnęła dziewczyna.- I jeszcze Kamil rano wyszedł, powiedział, że ma jakieś biznesy na mieście. Cholera jasna, co my zrobimy?
-My?!- pisnęła Jolka.
-Dobra, laska, wyskakuj z wyra! Musimy działać szybo, bo…- Dziewczyna odbiegła do drzwi i wyjrzała na korytarz.- Bo kręcą się już po naszym piętrze!
-O Boże, o Boże…
-Wiem!- krzyknęła triumfalnie blondynka.- Dawaj z nim pod prysznic laska!
-Co?!
-No wiesz… Wejdą tu, zajrzą se do szafy, czy gdzie tam chcą, a ja powiem, że się myjesz! A jakby chcieli zajrzeć to…- zachichotała i mrugnęła do Joli.- To niech sobie patrzą, zobaczą jak siedzisz w wannie z facetem!
-Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomy..
Podniesione głosy na korytarzu nie pozwoliły Jolce dokończyć.
-Czemu nie ty?- spytała płaczliwie blondynkę.
-Bo ja se tu pogadam z panami!- Dziewczyna znacząco obciągnęła bluzkę na wydatnym biuście.- No już, dosyć, laska. Bierzemy typa!
Zanim Jola zaprotestowała, trzymała w rękach sztywne nogi chłopaka i wlokła go do łazienki, walcząc z łzami, mdłościami i poczuciem, że właśnie schodzi na drogę bezprawia.
Dobre!
– Dobra, zwijamy interes. – powiedział Tomek zdyszanym głosem – Gdzie on ma te dyski?
– Nie wiem, sprawdźmy w szafie – odpowiedziała Monika i gwałtownym ruchem ręki otworzyła drzwi wspomnianego mebla. Tego co się stało, żadne z nich się jednak nie spodziewało.
-Kurwa!!! – wykrzyknęli prawie jednocześnie i z przerażeniem odskoczyli od szafy. Szafy, z której właśnie wytoczył się człowiek. I to w dodatku nieżywy. Jednym słowem – trup.
– C-coo to jest?! – piskliwym ze strachu głosem zapytał Tomek.
– No trup, debilu. Nie widać! – wykrzyknęła Monika – Pytanie skąd on się tu wziął?
– Raczej jak się go pozbędziemy?! G-g-gliny przecież….! J-j-jezu, ja nie chc-c-cę do więzieniaaaaa! – Głos Tomka przypominał już bardziej płacz. Z każdym słowem zaczął się coraz bardziej jąkać i zacinać. Widać było, że spanikował.
– Weź się w garść! Zachowujesz się jak małe dziecko. – Monika wyraźnie zachowała dużo więcej opanowania i zimnej krwi. – Dobra, co zrobić z trupem?
Odpowiedzią ze strony Tomka, który teraz siedział na podłodze oparty o ścianę, był tylko cichy płacz.
– Myśl a nie płaczesz! – zdenerwowała się Monika – Boże, co za facet… Dobra. W kiblu go nie spuścimy. Za duży, a ciąć nie ma czasu.
– Ciąć?!!! Jezu, Monika!
– To gadasz z Jezusem czy ze mną? Jak nie wiesz, to chociaż nie przeszkadzaj myśleć.
Monika zaczęła nerwowo chodzić w kółko. Tymczasem policjanci dotarli już na czwarte piętro, na którym to był pokój wypełniony trojgiem ludzi, z czego jeden nie był zbyt rozmowny. Ruchliwy też z resztą nie.
– Dobra. Niech tak chociaż w przejściu nie leży. Znieśmy go do łazienki. – Monika chwyciła nogi problematycznego mieszkańca szafy pokoju na końcu korytarza. – No pomóż mi, a nie ryczysz, jak mała dziewczynka! No już, ruchy, ruchy!
Tomek ociężale i wyrażając wyglądem lekką apatię, z niechęcią wstał i złapał trupa za ręce.
– Do wanny. – rozkazała Monika. Po chwili ciało leżało już, można by rzec, gotowe do kąpieli. Posądzenia o nekrofilię byłyby jednak bezpodstawne – sztywniak ciągle miał na sobie ubranie.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
– O Jezzzuuu… – zapłakał spanikowanym głosem jedyny żywy mężczyzna w tym pokoju.
– Siedź tu! – przytłumionym głosem, ale z najwyższym zdecydowaniem, a nawet i agresją w głosie rozkazała Tomkowi jego koleżanka. – I zamknij drzwi od środka.
Polecenie zostało wykonane i Monika otworzyła drzwi. Jej oczom ukazało się dwóch policjantów.
– Dzień dobry. Mamy nakaz przeszukania akademika. A więc i tego pokoju. – Funkcjonariusz zamachał jakimś świstkiem papieru. – Szukamy nielegalnego oprogramowania i multimediów, które pojawiają się na stronie wearethepirates.com. Wszelkie ślady, w poszukiwaniu jej administratorów, zaprowadziły nas właśnie tutaj.
Pomimo wcześniejszego opanowania, po tej, jakże oficjalnej, przemowie, Monice zaczęły drżeć ze strachu nogi.
– No skoro musicie to proszę…
Policjanci zabrali się do roboty. O dziwo, nie znaleźli w pokoju żadnego komputera, ani dysków, których to szukać przyszli tutaj Tomek z Moniką.
– Musimy zajrzeć również do łazienki – powiedział jeden z policjantów.
Pod Moniką ugięły się nogi. „No to dupa. Już po nas.” – pomyślała. Nagle jednak z łazienki wydobył się niezbyt przyjemny dźwięk – soczysty odgłos wymiotowania.
– Yyy, no jakby nie za bardzo się da teraz – z lekką niepewnością odpowiedziała policjantom – Impreza była wczoraj, kumpel trochę się schlał, no i nie jest w najlepszym stanie… Co zresztą słychać. Zamknął w kiblu i siedzi tam już trochę czasu.
Funkcjonariusze jednak nie dali tak łatwo za wygraną.
– Proszę otworzyć. Policja. – pukając w drzwi, oficjalnym tonem rozkazał jeden z nich. Jedyną odpowiedzią jaką uzyskali był tylko kolejny, mówiąc wprost, soczysty bełt. – No cóż. Teraz chyba rzeczywiście się tam nie dostaniemy. – rzekł już w stronę Moniki. – Ale jeszcze tu wrócimy.
Po tych słowach policjanci opuścili pokój. „Dzięki ci Boże za te rzygi!!!” – przemknęło przez głowę Monice. Jednak nie było czasu na dziękczynienie. Gliniarze mieli za chwilę tu wrócić.
– Otwieraj!
Drzwi do łazienki stanęły otworem.
– Dobry pomysł z tym rzyganiem. A teraz bierzemy trupa!
– Podziękuj mojemu słabemu żołądkowi – z lekkim sarkazmem wycedził Tomek.
– Dobra, dobra, dawaj go na łóżko. Mam pomysł.
Trup leżał już na łóżku.
– Zawiniemy go w prześcieradło i zaniesiemy do pokoju obok.
– Nie no, świetny plan. Na pewno nie przeszukają reszty pokoi.
– Wszystkie już przeszukali, debilu! A o trupie nie wiedzą. Przyjdą, zobaczą orzygany kibel i pójdą. A do sąsiadów drugi raz zaglądać nie będą.
– Hm, w sumie…
Przystąpili do realizacji planu. Mieszkańcy sąsiedniego pokoju byli lekko zdziwieni, gdy poproszono ich o „przechowanie tego na chwilkę, tylko cicho.” Zgodzili się jednak i tajemniczy pakunek wylądował pod łóżkiem.
Dosłownie minutę później, policjanci ponownie zjawili się w pechowym pokoju, sprawdzili łazienkę i znajdując tylko pewne ilości przetrawionego spaghetti, poszli sobie życząc miłego dnia.
Sytuacja tymczasowo była uratowana. Ale trup był, a mieszkać na waleta w akademiku raczej nie mógł.
„W kiblu go nie spuścimy. Za duży, a ciąć nie ma czasu.” 😀
Oplułam monitor. Niezły tekst w niezłym momencie ^^.
Impreza u Jarka w dole była zacna. „Jarek w dole” był w nim od kiedy rzuciła go jak twierdził jego pierwsza i ostatnia miłość, Agata..Ta ksywka przylgnęła do niego jak plama od farby, no i tak zostało..Polibuda zawsze miała lepsze impry od uniwerku, warto było przyjść. Tylko dzisiaj, cholera dzisiaj…
Maciek nie zdążył pomyśleć co takiego miał na myśli, jego żołądek wykonał kolejnego fikołka, tak bardzo chciał dobiec do drzwi łazienki, ale nie zdążył. Nim zdołał się go wyrzec, żołądka znaczy, drzwi brutalnie otworzyła Iwona.
-O Jezu weź się ogarnij zrobić Ci kawy? Obiecaliśmy Jarkowi sprzątanie po imprezie, nie pamiętasz? Dzisiaj przyjeżdżają jego starzy, a On poszedł robić foty.
-O matko poczekaj, nie tak gwałtownie, już się ubieram, przecież zdążymy.
-Taa,, Ty lepiej swojego kompa zepsuj, bo gliniarze podobno mają dziś łazić i tych no nielegalnych łapać, a nie wiesz jaką windę ma Jarek?
-Eee ten to się ustawił. Na linuksie jedzie
Odpowiadałem mechanicznie próbując w międzyczasie przekonać organy ciała do funkcjonowania w jakikolwiek zadowalający sposób, choć w osiągnięcie pełnej sprawności wierzyłem tyle samo, w co tłumaczenia Jarka. Pewnie znowu poszedł pod dom Agaty., Romeo, psiamać, a kumple mają sprzątać.. A niech tam
Daleko nie było, dwoje drzwi dalej po włożeniu klucza, otwarciu zacinających się drzwi, zrobieniu kroku w przód, mój żołądek znowu się zbuntował..Tym razem zdążyłem,.Wychodząc z łazienki zrobiłem szybki bilans tego co zostało z imprezy, Bilans był krótki, bo podliczyłem na oko dwadzieścia butelek po piwie, pod łóżkiem stały bardzo samotne dwie półlitrówki, niestety same skorupy, wzrok przyciągał różowy kawałek materiału na kaloryferze.
