Przejdź do treści

Tajemnica żywego stylu

Pierwszy raz z tą techniką spotkałem się w źródłach angielskich, gdzie znana jest jako „show, don’t tell. Nie znam jej polskiej nazwy – ani razu nie słyszałem, żeby ktoś w naszym kraju o niej mówił. Tymczasem to podstawa wyrazistego literackiego stylu i nie da się bez niej stworzyć dzieła, które zainteresuje współczesnego czytelnika.

Filozofia za „show, don’t tell” jest prosta: jako autor, musisz pozwolić czytelnikowi doświadczyć opisywanej sytuacji, wejść w nią i w konsekwencji, pozwolić mu na wyciągnięcie własnych wniosków. Oznacza to, między innymi, że opowiadając historię musisz położyć nacisk na akcję a w opisach używać języka odwołującego się do wrażeń zmysłowych. Lepiej przedstawić tok myślowy bohatera, niż po prostu nazwać jego stan emocjonalny. Lepiej pokazać czyny postaci, niż podsumować ich końcowy efekt.

Zasadniczo, technika „show, don’t tell” jest bardzo nieintuicyjna. W codziennej komunikacji mamy tendencję do lenistwa, a więc – do zwięzłości. Prędzej powiemy o kimś, że „jest głupi”, niż że „w momencie, gdy zaczął dzielić się poglądami, zwątpiłem w jego przenikliwość”. Skoro więc codzienna praktyka przyzwyczaja nas do bombardowania świata własnymi opiniami, do tego w formie maksymalnie ekonomicznej, nic dziwnego, że w piśmie używamy tych samych wzorców. Tymczasem – to błąd. Czytelnik tak naprawdę chce poznać wydarzenia z pierwszej ręki. Chce być obserwatorem bezpośrednim, widzieć oczami wyobraźni, co widzi bohater i czuć to, co on czuje. Nie możesz zbywać go półsłówkami, ani karmić morałem. Daj mu zamiast tego detale. Pokaż, co się dzieje. Dostarcz mu doświadczeń, nie opinii.

No dobrze, ale jak to wygląda w praktyce? Co zrobić, żeby uczynić swój styl bardziej żywym, a pisaninę – bardziej angażującą? Oto najważniejsze rzeczy, które musisz wziąć pod uwagę:

Dialogi

Używaj dialogów! Zawsze lepiej zacytować wypowiedź bohatera, niż po prostu nazwać jego reakcję. Doświadczenie konkretnej wypowiedzi daje czytelnikowi więcej informacji, pozwala lepiej wejść w przedstawiony świat i do tego poznać charakter postaci.

Powiedzmy, że przedstawiasz sytuację, gdy jeden bohater jest zły na drugiego. W najprostszy sposób możesz to opisać, na przykład, tak:

 

Marian wściekł się na Karola, bo nie znalazł swojej bielizny.

 

Za pomocą dialogu opiszesz to chociażby tak:

 

– Karol, ty baranie! – krzyknął Marian. – Gdzie podziałeś moje gacie?!

 

Widać różnicę? To lecimy dalej.

Odwołuj się do wielu zmysłów

Osobiście jestem chyba nudnym człowiekiem, więc gdy czytam, wystarczy mi, jeśli autor dostarcza wrażeń wzrokowych i słuchowych. Wiem, co widać, wiem, co słychać – umiem się zorientować. To jednak za mało, gdy chcesz przykuć uwagę czytelnika w trakcie intensywnych scen. Wtedy warto dorzucić informację o tym, jakie coś jest w dotyku, albo co akurat uderza w nozdrza bohaterów.

Do przykładu zaproszę znaną już nam postać Karola oraz jego lubą, Mariolę. Oto oni, w wersji ubogiej:

 

Karol pocałował Mariolę i powiedział, że ją kocha. Na to Mariola westchnęła.