-Iwona, to Twoje?,
-No coś Ty?
-Przecież to spadochron, a poza tym…
pokręciła głową
Jak możesz?
Uwielbiałem jej fochy, a poza tym zaczynałem trzeźwieć i mój umysł gorączkowo potrzebował impulsów.
-No dobra, to chowamy przed wzrokiem ciekawskiej mamusi.
Z majtkami nieznanego pochodzenia w ręku otworzyłem drzwi szafy. Głośno przełknąłem ślinę,
-I w o n a, proszę cię możesz tu przyjść?, błagam .
Bełkotałem niezrozumiale patrząc z zupełnym wyrazem zidiocenia na twarzy na zawartość tego co służyło kiedyś do przechowywania rzeczy. W środku siedziała dziewczyna, i na pierwszy rzut oka oprócz tego że była duża była na pewno martwa. Majtki były niewątpliwie jej własnością, bo w chwili obecnej była ich pozbawiona.
Iwona stała koło mnie, nie bardzo ogarniając sytuację.
-O Jezu, o Jezu..trzeba coś zrobić…Cholera, obiecaliśmy posprzątać, przecież rodzice…Maciek, weź ją za ramiona, ja wezmą za nogi i na kanapę…
Iwona z pierwszego szoku przeszła do czynów, a Ja jakoś szczególnie dzisiaj nie miałem ochoty się sprzeciwiać.. Uuuch,, sto trzydzieści kilo zmusiło mnie do jęku..Ciało leżało na podłodze. Pierwszy etap był za nami. Teraz to już tylko na trzy, cztery, no i wszystko będzie na swoim miejscu
-.Iwona, ktoś pukał?,
nie wiem po co pytałem bo walenie do drzwi powtórzyło się bardzo szybko..Szlag by to,,no tak rzeczywiście zapomniałem o tej kontroli komputerów. Koc błyskawicznie znalazł się na martwej dziewczynie.
-Już otwieramy..
-Policja, kontrola legalności Windowsa ,porucznik Żmijewski..Proszę o udostępnienie komputera.
-Proszę bardzo
.Facet zachowywał się tak, jakby oproćz kompa nic go nie interesowało. I rzeczywiście tak było. Może tylko zanadto bliskie mówienie mu w twarz powodowało jakiś bliżej nieokreślony odruch zniesmaczenia, poza tym przypominał zaprogramowanego doskonale do wypełnienia zadania robota..Hmm, ciekawe czy on sam jest legalny.., pomyślałem zanim mój żołądek na powrót ogarnęły torsje. Gdy wychodziłem z łazienki Iwona już zamykała za nim drzwi
-I co?
-Jak to co?, odpowiedziała zupełnie przytomnie,
-przecież miał linuksa.
Raczej niechętnie podchodzę do takich okoliczności fabuły, ale ćwiczenie jest ćwiczeniem. I własnie pisanie rzeczy, których nie lubimy jest najlepszą wprawką, prawda?
Mruknęła mu w ucho z wyrzutem.
– Jesteś okrutnikiem.
– Tak? – Zapytał śmiejąc się cicho i gryząc ją w szyję. – Trigger wybył na porządny kawałek czasu.
Pocałował ją chciwie i nie krygując się zamknął w dłoni jej pierś. Uwielbiał ten moment kiedy od głębi szczęścia dzieliła go tylko koszulka.
– Bo ja wiem… – droczyła się z nim. – Faktycznie się śpieszył, ale równie dobrze może mu się śpieszyć i z powrotem.
Niekonsekwentnie do słów pchnęła go na łóżko. Pokój był niewielki, akademiki z reguły miały małe pokoje. Ten konkretny miał ten plus, że był tak zwaną jedynką. Czyli łóżko i właściciel byli samotni. I w tej chwili nieobecni. Krzysiek opadł na łóżko wzburzając narzutę niedbale na nie walniętą. Monika wpełzła na niego i pochyliła się całując. Zatopił dłoń w jej włosach z pomrukiem zadowolenia.
Żadne z nich nie dosłyszało skrzypienia.
– Masz zimne ręce. – Zachichotała strącając dłoń ze swoich pleców. Koszulkę miała już zadartą wysoko, a wraz z jej protestem Krzysiek pociągnął ją i ostatnim szarpnięciem ściągnął jej przez głowę. Odrzucił tę ostatnia barykadę i sięgnął do szyi swojej dziewczyny by ją przyciągnąć.
Poczuł opór. Zniecierpliwiony usiłował ją do siebie przyciągnąć, aż w końcu dotarło do niego, że oczy Moniki są nienaturalnie wytrzeszczone.
– Co się stało?
– Twoje ręce…
Uniósł dłonie i obrócił je kilka razy.
– Co z nimi?
Podskoczyła jak oparzona i zaczęła oganiać się jak opętana. Krzysiek usiadł i patrzył na nią nic nie rozumiejąc.
– Twoje ręce były zimne i…
Rozejrzała się i pisnęła wskazując na podłogę.
Chłopak podążył za jej spojrzeniem. Na podłodze ktoś leżał. Rękę miał wyciągniętą i leżała w najlepsze na skraju łóżka, podczas gdy reszta ciała bezwładnie zalegała na podłodze. Stopy ukryte były w cieniu szafy.
Podniecenie odpłynęło ze studenta razem z krwią. Stanął blady, oplatając ramiona dziewczyny dopóki ta się nie odezwała.
– No weź, może trzeba mu pomóc.
Krzysiek zeskoczył na podłogę i zbliżył się do niespodziewanego, niemego gościa. Pochylił się i przyglądał przez chwilę.
– Nie oddycha.
– Co?!
– Ciiii – syknął.
– Co „ciiii”?! Jakie „ciiii”?!
– Cicho kobieto.
Oberwał poduszką.
– Ja ci dam, macho jeden zasrany…
Przerwało jej walenie do drzwi. Zatrzęsły się gwałtowanie i usłyszeli tylko zza nich:
– Pały! Kontrol windy!
Spojrzeli na siebie, oboje mieli oczy jak spodki.
– Boże… boże… boże… – Monika intonowała to słowo, jak mantrę wyzwalającą. Szukała swojej koszulki. Krzysiek się zerwał i zaczął krążyć po małym pokoju. Kopał co rusz buty walające się po podłodze. W końcu zatrzymał się.
– Dzwoń do Triggera. – rzucił dziewczynie, a sam pochylił się nad ciałem.
– Nie dotykaj go!
Zatrzymał się.
– Co?
– Nie dotykaj!
– Bo co? – sięgnął do umarlaka i chwycił go za rękę krzywiąc się.
– On jest martwy!
Szarpał się, więc chwycił w końcu trupa za koszulkę i podniósł.
– I co z tego? – sapnął. – Mówiłem, żebyś zadzwoniła do Triggera!
– Ale on jest martwy, zarazisz się!
O mało nie wypuścił trupa z objęć. Pchał go właśnie pod drzwi szafy, z której wypadł.
– Śmiercią się zarażę? – parsknął i wspierając ciało ramieniem otworzył drzwi od szafy.
– On ma jad kiełbasiany. – Dziewczyna podskoczyła w panice, ale w końcu zaczęła szukać telefonu.
– To tobie się cos pokiełbasiło. Pomóż mi.
Zatrzymała się w pół kroku.
– Ja go nie dotknę! On pewnie już ma grzyby!
– Drzwi mi od szafy otwórz, kobieto! – wrzasnął. Zaraz jednak ściszył głos. – Nie wiedziałem, że ćpiesz.
– Co? – otworzyła drzwi, patrząc na niego nic nie rozumiejącym wzrokiem. W dłoni ściskała telefon.
– Zadzwońże, Monika.
Stała nadal i patrzyła, tym razem na trupa.
– Monika. Telefon. Trigger. – Rzucił hasła i zaczął upychać nieznajomego martwego pomiędzy wieszakami.
Na korytarzu dawał się usłyszeć jakiś tumult. Jakby horda sportowców wybrała sobie wąskie korytarze akademika jako trasy treningowe. Wszystko przetykane było siarczystymi przekleństwami.
Krzysiek nasłuchiwał chwilę, dopóki nie usłyszał Moniki.
– No cześc Trigger…
Wychynął z szafy patrząc na dziewczynę wyczekująco.
– Słuchaj jest taki problem, że coś… ktoś… coś… – Zasłoniła dłonią słuchawkę. – To już jest coś, czy jeszcze ktoś?
Krzysiek zaklął bezradnie.
– Zombie, kurwa.
Obrażona wróciła do słuchawki.
– W każdym razie coś ci z szafy wypadło i mógłbyś się tutaj pojawić.
Rzuciła w słuchawkę i… rozłączyła się.
– Co to było?!
Krzysiek wściekły przyskoczył do niej wyrywając telefon z ręki.
– No co…
– Co to było, ja się pytam?!
Dziewczyna spojrzała na niego przestraszona.
– Nie odebrał to się nagrałam…
Za nimi ciało osunęło się z powrotem na podłogę ciągnąc za sobą jakiś szlafrok i worek żeglarski z upchanymi weń wędkami.
Walenie do drzwi.
– Policja, proszę otworzyć.
Monika z wyrazem najgłębszego oburzenia, podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. Krzysiek nie wierząc w to co się dzieje stał jak zamurowany nadal trzymając telefon w dłoni.
– Dzień dobry. – Mundurowy z uprzejmym uśmiechem wkroczył do pokoju. – Jak mniemam już zostaliście poinformowani o co nam chodzi.
Monika skinęła i potrząsnęła głową poprawiając włosy.
– Tak i aż żałuję, że ten typ nie ma tutaj kompa.
Policjant spojrzał na nią pytająco.
– Lokator tego pokoju zabrał lapka w teren. A ten tutaj buc usiłował wykorzystać tę sytuację.
Krzysiek otworzył usta nie wiedząc co powiedzieć.
Policjant roześmiał się.
– Zawsze mogę go aresztować.
Monika uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny.
– Mógłby pan? Na pewno coś by się znalazło, prawda?
Spojrzała na chłopaka z jadowitym, ironicznym uśmieszkiem.
A potem wyszła z pokoju zabierając ze sobą kontrolę, policję i głębię szczęścia pod koszulką.
Ciało leżało przykryte betami z szafy. Nieruchome, ciche i przewidywalne. Zdecydowanie bardziej niż kobieta.
– Gdzie są te pieprzone dyski, ja się pytam!
– Czyżby coś nie szło po myśli Pana Doskonałego?
Nie mógł się powstrzymać od złośliwej uwagi. To było silniejsze od niego.
– Ty Miki uważaj, bo może przestać być tak milutko. Weź lepiej przeszukaj szafę.
Jak mu powiedziano tak zrobił. Niepozorny mebel wydał z siebie rozpaczliwy jęk starości i odsłonił swoje wnętrzności.
– O kurwa!
Na podłogę wytoczyło się ciało nie przejawiające żadnych skłonności towarzyskich. Jegomość był z lekka niedostępny.
– Zimny… On tu…
Wołany przybiegł natychmiast mało nie tracąc życia na torze porozrzucanych rupieci.
– Jary mógłby ogarnąć ten syf, się można przekręcić na tych… Co to do cholery jest?!
– Rupiecie chyba zadziałały…
– Trzeba coś z nim zrobić, bo Miśki zaraz będą.
– To ty się znasz na takich rzeczach.
– Przeginasz Miki. – Zimny szybko przeskanował wzrokiem pomieszczenie. – Dobra, do wyra go.
– A jak się skapną? Zobaczysz pójdziemy siedzieć!
– Weź się przymknij, co, bo zaraz do niego dołączysz.
Miki postanowił nie denerwować dalej towarzysza i grzecznie chwycił denata za nogi. Zimny przykrył trupa kocem i zatopił w poduszkach. Ledwo zdążył, po chwili rozległo się pukanie.
– Policja, proszę otworzyć.
Zimny z największą swobodą na jaką mógł się zdobyć wpuścił funkcjonariuszy do środka. Niebiescy mundurowi bez zbędnych formalności zapakowali komputery. Jako, że był to jeden z ostatnich akademików, nadgorliwość funkcjonariuszy została kilka pięter niżej. Zwinęli sprzęt leżący na wierzchu, zajrzeli do łazienki, burknęli „do widzenia” i wymaszerowali zadowoleni, że ich mordęga zaraz się skończy. Zimny zamknął zaraz za nimi i na wszelki wypadek przekręcił klucz w zamku. Teraz mogli zająć się nowym problemem: co zrobić z nadprogramowym kolegą?
– Ja pierdole!
– O kurwa!
Więcej nie potrafili powiedzieć. Nikt by nie potrafił. Co mogliby niby powiedzieć dwaj studenci, którym z szafy wypadł trup kolegi, a policja akurat dzisiaj postanowiła zrobić w akademiku inspekcję.
Tak więc stali tak, wpatrując się w ciało i słuchając krzyków na korytarzu. Policjanci byli już pewnie niedaleko.
– Dobra, Ziomski – odezwał się w końcu Filip – co robimy?
– Jak to, kurwa, co? Skąd ja mam, do cholery wiedzieć? Trzeba go po prostu schować z powrotem, aż policja pójdzie.
– Przecież go znajdą. Przeszukają wszystko dokładnie, nie schowamy go.
– To co? Chcesz go przez okno wyrzucić? Ja pierdole.
– Dawaj, położymy go na łóżku. Przykryjemy pod szyję i powiemy, że jest chory, śpi, niech odpoczywa. Może odpuszczą, a jak nie, to może przynajmniej go nie ruszą.
– No chyba niczego lepszego nie wymyślimy. Lepiej żeby leżał na łóżku, niż żeby go znaleźli zamkniętego w szafie.
– No to do roboty. Bierz za nogi. Yyyy…
moim skromnym zdaniem, to najbardziej realistyczny opis tej sytuacji 😀
hahahaha
-Ej, słyszałeś to? – Powiedziała Karolina przerywając tworzenie projektu nowej gry.
– Ale co? – Zdziwił się Andrzej.
– No ten dźwięk, jakby pukanie. – Kończąc zwróciła się w stronę drzwi i szafy.
– Może policjanci są już przy którymś z pokoi. – Zaproponował.
-Nie, nie. To nie to. To dobiega bardziej z szafy. – Wstała i powolnym krokiem podeszła do niej.
– Wydawało ci się pewnie. – Chociaż nie wierzył jej, podszedł i wyczekiwał na otwarcie drzwi. Dziewczyna szybkim ruchem otworzyła je. Odskoczyła z krzykiem. Pokój wypełnił zapach rozkładającego się ciała. – Co… Co to ma być?! To jakiś żart? – Spytał się chłopak. Czuł, jak jego drugie śniadanie cofa się do przełyku wołając o wolność.
– Andrzej, kto normalny wkłada nieboszczyka do szafy dla żartu?! – Przerwała, po czym dodała – Jak dawno nie widzieliśmy Piotrka?
– Chyba od wczoraj. Myślisz, że to on? – Odpowiedział jej nerwowo chodząc po pokoju. – Jest w akademiku morderca. Boże…
– Później się poryczysz, teraz myśl co z nim zrobić. Jeśli policja zauważy go, głównymi podejrzanymi będziemy my. Wiem. Mamy jeszcze czas, wynieśmy go gdzieś i…
– Zamknij się. Może jesteś silniejsza psychicznie, ale ja tu jestem od myślenia. Idziemy po gliny, nie ruszamy zwłok, jasne?
– Oj mój mały braciszku…
– Jesteś starsza zaledwie o parę sekund.
– Cicho. Myślisz, że ich obchodzi to kto to zrobił? – Odchrząknęła znacząco – Liczy się dla nich tylko i wyłącznie zamknięcie sprawy. My będziemy się idealnie nadawać jako złoczyńcy.
– Masz słabą wiarę w ludzkość. Idę po nich ty rób co uważasz. – Już miał chwycić za klamkę, gdy rozległo się pukanie. – Dobra, zmiana planu, pamiętasz jak zareagowałaś jak wyskoczył z szafy? Na mój znak krzyczysz tak samo. – Karolina spojrzała na niego wkurzona, że wypomniał jej krzyk, ale zgodziła się. Andrzej podszedł do krzesła na którym wcześniej siedział. – Teraz. – Dziewczyna wrzasnęła, a on z hukiem przewrócił siedzisko. Wkroczyła policja. Dwóch mężczyzn z pistoletami gotowymi do strzału rozejrzeli się. Ich wzrok spoczął na trupie. Karolina dalej nie wychodziła z roli. Zrobiła parę chwiejnych kroków do jednego z mundurowych, po czym ostentacyjnie zemdlała. Chłopak podbiegł do niej, po czym pochylił się tak, by nie widać mu było twarzy. Uśmiechnął się. Nikt nie będzie ich podejrzewać.
Marcin nie usłyszał otwierających się drzwi. Burczenie w jego brzucha skutecznie zagłuszało każdy dźwięk. Aż podskoczył, gdy dostrzegł stojącego w progu Kamila.
– Co jest, Chudy? Matka cie pukać nie nauczyła? – ryknął Marcin, rękoma obmacując klatkę piersiową, jakby chciał się upewnić czy na pewno ma serce w odpowiednim miejscu.
– Litości… Po co mam pukać skoro Tomek na weekend zjechał do domu? – Kamil starannie zamknął za sobą drzwi. – Lepiej wytłumacz co robisz w jego pokoju. Chciałeś coś ukraść?
– Oczywiście, że nie… Idiota… – mówiąc śmiał się nerwowo. – Pożyczyłem mu książkę i nie oddał. Pomyślałem, że sam ją znajdę… Bo wiesz… Ktoś chciał ją ode mnie.
– Naprawdę będziesz robił z siebie głupka? Słyszę jak ci kiszki grają marsza. Przylazłeś zawędzić jedzenie. Zluzuj majty, też przyszedłem po jakiś kawałek szynki.
W oczach Marcina brakowało błysku inteligencji czy nawet jakiejś głębszej myśli. Jednak teraz wypełniło je zrozumienie. Ze zrozumieniem przyszedł szeroki uśmiech, który wykwitł mu na twarzy.
– Co? Żarcie od rodziców się skończyło?
– Dobrze wiesz, że starzy mi nie wysyłają racji, bo im się nie przelewa – mówiąc to rozejrzał się starannie po pokoju. – Znalazłeś już coś?
– Niestety nie… Słyszałem, że mu się udało na polowaniu, to pomyślałem że chociaż trochę wezmę. W końcu sam wszystkiego nie przeje….
– To nie mogłeś go zapytać?
– Nie zdążyłem… Nikomu nie mówił, że wyjeżdża. No ale raczej nie zabrał mięsa ze sobą.
– Spoko, kumam… – mówiąc Kamil wyglądał przez okno. – Ty, lepiej powiedz mi co robią gliny pod akademikiem?
– Jakie gliny?
Marcin prawie przykleił swoją okrągłą gębę do szyby. Przy drzwiach stał zaparkowany radiowóz.
– O kurwa… Czego te psy mogą chcieć tutaj? – Twarz Marcina zdradziła właśnie wyjątkową zdolność. Zdawała się zapadać w sobie. Jedynie malutkie oczy poruszały się nerwowo na wszystkie strony, jakby chciały wyrwać się na wolność. – Co im powiemy jak tutaj wejdą?!
Widok małego grubasa, który krzyczał i prawie skakał po pokoju wydawał się wyjątkowo groteskowy. Kamil czuł jedynie irytację.
– Ogarnij się, przygłupie. Po co mieliby przyjść prosto do nas? Nawet jeśli mają wchodzić do każdego pokoju po kolei to spokojnie. To jest trzecie piętro. – Mamy jeszcze chwilę czasu. Zaglądałeś już do lodówki?
– Tja, ale tam były tylko jakieś resztki. Musi mieć więcej. Pod łóżkiem też nic nie było.
Kamil wydawał się nie słuchać tego co mówi Marcin. W czasie gdy tamten gadał, on otworzył szafę. Na podłogę wypadł zielony worek na śmieci. Chłopak rozłożył go, zaglądając do środka. Pomieszczenie natychmiast wypełnił dziwny zapach.
– Cholera, zobacz na to.