 

Teraz – rozbudowujemy to w myśl „show, don’t tell”, wzbogacając o odwołania do zmysłów:

 

Pocałunek Karola był delikatny, lecz Mariola poczuła go na szyi niczym dotkniecie rozżarzonych węgli lub ukłucie setek lodowych igieł. Drgnęła mimo woli i wtedy usłyszała żarliwy szept tuż przy uchu. „Kocham cię”. Słowa zagrały w głębi duszy, dreszcz podniecenia przebiegł po plecach. Gdy Karol ujął jej dłoń, łagodnie lecz stanowczo, dopełnił dzieła. Nie umiała powstrzymać westchnienia, które wydobyło się spomiędzy spierzchniętych warg.

 

Jak skończymy to pójdę płakać, że nie umiem pisać romansów. Na razie załóżmy, że mi wyszło. W każdym razie – widać, o co chodzi z tymi zmysłami.

Dostarczaj szczegółów, nie ogółów

Jak widzisz po powyższych przykładach, „szczegóły” to słowo-klucz. Każda ważna scena powinna tworzyć w umyśle czytelnika pełen obraz. Użyj detali, aby go namalować. Nie pisz, na przykład, tak:

 

Marian siedział na krześle ogarnięty uczuciem, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie doświadczył.

 

No tragedia. Nie dość, że Marian nudny, siedzi tylko na tym krześle, fajtłapa, to jeszcze ma jakieś uczucie, z którym nie wiadomo, co zrobić. Jest samotny i mu smutno? Rozmarzył się? Myśli o Marioli i czuje zazdrość, bo teraz kobita baraszkuje sobie z Karolem zamiast z nim? Kij wie – na pewno nie czytelnik.

Jak taki opis uratować? Tylko przez dostarczenie szczegółów i wstrzyknięcie dawki konkretów:

 

Marian siedział na krześle, rękoma czule obejmując gitarę, jak zaginioną kochankę. Przeciągnął palcami po strunach. Pokój wypełniły dźwięki, które kojarzył z dzieciństwa. Łagodne i kojące, opowiadały historię skąpanych w słońcu winnic, spokojnych gospodarstw oraz wspaniałego miasta nad czarnym jeziorem. Pierwszy raz w życiu Marian zatęsknił za rodzimą Carcossą.

 

Dodając szczegóły do tekstu musisz jednak uważać, aby nie zarzucić czytelnika niepotrzebnymi informacjami. Twoim celem jest odmalowanie słowami przekonującego obrazu, a nie stworzenie policyjnego opisu sprawcy:

 

Marian to młody mężczyzna, chudy i wysoki, o niebieskich oczach i brązowych, lekko kręconych włosach, teraz długich i rozpuszczonych. Nosi żółty płaszcz z kapturem, zazwyczaj zarzuconym na głowę. Pod płaszczem ma apaszkę koloru morza, wytarte niebieskie dżinsy i czerwony, wełniany sweter, buty zaś poszarzałe ze starości i niemal zupełnie zużyte.

 

Taki opis, jak wyżej, zwykle nie ma wielkiego sensu. Nie jest zły sam z siebie, ale istnieje spora szansa, że czytelnik nie zwróci uwagi na większość z nagromadzonych drobiazgów. Czy Ty, nie patrząc z powrotem na tekst, jesteś w stanie powiedzieć, jakiego koloru były oczy bohatera? A jakie miał spodnie i sweter? Czy którakolwiek z tych rzeczy rzeczywiście coś o nim mówi?

Kiedy opisujesz ważną scenę, musisz zakorzenić w niej czytelnika za pomocą umiejętnie przekazanych detali – i tylko po to ich potrzebujesz.

Używaj metafor i porównań

Metafor, porównań oraz wszelkich innych środków literackich, które mogą uczynić Twój język bardziej obrazowym. Trzeba przyznać otwarcie, że to wyższa szkoła jazdy i nie każdemu pisarzowi wszystko ładnie wychodzi. Co więcej, jedna słaba metafora potrafi razić bardziej, niż cała książka napisana prostym stylem. Dlatego jeśli nie czujesz się na siłach, żadna to dla Ciebie ujma – są na świecie geniusze pióra wyspecjalizowani w „minimalistycznej formie”, więc jeśli bardziej chcesz zagrać opowieścią niż językiem, droga wolna.