Marcin prawie wepchnął głowę do foliowego worka. Wewnątrz pełno było kości i mięsa. Bez wątpienia były to ludzkie zwłoki. Prawdopodobnie dziewczyny. Były strasznie zmasakrowane, wielu części ciała brakowało.
– No to Tomek narobił niezłego bałaganu. Gliny na pewno to znajdą. Mamy przesrane… – głos grubasa brzmiał jakby miał się zaraz rozpłakać.
– Zamknij dupę, chłopie – mówiąc to zawiązał na nowo worek. – zabieramy to na dach. Tam raczej nie zajrzą. Tomek nam podziękuje.
– I co potem?
– Jak to? Zjemy. Po to w końcu przyszliśmy.
– Na surowo?
– I tak byłem zbyt głodny by czekać aż się ugotuje.
Czarek i Monika otworzyli drzwi wytrychem, weszli do pokoju studenta, który jak przystało na najbiedniejszą kastę społeczną, mieszkał w ciasnym i biednie urządzonym pokoiku, zresztą jak wszystkie w akademiku.
– Nie wierzę, że zaprowadziła to nas właśnie tu – powiedziała, cichaczem domykając drzwi.
– Patrz! na stole leży jakaś kartka.
Podeszli, nie mogąc sobie wyobrazić, co będzie następne. Czarek podniósł ją, z trudem czytając litery napisane runami celtyckimi.
– Naprawdę uczyłeś się wymarłego alfabetu?
– Po dzisiejszym dniu nie powinno cię to dziwić.
– Tak, ależ oczywiście, w końcu trafiłam pomiędzy największych ekscentryków, jakich widział świat.
– Nie przesadzaj, jaja to się dopiero zaczną.
– Co masz na myśli.
Naprzeciwko usłyszeli walenie do drzwi, wzmocnione krzykiem: ,,Otwierać! Policja!”.
Monice przez głowę przeszło milion myśli, skupionych głównie wokół kiepskiego żartu, w którym są Zabierani w kajdanach do radiowozu. Potrząsnęła głową i nieco się uspokoiła.
– No co? Drzwi są zamknięte.
– Napisał, że dyrektor dał im zapasowe klucze.
– Wpuścił nas tu lokator i polazł po piwo?
– Nigdzie nie polazł. Jest w szafie.
– Co?!
– Sprawdź sama, tylko głośno nie krzycz.
Monika otworzyła drzwiczki, a spomiędzy wiszących tam swetrów w kratę osunął się nagi trup. Objęła go, ale ten siny student był dla niej za ciężki. Oboje upadli na ziemię, co dało się usłyszeć na korytarzu.
– Co tam się dzieje! Otwierać natychmiast! – krzyczał policjant, plując sobie przy tym po gębie.
Czarek spojrzał na koleżankę i pokręcił głową. Potem skinął na zabezpieczone kratą okno.
– Nie uciekniemy. Schować też nie schowamy, bo pokoje będzie sprawdzał pies.
– Więc jaką instrukcję mamy tym razem.
– Bardzo krótką. Podobno nasz student posiada kolejną karteczkę owiniętą wokół wątroby.
– Szkoda, że nie w dupie.
– Tam znajdziemy skalpel.
Policja włożyła zapasowy klucz do zamka. Monika położyła sobie otwartą dłoń na czole, warcząc.
– Że też dałam się na to namówić…
– Nie tak to miało wyglądać! – dziewczyna patrzyła przerażona na ciało leżące bezwładnie u jej stóp.
– A gdzie niby miałem je wsadzić? Do wanny? – wrzasnął rozhisteryzowany chłopak.
– Nie wiem, gdziekolwiek! Ale przecież szafa…
– Sama mogłaś go zabić, nie musiałaś tego zrzucać na mnie!
– Dobra, uspokój się, musimy gdzieś go przenieść, lada chwila przyjdą tu gliny…
– I gówno mnie to obchodzi, wiesz?
– Uspokój się, wsadźmy je na łóżko, pod kołdrę…
– Nie będę go znowu przenosił! – wrzasnął chłopak, plując śliną. Nagle jednak natrafił na oszalałe spojrzenie przyjaciółki.
– Jeśli tego nie zrobisz, będę musiała przenosić dwa trupy, więc z łaski swojej, może mi pomożesz?!
W milczeniu schowali ciało pod kołdrą i zakryli poduszką. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, szybko usiedli na łóżku udając pogrążonych w rozmowie.
Elka wpadła do pokoju z takim impetem, że drzwi zostały w zawiasach jedynie siłą przyzwyczajenia.
– Formatuj komputer! – wrzasnęła od progu.
Marek, rozparty na niepościelonym łóżku, zapałzował film.
– Hę? – spytał uprzejmie, ignorując niechętne spojrzenie koleżanki.
– Gdzie Piotrek? Albo Mikołaj?
– Nie ma.
– Kurwa – analizowała przez chwilę sytuację. – Wyczyść dysk – powtórzyła polecenie.
-Oszalałaś? Piotrek ma tam starego „Doktora Who”. Zabije mnie.
– Słuchaj – wycedziła, – na dole gliny przeszukują pokoje. Mamy nalot, więc zróbmy chłopakom trochę uprzejmości i oszczędźmy im pierdla!
Marek poklepał się po kieszeniach.
– Masz pendriva?
– Boże, faceci. Pierdol ten cholerny serial.
– Pierdolę serial – zirytował się. – Piotrek dwa tygodnie spał w laboratorium, żeby zebrać dane do magisterki.
Przewróciła oczami.
– Więc wrzuć to wszystko na dno szafy. Mają tam taki syf, że nikt tego kijem nie ruszy.
– Sprawdź, czy są daleko.
Ledwo wyjrzała na korytarz, z pokoju dobiegł łoskot i „kurwa”.
– Co znowu… – zdusiła pisk.
Na podłodze, wśród brudnej bielizny i starych butelek, leżało ciało.
– Już wiemy, czemu Mikołaj nie był na zajęciach – głos Marka brzmiał głucho i niezbyt przytomnie. – Co zrobimy?
– Czemu mnie pytasz?!
– Jesteś starościną.
Wzięła głęboki wdech.
– Do łóżka go, polejemy wódką i będziemy się modlić, żeby nie kazali mu dmuchać w balonik.
Marta z Karoliną jak zwykle obudziły się na potężnym kacu w pokoju Mirka z którym czasami sypiały kiedy za dużo wypiły. Dziewczyny były bardzo spragnione więc zaczęły przeszukiwać pokój w poszukiwaniu czegoś do picia.
– Znowu to samo, znowu – powiedziała Karolina jak zwykle bardzo spokojnie, ponieważ ten widok nie był jej obcy i nie zaskoczył jej ani trochę.
– U Mirka w szafie po raz kolejny leżą zwłoki? – w głosie Marty było słychać straszliwe znudzenie.
– Może obudźmy Mirka?
– Nie, niech śpi, chodźmy na zajęcia i zostawmy to jak jest.
Studentki popatrzyły jeszcze chwilę na ciało leżące w szafie i wyszły szykować się na zajęcia. Po dwudziestu minutach wstał Mirek, popatrzył na otwartą szafę, złapał Marka za ramię i obudził go, żeby dalej pić.
– Marek, nie możesz zgonować w mojej szafie za każdym razem kiedy się upijesz – powiedział Mirek otwierając piwo.
-M-majka chodź szybko do pokoju Mietka -roztrzęsiona Ilona mówiła przez łzy do słuchawki telefonu- błagam cię
-Boże, co się stało!? Umarł ktoś czy co?!
-Sza-szafa, ja… otworzyłam i o-on wypadł! Przyjdź, nie zostawiaj m-mnie tu samej!
Jolka miała jedynie skasować wszystkie dane z komputera Mietka, jej dobrego znajomego. Przed paroma chwilami dowiedziała się, że policja będzie robić nalot na szkolną sieć komputerową, a że Mietek miał pliki zdobyte nielegalnym źródłem, trzeba było się ich pozbyć. Sam zainteresowany nie mógł tego zrobić, bo przebywał od kilku dni u swoich rodziców, na drugim końcu Polski.
Majka szybkim krokiem przemierzyła korytarz. Minęła patrol policji wchodzący do pokoju chłopaków z naprzeciwka. Cokolwiek się stało, ma mało czasu na reakcję. Nacisnęła klamkę pokoju Mietka, drzwi ani drgnęły. Zapukała energicznie. Usłyszała chrobot zamka. W drzwiach ukazała się jej Ilona, z rozmazanym makijażem, cała we łzach. Trzęsła się.
-…O Boże, Ilka! -Majka szybko weszła do pokoju i zakluczyła drzwi. Do jej nozdrzy dotarł odór rozkładu.
-Sza-szafa…-zdołała wykrztusić Ilona. Majka spojrzała we wskazanym przez nią kierunku. Przed szafą leżał blady trup, z otwartymi oczami. Ścieżka krwi prowadziła od niego, do drzwi łazienki. Majka znała go, to współlokator Mietka, Jacek. Miała ochotę zwymiotować.
-Musimy się stąd zmyć, JUŻ! – zdołała odzyskać opanowanie. W tej samej chwili usłyszała pukanie do drzwi. -Cholerna policja! Ten trup wypadł z szafy? -powiedziała pośpiesznie
-T-tak, coś śmierdziało, chcia-chciałam sprawdzić co…
-Nieważne! -przerwała jej Majka. -schowajmy go tam z powrotem
-C-co? – Ilka wciąż trzęsła się, i płakała. -P-po co?
-Mietek wyjechał kilka dni temu, a trup jest całkiem świeży! Zostaniemy oskarżone o morderstwo! – Majka zaczęła już podnosić nieboszczyka. -Cholera, ciężki jest, pomóż mi! -ponowne pukanie do drzwi – No już! – Ilka zaczęła pomagać Majce. Starała się przy tym nie patrzeć na to co podnosi i wciska do szafy. Kiedy już im się udało schować osobliwe znalezisko, usiadła bez sił na podłogę. Tym razem pukanie było głośniejsze.
-Policja, otwierać! -usłyszały zniecierpliwiony krzyk
-Czekaj… skoro ten trup jest świeży, to co tu gnije?! – Majkę przeszył dreszcz, a jej ciało oblały zimne poty. Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi łazienki i otworzyła je. Zapach zgniłego mięsa stał się nie do zniesienia. W wannie leżał drugi trup. Siny. Z zakrwawioną ręką wyciągniętą nad podłogą. Majce zrobiło się słabo. To Mietek.
Policja w tym czasie zdążyła już dostać klucz w recepcji i wejść do pokoju.
-Co do cholery… -powiedział pod nosem wyraźnie zszokowany policjant
Dalej już nie piszę, bo nie znam się na działaniach policji w takich przypadkach i musiałabym zrobić research, by dalej pisać. A mi się nie chce.
Każdemu z nas trupy wysypują się z szafy.
Trup. To co widział Alan, przypominało mu Boggarta, który w szafie przybrał postać jego największego lęku. Trup. Umazany krwią z wywieszonym językiem i cięciem pod gardłem. Albo wymyśli jak najszybciej magiczne zaklęcie albo sparaliżuje go strach. A wtedy się zacznie piekło ( dlaczego on? ),
Pomóc Ci ? – krzyknęła
Usta Ricky. Pyłki kurzu wirujące w słońcu opadającym na jej twarz. Kuchnia łączona z salonem , przedpokój szafa.
Taką drogę musiał przebyć jej słodki głos zanim dotarł do zlepka sprzecznych emocji jaką był teraz Alan.
– Znajde to , spokojnie. Poszukałabyś może mojego telefonu i jak nie uda mi się to przyjdziesz, pokaże Ci coś.
– Okej , swoją drogą właśnie dostałam sms , że szukają studentów z nielegalnym Windowsów po akademiku. Jestem dumna z polskiej policji.
W jego stronę leciał młot. Jeśli zaraz nie zrobi uniku to jego czaszka będzie przypominać rozłupany orzech.
– No patrz , sam nie wiem którzy to więksi złodzieje – odczekał – O, znalazłem telefon – odczekał – Boże, Brian mi piszę, żebym pomógł mu wnieść do garażu te materace po które pojechał. Dowiedział się, że jest kontrola i prosił, żebyś nikomu nie otwierała dopóki nie wróci. Widzisz, kolejny z pirackim systemem.
Zamknął szafę, Ruszył w jej strone podał jej słuchawki , pocałował i wyszedł. Ricky nie będzie chciała otworzyć. Będzie podejrzana.
Dlaczego Briana ktoś zabił ? Przypomniał sobie jak Brian powiedział, że są jak bracia i jeśli zginie jeden to drugi będzie następny. Nie wiedział jak to rozumieć .
Przypomniał sobie jeszcze coś. I tą sprawe musiał rozwiązać najszybciej.
Zdawało mu się, że usłyszał krzyk Ricky.
Komórka zaczęła wibrować, a na jej ekranie pojawiła się wiadomość. Marek zdecydował się przeczytać ją na głos.
– „Gliny! Konfiskują kompy, szukają pirackiego oprogramowania!”
– Co to? – zapytał Adam szukając śrubokrętu.
– Szczawiu to wysłał. Myślisz że jaja sobie robi? – Przyszła kolejna wiadomość. – „Mi zabrali cały sprzęt, więc stawiasz mi przez miesiąc za info”.
– To prawda – Adam znalazł śrubokręt i już rozkręcał obudowę komputera.
– Co robisz? – majsterkowicz przyszedł tam zgrać na swój dysk trochę pirackich plików, lecz Marek wpadł się napić (robili to przy każdym spotkaniu). Nie chciał pójść przez tego głąba siedzieć za współudział, czy coś podobnego.
– Ot co! – Adam wyciągnął dysk lokatora i wsadził swój. – Powiemy Grubemu że gliny przyszyły zabrać mu kompa, ale ich spławiliśmy i wisi nam za to tysiaka. Jeśli nie dam kasy mamy w zastaw – z uśmiechem od ucha do ucha pomachał jego dyskiem w powietrzu…
– …dwa terabajty jego porno.
Gruby mógłby to zrobić. Był bogaty. Sama jego maszyna kosztowała dwadzieścia razy więcej niż chciał Adam.
– Nie wierzę że twój dysk jest czysty – warknął Marek zapominając że Adam nie wspomniał o tym czy się podzieli się, a także o tym że jego komputer też był zagrożony.
– Jest pusty – zakręcił obudowę i włożył dysk Grubego do gaci. – voilà!
– Oblejmy to! – Marek rozpromienił się i otworzył lodówkę, lecz nie było w niej tego czego szukał. – Co do…?
Ich uwagę nagle zwróciła zamknięta szafa. Zazwyczaj… Zawsze była otwarta i wysypywały się z niej nienaturalnie duże ciuchy.
– Wiem że ją tam ukryłeś – szeptał do siebie Adam mając na myśli wódkę, ale ją otworzył wypadł z niej trup.
Odsunął się, a ciało szczupłego mężczyzny w jeansach i czarnej kurtce bezwładnie upadło na podłogę. Nie było krwi, ale był biały jak papier i śmierdział rozkładem. Zadowolenie znikło z oblicza Adama, jeszcze szybciej niż się pojawiło. Patrzył na ciało, a jego umysł podsuwał mu sugestie śmierci – Gruby na niego spadł i złamał mu kark, he, he, albo nie mógł się ponieść i go udusił, he, he.
Marek szedł z rękami wyciągniętymi w stronę truposza – Musimy sprawdzić czy …żyje. – Jego głos sugerował że znajduje się zupełnie gdzie indziej. Wyrwało go stamtąd pchnięcie Adama.
– Nie tykaj! To pierdolony trup! – Marek, chwycił swoje usta i pobiegł w kierunku toalety, gdy Adam powoli dochodził do tego jak bardzo mają przejebane.
„Tu nie miało być żadnego pierdolonego trupa! Żadnego do kurwy nędzy!”. Zacisnął nerwowo pięści. Przysiągł sobie ze zabije Grubego gdy znowu go spotka.
Zerwał prześcieradło i na szybko nim otarł szafę. Gdy wypychał trupa z powrotem na swoje miejsce, częstotliwość nieartykułowanych odgłosów dobiegających z łazienki powoli spadała. Przez pościel nie powinien zostawić żadnych odcisków palców.
– Co ty kurwa robisz? – warknął Marek, gdy zobaczył Adam pchającego szafę w stronę toalety. – Trup jest w środku?
– Nie pierdol, tylko mi pomóż! Gliny idą!
W oka mgnieniu jakoś przenieśli nietypową trumnę przez drzwi – wypieprzę go przez okno. – Syknął Adam, ciągle myśląc o tym że nie powinno tam być żadnego pierdolonego trupa.
– Co?! – nagle rozległo się pukanie do drzwi. – Otwierać, policja! Mamy nakaz!
Marek zaczął się kręcić w kółko, jakby zapomniał zrobić czegoś ważnego.
– Idź im otwórz! – rzucił kilka mokrych ręczników pod szafę.
– Ale… – Marek nagle się zatrzymał, zataczając w lewo i prawo.
– Wara mi stąd! – wykorzystał brak jego równowagi, aby go wypchnąć i zamknął za nim drzwi na klucz.
Marek próbował się dobijać, lecz wychodziło mu to znacznie gorzej niż coraz bardziej natarczywym policjantom. W końcu pokornie otworzył im drzwi.
– Mamy nakaz – papierek który latał mu przed oczami. – Sprawdzamy legalność oprogramowania, proszę pokazać nam komputer i wszystkie nośniki danych.
– To tam – powiedział najpierw otępiale mierząc w stronę łazienki, lecz finalnie pokazując machinę za dwadzieścia kawałków.
– Zobaczmy – usłyszał Adam zza ściany, dokładnie wypatrując kogoś za oknem.
Na ulicy stały dwa radiowozy. Te zwykle przyciągały ciekawskich, lecz tym razem przybyły po piratów więc było wręcz odwrotnie. Nie widział nikogo, nawet w oknach pobliskich budynków. W końcu każdy w tamtej dzielnicy był tego typu złodziejem.
– Tu nie ma żadnego systemu – warknął jeden z gliniarzy, a trumna gładko ślizgając się po podłodze stała już pod oknem.
– Rodzice wysłali mi legalny system pocztą – rozległ się prawie niemy szept. – Jeszcze nie doszedł.
– To nic – jeden z gliniarzy rozbroił komputer i podpiął własny dysk, gdy nagle rozległ się donośny trzask.
Marek aż podskoczył, a Adam z zadowoleniem stwierdził że szafa poleciała wystarczająco daleko i na dodatek, spod ocalałych desek było widać tylko trupie buty.
– Co to było? – majsterkujący gliniarz się zerwał.
– Nie przerywaj. Pewnie jacyś gówniarze bawią się petardami. Nie zdziwiłbym się gdyby ci gówniarze, albo inni im zapłacili. Chcą nas spowolnić.
Kiedy Adam to usłyszał nabrała go chęć na histeryczny śmiech, aż wyszedł ze śmierdzącej toalety.
– Dobry! – w odpowiedzi zobaczył tylko strach w oczach Marka.
Gliniarz skończył majsterkować. Podpiął i włączył komputer.
– Co my tu mamy – policjanci nadal stojąc położyli się na biurku, skupiając całą uwagę ekranie.
Adam zabrał fotel spod tyłka jednego z nich. Usiadł i zaczął się kręcić – musiał jakoś dopasować się do tej absurdalnej sytuacji. Kiedy zobaczył że owy gliniarz zamierza usiąść „w powietrzu” natychmiast się podsunął. Zrządzenie losu chciało aby dysk w jego gaciach ułożył się wymowny sposób, gdyby był kawałek bliżej Adam już nigdy nie miał by dzieci.
Natrafiając na coś twardego gliniarz zerwał się jak porażony prądem i gniewnym wzrokiem zmierzył Adama.
– No wie Pan co, bo się zarumienię.
– Dysk jest pusty do kurwy nędzy – warknął, gdy drugi gliniarz z głupkowatym uśmieszkiem doprowadzał komputer Grubego do poprzedniego stanu.
Ten od kurwy oraz nędzy, porozrzucał parę rzeczy, wparował do łazienki i stwierdził – czysto, idziemy dalej! – histeryczny śmiech dobiegający z tamtego pokoju znów podniósł mu ciśnienie, ale nie bardziej niż to co zobaczył gdy wyszedł z budynku.
-O Jezu nie mogę na to patrzeć!
-Uspokój się Lucy. To jeszcze nie znaczy, że Nathan go zabił. –powiedział Carl, choć w głębi duszy nie wierzył w swoje słowa.
-To najgorszy dzień w moim życiu! Mieliśmy tylko schować jego komputer przed policją, a teraz znajdujemy trupa w szafie.- dziewczyna była bliska płaczu.
-Ogarnij się kobieto! Musimy wymyślić co zrobić z tym ciałem!
-Odwal się! Nie obchodzi mnie co zrobisz ja wracam do mojego pokoju.
Już miała opuścić pokój, kiedy Carl chwycił ją za rękę.
-Zauważą cię. Są już na naszym piętrze.
Lucy usiadła zrezygnowana. Cała trzęsła się ze strachu.
-Powiedzmy o wszystkim policjantom.- rzuciła
-Nie uwierzą nam. Ojciec Nathana to prawnik.
Sytuacja była beznadziejna.
– Gdzie on poszedł po to piwo?! Do samego browaru?! – wściekał się Jacek.
– Wyluzuj, pewnie kolejka jest – odparł spokojnie Leszek.
Dobrze ci mówić, jak już wytrąbiłeś cztery, a ja suchy jak wiórek muszę siedzieć, pomyślał kumpel. W tej chwili drzwi pokoju się otworzyły i do środka wskoczył jakiś chłopak. Zdawał się być zdenerwowany, zlustrował pomieszczenie i zapytał:
– Gdzie jest Marcin?
– A to bardzo dobre pytanie – syknął Jacek i już miał dodać jakąś kąśliwą uwagę, gdy przerwał mu Leszek.
– Po piwo poszedł.
Gość przewrócił oczami i rzekł:
– Policja jest w budynku, trzepią pokoje w poszukiwaniu pirackiego oprogramowania. Jeśli wiecie, że Marcin może takie mieć to weźcie i schowajcie jakoś, albo wypieprzcie za okno.
I nim do chłopaków dotarło co powiedział już go nie było.
– Ja pierdolę – mruknął Jacek. – Trzeba chłopa ratować. Ja sprawdzę kompa i biurko, a ty zobacz w szafie. Wiem, że trzyma tam jakieś pudło z płytami.
Obaj rzucili się do przeglądania rzeczy gospodarza.
– Nie zdążymy – jęczał Leszek, – za duży tu syf. O kurwa. Jacuś…
– Co?
– Weź to zobacz.
Chłopak wstał od komputera i zajrzał do szafy, a tam w kucki siedział jakiś nieznajomy. Najpierw szturchnęli go w ramię próbując wybudzić, potem uderzyli w twarz, a gdy i to nie przyniosło rezultatu Jacek przyłożył dłoń do szyi by sprawdzić puls.
– Trup – zawyrokował zaraz blednąc jak ten, którego przed chwilą badał.
– Co robi…
W tym momencie z korytarza dało się słyszeć pukanie do drzwi obok i hasło „policja, proszę otworzyć”.
– Nie mogą go zobaczyć! – syknął Leszek.
– To co? Przez okno go wywalić? – fuknął tamten nerwowo.
– Mam! – Podskoczył do łóżka pod którym leżały puszki po piwie, wstrząsnął nimi i gdy znalazł dwie właściwe to podszedł do trupa i wylał mu na brodę i piersi resztki płynu, po czym podrzucił pod nogi puste puszki.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Kumple spojrzeli po sobie, po czym Jacek wziął głęboki oddech i poszedł otworzyć.
– Dzień dobry, policja – powiedział na wejściu funkcjonariusz. – Sprawdzamy czy ktoś nie posiada nielegalnego oprogramowania. Pan mieszka w tym pokoju?
– Nie, żaden z nas, gospodarz wyszedł do sklepu.
Policjant wychylił się za ramię chłopaka i spojrzał na siedzącego dalej w szafie trupa.
– A temu co?
– Wczoraj trochę zabalował, a że rano źle się czuł to zaczął klinować i jakoś tak…
– Wrócił do poprzedniego stanu – dopowiedział mundurowy próbując powstrzymać śmiech. – No nieważne, my tu w innej sprawie.
– Yyyyy…. Wooodyyyyy… – Niedziela. Taki piękny dzień. Radek od niechcenia rzucił w Arka butelką coli.
– Łap. I nie stękaj, bo mi się od tego niedobrze robi. – Butelka przeleciała przez pokój i trafiła Radka w nerki.
– Kurwaaaaaaa… Zabiję Cię… o, Coooola…. Dzięki…. –
Radek zwlókł się z łózka i sięgnął po najbliższą puszkę piwa. Ku jego radości, była w połowie pełna. Głośne żłopanie rozległo się po pokoju, kiedy dwóch kumpli uzupełniało elektrolity.
– Arek, widziałeś Jaśka? JASIEEEEEEEK! –
– Przestań, błagaaaaaaam… Kurwa, moja głowa… Nie widziałem –
Radek odstawił pustą puszkę, zrzucił z łózka ukradziony wczoraj baner reklamowy akademickiej pizzerii i powoli podniósł się z łózka, nogami rozgarniając piasek na podłodze. Znowu zachciało im się plaży w pokoju, szlag by Jaśka trafił. On zawsze podrzucał takie pomysły.
– Jasiek, wstawaj. – Radek powolnym krokiem ruszył do łazienki – Pewnie znowu poszedł spać w brodziku. Debil. – skwitował. Obaj całkiem lubili Jaśka, do imprezowania był pierwszy, nigdy z pustymi rękami, a po drugim piwie zaczynał sypać pomysłami. Które, co by nie było, kończyły się epicko.
– Masz jeszcze tej coli…? – jęknął Arek.
– Niet – odparł Radek, sikając i opierając głowę o ścianę jednocześnie. – Na stole widziałem jeszcze kilka… –
W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł przerażony Andrzej.
– Pały! Przyjechali po kompy i windowsa, rektor dał im pozwolenie na przeszukanie. Łapcie magnes, nie ma innej opcji! – wydyszał, rzucił im spory magnes, który trafił podnoszącego się z łóżka Arka prosto w czoło, odbił się i poleciał pod stół. Arek z jękiem padł z powrotem na łózko. Radek wybiegł z łazienki, chwycił magnes, po czym gwałtownym ruchem otworzył szafę w przedpokoju, gdzie wydawało mu się, że ostatni raz widział swojego lapka. Lapek tam był. Razem z Jaśkiem. Laptop leżał, Jasiek wisiał.
– O, kurwa… Arek…. Ja pierdole… Znalazłem Jaśka –
– Powiedz mu, że więcej z nim nie piję… On i jego pojebane pomysły… –
– Arek, idioto, wstawaj i chodź tu, Jasiek nie żyje. Więc więcej i tak się z nim nie napijesz. Powiesił się, ja pierdole, co my zrobimy –
– Pały… Przeszukują akademik… Znajdą go na bank –
– Jasne że go znajdą, dawaj jego komputer –
– Masz – Arek podał mu laptopa niemiłosiernie obklejonego naklejkami firm odzieżowych – Co Ty w zasadzie robisz? –
– Ratuję mu dupę. Nam. Jemu i nam – odparł – jak go znajdą powieszonego z lapcem pod sobą, to będzie znaczyło, że gość tak bał się kary za piractwo, że się powiesił. I wina spadnie na pały, sąd i rektora – Radek szybkim ruchem wyciągnął swojego laptopa z szafy i, chwytając go przez bluzę, wsunął Jaśkowego w to samo miejsce.
– Myślisz że w to uwierzą? Serio? Kurwa, jak mnie łeb boli… –
– Nie wiem czemu Jasiek to odpierdolił i się powiesił, ale lepsze to niż żeby nas obwiniali. Zresztą, nie ma czasu. Słyszysz? – Pukanie do drzwi rozległo się w pokoju.
To, co Klementyna zobaczyła w szafie zaparło jej dech w piersiach. To były ludzkie zwłoki.
– No cudownie, po prostu cudownie… – Wyłkała, starając się nie zemdleć. – JASIEK! Co to kurwa jest?! Jeśli to jakiś kawał, mało śmieszny… – Krzyknęła do swojego współlokatora. usłyszała jego szybkie kroki.
– Czego wrzeszcz… o kurwa…. – Zaklął chłopak. – Kurwa, zaraz przyjdą gliniarze! No to co robimy?
– No, w kiblu to go nie spuścimy.
– Śmieszna jesteś jak chuj, ale mówiłem poważnie.
– Wiesz co, może po prostu powiedzmy prawdę.
– Myślisz, że nam uwierzą? Kurwa, jak ty w ogóle ukończyłaś liceum.
– Zamknij się! – Warknęła Klementyna.
– Dobra, mała, nie czas teraz na przepychanki. Uruchom szare komórki i coś kurwa wymyśl! No przecież zaraz zapukają nam do drzwi!
– Wiesz co? Olać to. Wyrzućmy ciało przez okno.
– Dobra, nic lepszego raczej nie wymyślimy. – Westchnął Janek.
Martwe ciało w szafie nie jest łatwym tematem rozmowy, gdy zaraz do pokoju może wpaść policja lub właściciel, tego pomieszczenia który pewnie jest mordercą.
– Antoni widzisz tego trupa? – pyta spokojnie Eliza. Jej wzrok ciągle spoczywa na ciele nieznajomej dziewczyny. Sądząc po smrodzie, nieżywej od kilku dni.
– Nie jestem ślepy. Co z nią robimy? Jak wparują tu psy, nam się dostanie, a nie mordercy. – Eliza patrzy na kolegę.
Przecież jak przyłapią nas na wynoszeniu ciała, tym bardziej nam się dostanie, myśli dziewczyna. Zbliża się do szafy, aby zdjąć gazetę z twarzy trupa. Okazuje się to złym pomysłem. W przypływie smrodu żołądek dziewczyny buntuje się. Eliza czując zbliżające się wymiociny, biegnie do łazienki. Choć bardzo często widzi trupy, zawsze wymiotuje. Zostawienie Antoniego samego nie jest dobrym pomysłem.
W tej parze on zajmuje się brudną robotą, nie myśleniem. W dodatku pierwszy raz są tak blisko policji.
– Tak, zostaw mnie samego. Ja wszystko wymyślę, a ty będziesz tylko rzygać – krzyczy chłopak, po usłyszeniu nieprzyjemnych dla ucha dźwięków, które wydobywały się z łazienki.
Antoni wpatruje się w ciało i myśli nad planem działania. Każda zmarnowana minuta przybliża policjantów do przeszukania tego pokoju.
– Psy są na samym dole i… – mówi szybko Eliza, lecz kolejna fala cieczy wypływa z jej ust. Śmierdzący płyn, o nieokreślonym kolorze przez chwilę jeszcze nie daje jej dojść do głosu. Pięć minut później może normalnie się porozumiewać.
– Mój pokój już sprawdzili. Na dole trwa bójka. Są tam chyba wszyscy. – Daje do zrumienia koledze, że mają dużo czasu, aby wymyślić co zrobić z martwą dziewczyną i jak wytłumaczyć mordercy, że policja nic nie wie. Zapowiada się ciekawy wieczór.
– Jak ten debil mógł go tu zostawić? – pomyślał Adam, po czym głośno wybuchł –
kurwa mać!
– Co jest? – Ala z łazienki zapytała Adama.
– No kurwa zostawił go tu debil. Miał odstawić przecież, ja pierdolę.
– Kogo? – Krzyknęła.
– No trupa z krematorium, do ćwiczeń, nie podchodź tu, zostań w kiblu.
– Jak trupa? – Spytała Alicja, będąc już za jego plecami z ręcznikiem w ręce.
Co ty pierdzielisz Kotek, co to jest? Kurwa co to jest Adam? – Z przerażeniem w oczach Alicja chwyciła za ramię Adama.
– Kapłan do ćwiczeń z jednym takim przyniósł go wczoraj, na jedną noc kurwa , miał go wynieść rano, kurwa dzwoń do niego! – stanowczo rozkazał Ali.
Co ja kurwa mam z tym zrobić ? Ja kurwa tego nie dotknę. Dzwoń do niego, kurwa! – Adam cały się trząsł, nigdy nie widział wcześniej martwego człowieka.
– Nie odbiera ! – Ze łzami w oczach przekazała Alicja.
Idę zobaczyć do Konia czy u niego nie siedzi. – Po czym szybko wyszła i od razu wróciła.
Policja jest w akademiku! – Lewo co wydusiła z siebie.
– Co? Gdzie ?
– Tutaj na pietrze Adam, ja pierdole co robimy ?
– Nie wiem Kotek, spadamy stąd. Pierdole to! Nic nie wiemy, słyszysz? Nikomu ani słowa, rozumiesz? – Złapał za bark Alicję.
– Tak! – Opowiedziała.
-Aaaa nie idź tam ! Krzyczy Zuza ,zerkając na ekran przez palce
-Ha ha ha ty tak serio ? Śmieje się z niej Piotrek
Zuza obrzuca go tylko groźnym spojrzeniem
-Ach te dziewczyny .Piotrek nie przestaje się śmiać .
– Co to ? Nagle słyszy jakiś dziwny dźwięk
-To w filmie .Odpowiada jej już całkiem poważny Piotrek
-Nie ! Protestuje Zuza i wyłącza film .
-Słyszysz ? Dodaje
-Tak! To ten szaleniec z piłą mechaniczną siedzi sobie, ot tak w szafie u Michała .Mówi Piotrek i znów zaczyna się śmiać .
-No bardzo zabawne .Mówi Zuza
-No dobra ! Sprawdzę ci tą szafę jak chcesz.Mowi na odczepnego .
-Pacz nic tam niema .Dorzuca otwierając szafę .
-Aaaa …aaaaa ..To to tru..p ! Z Trudem wykrzykuje Zuzia
-A tej o co znowu chodzi ? Pomyślał sobie Piotrek i dał kroka do tyłu .Wtem z głośnym hukiem na podłogę wypadły zwłoki .
– O kurde .Mówi zmieszany Piotrek
– i co teraz ?
– Ja ..Ja ..ja nie wiem .Jąka się do tej pory bardzo spokojny hlopak
-Może daj go pod łóżko ? Dodaje dziewczyna
-Fu on śmierdzi ! Mówi z obrzydzeniem . Po za tym jest za gruby .Dodaje
-To do łazienki ? Ale już ! Rozkazuje dziewczyna .
-Sam nie… .
-Ciii .Przerywa mu Zuzia i wygląda przez okno
-Ku… tego nam jeszcze brakowało. Mówi
-Do łazienki .Nalega
-Ale …ja ..musisz ..mi… .Jąka się chłopak
-Ty za nogi ja za ręce .Rozkazuje i podnoszą zwłoki z podłogi . W samą porę bo wtem rozlega się pukanie do drzwi
-Otwierać tu policja !
-czka ..w padni …czka …Serio
-przestań się tak spinać .Oni nie przyszli po nas ,tylko po to .Pokazuje małą dyskietkę poczym chowa ją do kieszeni.
– Otwierać bo wyważymy drzwi! Rozlega i się po drugiej stronie
-Czka czka.. gra czka ..Michała
-czka ….Boo booo.Krzykneła mu do ucha ,poczym poszła otworzyć drzwi.
-Marek co robisz? – krzyknął Damian patrząc na mężczyznę nerwowo rozglądającego się po pokoju.
-Cicho bądź, myślę. – odpowiedział machając trzęsącymi się rękami.
-Nad czym ty się kurwa zastanawiasz pomóż mi go przenieść. Rzekł wyglądając za firanki na podwórko. Cholera rusz się! Policja jest już na dole. Rzekł rozdygotanym głosem.
-Zamkniesz się na chwilę, próbuje się skupić. Mężczyzna załapał się za czoło.
-Dobra sam to zrobię. Damian otworzył delikatnie drzwi do drewnianej szafy. Ciało martwego mężczyzny runęło na podłogę.
-Kurwa! – wrzasnął Marek. Co ty robisz?
-Nie stój jak kołek pomóż mi go podnieść. Ja za ręce ty za nogi. Na trzy. Raz! Dwa! Trzy!
-Kurwa jaki on ciężki. Marek rozejrzał się po pomieszczeniu. Wiem wrzućmy go na dach.
-Na dach zwariowałeś. Zaprotestował Damian.
-Masz inny pomysł? Wiem, zamknijmy go w kiblu.
-W kiblu? Nagle z korytarz dobiegły odgłosy głośnego tupania butów. Następnie stukanie do drzwi. Marek zalał się potem.
-Uspokój się to nie do nas. Mamy jeszcze trochę czasu.
-Dobra weźmy go do kibla. Mężczyźni podeszli do drzwi łazienki.
-Wejdź pierwszy.
-Nie ty wejdź.
-Damian nie wkurwiaj mnie!
-Dobra zamknij się już. Damian wszedł do ciasnej łazienki.
-Posadź go na kiblu. Uważaj! Zasyczał Marek gdy ciało uderzyło o deskę klozetową. Kolejne kroki z korytarza.
-No już! Marek wepchnął Damiana w głąb łazienki. Zamknij drzwi na klucz. Głośne pukanie do drzwi.
-Policja! Proszę otworzyć drzwi!
-Kurwa, kurwa. Rzekł pod nosem. Chwileczkę! Odkrzyknął. Marek podszedł do drzwi. Rozejrzał się po pokoju. Poprawił koszule i włosy.
-Proszę otworzyć! Poirytowany głos policjanta dochodzący zza drzwi.
-Już, już. Marek przetarł jeszcze czoło. Przekręcił klucz w zamku.
-Dzień dobry. Rzekł do oficera z durną miną na twarzy.
-Dobry. Odburknął policjant wchodząc do środka.
— Możemy już iść? Film zaczyna się za godzinę, a chciałam jeszcze wstąpić do Zosi na sekundkę. — Powiedziała Kasia, pospieszając Mateusza.
— Już, już, wyluzuj. Muszę tylko zrobić coś jeszcze na kompie, Maciek napisał mi, że widział gliny wchodzące do akademika, mówił, że dostał cynk od swojego kumpla, że będą przeszukiwać każdemu kompy, a jak coś nielegalnego znajdą to od razu skonfiskują, to mnie poprosił, żebym mu wyczyścił wszystko. — Wytłumaczył Kasi.
— Pospiesz się, nie podoba mi się jego pokój. — Pospieszyła go ponownie.
— Pokój jak pokój, ty lepiej mnie nie pospieszaj, tylko się ubierz, bo potem to ja muszę na ciebie czekać. — Odgryzł się Mateusz.
— Ale przecież jesteśmy u Maćka, a do naszego pokoju nie chcę mi się wracać.
— Jezu Kaśka, to weź coś z jego szafy, jego dziewczyna powinna tam mieć kurtkę czy dwie, na pewno się nie obrazi.
Posłuchawszy go, Kasia podeszła do szafy, lecz po otwarciu jej, zamiast wybrać kurtkę i pospieszyć jeszcze raz Mateusza, krzyknęła ile sił w piersiach i rzuciła się do tyłu, jakby ktoś rzucił w nią rozpalonym kamieniem.
— Co się stało?! — Ten zerwał się na równe nogi i wytrzeszczając oczy, patrzył na Kasie.
— T-t-tam… — Wymamrotała prawie że szeptem, pokazując palcem na otwartą szafę.
— Co? Co? Co do cholery?! Kasiu co, się sta… — Skończył w połowie zdania, widząc, co jest w szafie. — O kurwa.
Kasia zaczęła rozpaczliwie płakać, w ogóle nieprzyzwyczajona do choćby nawet widoku krwi, a Mateusz stał jak zaczarowany i wpatrywał się w leżącego na dnie szafy nieoddychającego gołego łysego mężczyznę.
Wybudził go stukot do drzwi, wzdrygnął się jak po użądleniu osy, lecz po chwili zrozumiał, że stukot ten dobiegał z kilku pokojów obok, miał jeszcze czas. Pytanie tylko, czas na co?
Kiedy całkowicie się ocknął z oszołomienia, jego pierwsza myśl była następująca: „Och Jezu, Jezu przenajświętszy, kurwa jego mać, co się tu dzieje? Dom wariatów psia mać. Trzeba jakoś ukryć to ciało, jak glina wejdzie, niech się zajmie tylko kompem… Mam! Powiem, żeby Kasia nie przestawała płakać i oparła o drzwi szafy, glinie powiem, że… Umarła jej babcia, ze starości, były związane, co w sumie kłamstwem nie jest. Okej, okej, trzeba tylko się upewnić, że nie puści plamy”
— Kasiu mam plan. — Powiedział jej Mateusz, po czym wpatrywał się w jej piękne, duże, załzawione oczy i pomyślał, że teraz są piękniejsze niż kiedykolwiek. Po kilku chwilach wytłumaczył jej swój plan, a ona się na wszystko zgodziła, i tak nie zamierzała przestać płakać przez następne pół godziny.
Usiadła posłusznie pod drzwiami szafy, które uprzednio Mateusz z wielką ulgą zamkną, następnie on usiadł przed komputerem, i widząc, że eliminacja wszystkich nielegalnych danych zakończyła się sukcesem, udawał, że siedzi na Facebooku, lecz tak naprawdę nie potrafił otrząsnąć się z faktu, że właśnie zobaczył trupa.
Po kilku minutach stukot do drzwi, który poprzednio Mateusz słyszał kilka pokoi dalej, teraz zadudnił w pokoju Maćka.
— Proszę otworzyć, mamy nakaz przeszukania waszych komputerów w poszukiwaniu nielegalnych treści.
Mateusz podniósł się, czując, jakby jego nogi były z waty, Kasia nie przestawała płakać.
— Proszę wejść. — Zaprosił posłusznie dwóch policjantów do środka.
— O Jezu a tej co? — Zapytał jeden z nich.
— Jej babcia odeszła kilka dni temu, bardzo to przeżywa, biedna. — Wytłumaczył.
— Aaa to, co się tak przejmuję? Jak odeszła, to prędzej czy później wróci, nie ma o co płakać. — Powiedział jeden z nich.
— Debilu jeden, odeszła znaczy, że umarła. — Skarcił go drugi, po czym dodał: — Nasze kondolencje mała. A ty lepiej następnym razem stul pysk, zanim palniesz taką głupotę.
— Przepraszam. — Powiedział przepraszająco policjant, Mateusz nie potrafił zrozumieć czy on naprawdę był taki głupi, czy tylko próbował pocieszyć Kasie tym kiepskim żartem, który nikogo nie rozbawiłby w podobnej sytuacji.
— Dobra żałoba żałobą, ale my tu w konkretnym celu jesteśmy, musisz dać nam dostęp do twojego komputera, na góra pięć minut i potem zostawimy was w spokoju.
— Tam jest. — Powiedział Mateusz, wskazując palcem na leżący na biurku laptop Maćka.
Najdłuższe pięć minut w życiu Kasi i Mateusza dłużyły się w nieskończoność. Mateusz już zaczynał podejrzewać, że jakimś sposobem umarli, trafili Bóg wie za co do piekła, i to właśnie jest tortura dana im przez Diabła.
— No, to powinno być wszystko, komputer w porządeczku, jesteście czyści, Jacek, idziemy. — Powiedział do swojego partnera, po czym wyszli z pokoju i pokierowali się do następnych drzwi. „Cóż za żmudna robota im się trafiła”, pomyślał Mateusz, po czym dotarło do niego: Udało się! Martwe ciało z szafy nie wyszło na jaw! Pieprzyć kino, idziemy do Maćka i nam wszystko wytłumaczy.
— Chodź Kasiu, nie będziemy siedzieć w jednym pokoju z trupem, idziemy do Maćka, chcę, żeby nam wszystko wyjaśnił. — Powiedział do niej, jak najdelikatniej potrafił, po czym pomógł się jej podnieść z ziemi, i nie ubierając już nawet kurtki z szafy, wyszli, oraz poszli czym prędzej do Maćka.
Pingback: Wyzwania Pisarskie – Cień Pisarza
Po wszystkich niezbędnych badaniach, jakie mi wykonano, wróciłem do wynajmowanego z kumplem mieszkania. Jeszcze dobrze nie przetrawiłem srogiej podróży po chorym umyśle tak młodej dziewczyny, a czekała mnie kolejna “fantastyczna” niespodzianka. Próbowałem ogarnąć czy te rzeczy działy się naprawdę czy rozgrywały tylko w jej umyśle, a ona jakimś cudem wciągnęła mnie w ten świat.
Otworzyłem drzwi i już od progu usłyszałem nerwową rozmowę Adama. Podszedłem bliżej, jego sypialni. To był odruch bezwarunkowy. Z ciekawości, choć nigdy nie wtrącałem się w nie swoje sprawy. Było mi to obojętne.
– Jak to kurwa psy robią nalot na akademik? Po jakiego chuja? Dobra, zaraz będę.
Właśnie miałem zapukać do drzwi jego pokoju, gdy narzucił bluzę i zdenerwowany chciał jak najszybciej opuścić mieszkanie. Bez słowa tłumaczenia, zaproponowałem mu swoje towarzystwo, bo w końcu chodziło o akademik, w którym kilku wspólnych znajomych rozprowadzało nielegalne oprogramowania czy gry komputerowe, z których często sam korzystałem z braku kasy. Dla szanujących się studentów i zapalonych graczy to poważna sprawa. Prawie tak samo, jak fakt, że ktoś znalazł trupa w szafie i szuka winnego.
Nie była bowiem niczym dziwnym taka jego reakcja. W drodze nie odzywaliśmy się do siebie. a Adam mimo nerwów starał się trzymać przepisów drogowych. Średnio mu to wychodziło, ale nie mnie było oceniać zdolności prawie świeżo upieczonego kierowcy. Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Przed pokojem jednego ze wspólnych ziomków, czekał rozgorączkowany Potter. Oczywiście ksywka wzięła się stąd, że był zapalonym fanem uniwersum młodego czarodzieja. Do tego stopnia, że nawet fryzurę i okulary miał podobne, jak ów bohater. Był wysokim, szczupłym brunetem. Ubrany w kilka rozmiarów za duże jeansy, luźny, błękitny t-shirt i nałożoną na nią czerwoną, kraciastą koszulę.
Zaprosił nas do środka, jakby tam było źródło ognia, a my w roli strażaków mieliśmy je ugasić.
Metraż nie był jakoś przesadnie duży. Po obu stronach znajdowały się pojedyncze łóżka, z meblościanką w stylu retro. Składała się z pojedynczych dwóch szafek i półek pośrodku. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdowało się okno z motywem babcinej firany w koronki. Przy nim stało drewniane biurko i krzesło obrotowe. Całości PRLowskiego wyglądu dopełniała wielka, drewniana szafa dwudrzwiowa, zamykana na klucz.
Widziałem porzucone wszędzie płyty i sprzęt komputerowy, zaczynający się od notebooka po molocha zwanego komputerem stacjonarnym, Można było się domyślić, że to wszystko ma być wywiezione w trybie “now”.
– Co tu tak wali? Wietrzył tu ktoś, w ogóle? Jakby coś wpełzło i zdechło.
– To w tym pokoju przechowujemy wszystkie nielegalne oprogramowania, gry i jak widzicie, sprowadzone też sprzęty komputerowe. Kolega, który tu mieszkał był dziwny i małomówny, a zatem najmniej podejrzany o cokolwiek. – Oznajmił Potter, ignorując moje pytanie. – Nikt, go nigdy nie odwiedzał, więc tym bardziej wydawało się to świetnym schowkiem. Do czasu, gdy właśnie policja postanowiła zrobić przeszukanie, dowiadując się ze swoich źródeł, że handel “piratami” się odbywa właśnie pod tym adresem. – Dokończył swoją myśl.
Potterowi również ten zapach przeszkadzał, więc zrobił to, o czym wszyscy pomyśleliśmy. Otworzył okno na oścież aby wpuścić trochę świeżego powietrza. W tym czasie, ja starałem się dociec źródła tego fetoru. Mój nos zaprowadził mnie w kierunku niepozornej szafy. Niestety była zamknięta. Adam zamiast szukać opcji w celu jej otwarcia, posłużył się wytrychem.
– No brawo stary… Wolę nie wiedzieć, gdzie i po co się tego nauczyłeś.
– Magik nie zdradza swoich tajemnic… – W odpowiedzi, uśmiechnął się lekko ironicznie.
Jednak nie zdążyłem mu odpowiedzieć, gdy w tym samym czasie, z mebla wytoczyło się czyjeś ciało. Mało nie dostałem zawału, kiedy usłyszałem krzyk. Jak się okazało był to mój własny na ten wykrzywiony widok. Miałem wrażenie, że to niemal ten sam mężczyzna, który w jej mniemaniu był przyjacielem dziewczyny. Jego puste oczodoły sprawiały wrażenie wpatrywać się akurat we mnie, w niemym krzyku błagalnym o pomoc.
– Ja pierdole! … – zareagował Adam, chwytając się nerwowo za głowę.
– Kto to kurwa jest i co on tu robi?! – Dopytywał Potter.
– I co my z tym teraz zrobimy? – Starałem się myśleć racjonalnie i próbować jednocześnie nakłonić do tego resztę.
– Zawińmy go w pościel i wyrzućmy przez okno… Bo co innego możemy zrobić?! – Wypalił nerwowo Adam.
– Pojebało cię? Z piątego piętra, w środku dnia, gdzie pod budynkiem stoją postronni gapiowie i radiowozy policyjne? – Odparłem pytaniem, na pytanie, w nerwach spowodowanych podwójną dawką sytuacji bez wyjścia.
– Nie chcę iść do więzienia, przez was, pojeby! – Prawie wykrzyczał Adam.
– Stul pysk, debilu, bo jeszcze ktoś nas usłyszy i będzie “po ptakach”. – Odparłem spokojnie, na tyle, ile było to możliwe w tej sytuacji.
Wtem, rozległo się pukanie do drzwi i tradycyjne: “Otwierać! Policja!”
Niewiele myśląc w gorączkowej sytuacji, wciągnęliśmy z pomocą Pottera trupa z powrotem do szafy. Zamknęliśmy prowizorycznie szafę, lecz nic już nie dało się zrobić z całym nielegalnym sprzętem.