Zaletą metafor i porównań jest jednak to, że nie musisz ograniczać się tylko do tego, co faktycznie się dzieje. Powiedzmy, że bohater idzie ulicą i widzi rosnące na poboczu wierzby. W najprostszej opcji stylistycznej to są po prostu drzewa. Tyle możesz o nich powiedzieć, chyba że bohater pomyśli albo powie o nich coś, co chcesz zacytować. Dopiero kiedy dopuścisz metafory i porównania, nagle okazuje się, że to są „wierzby płaczące nad losem poległych”, albo „drzewa jak stare wiedźmy z włosami sięgającymi ziemi”.

Temat metafor i porównań to wartka rzeka – z pewnością wrócę do niego w późniejszych postach. Na razie, warto pamiętać, że mogą Ci się bardzo przydać, gdy chcesz uczynić swój język żywszym, mocniej angażującym i bardziej obrazowym.

Dawkowanie i skutki uboczne

Wiesz już, czym jest technika „show, don’t tell” oraz jak ją stosować. Pora dowiedzieć się, kiedy jej nie stosować.

Po pierwsze, nie używaj jej przez cały czas. Jeśli bez przerwy będziesz opisywać wszystko dokładnie, intensywnie i obrazowo, czytelnik w końcu się zmęczy. Czasami warto dać mu odetchnąć i opowiedzieć o czymś mało angażującym. Taki moment wytchnienia to, na przykład, podróż z punktu do punktu, którą streszczasz szybko, bo nie wydarzyło się w jej trakcie nic ciekawego. Nie ma potrzeby, żeby czytelnik nudził się razem z bohaterem, albo dowiadywał, jak wygląda dworzec kolejowy, który nie będzie mieć żadnego znaczenia dla fabuły.

Po drugie, nawet jeśli piszesz akurat ważne fragmenty, takie, którymi czytelnik powinien być żywo zainteresowany, masz prawo zrezygnować z intensywnego języka, pod warunkiem, że robisz to świadomie. Możesz w końcu mieć jakiś cel w stwierdzeniu, że „Karol siedział na krześle i płakał” – w taki właśnie sposób, a nie angażując pięciu zmysłów i dwóch metafor do bardziej wyrazistego przekazania tej samej treści. Być może nie chcesz rozpraszać uwagi czytelnika rozterkami jakiegoś tam Karola, kiedy tak naprawdę opowiadasz historię Joli. A może to, że sobie pierdoła Karol siedzi i płacze nie ma żadnego znaczenia, bo zaraz coś się zatrzęsie, coś łupnie i świat zacznie się kończyć – więc kogo ten mazgaj obchodzi? Czytelnik byłby zainteresowany tylko wtedy, gdyby Karol płakał z powodu istotnego dla historii (i w takim wypadku byłoby dużym błędem nie poświęcić Karolowemu płaczowi należytej dbałości podczas pisania).

Ćwiczenia

Na koniec mam dla Ciebie trzy bardzo suche opisy, które możesz samodzielnie rozbudować w myśl zasady „show, don’t tell”. Zrób to po swojemu, dodając dowolne szczegóły, jakie przyjdą Ci do głowy. Pamiętaj tylko o wszystkim, co napisałem powyżej. Efektem pracy możesz podzielić się w komentarzach, lub – jeśli wolisz – wysłać je nam na adres kontakt (at) spisekpisarzy.pl

A oto i opisy:

 

1. Teodor Beczułka grzał piwo w kuflu nad ogniskiem. Przyszła zima. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc usiadł.

 

2. Kot siedział na parapecie i patrzył na świat. Obok przeszła starowinka i zgoniła go na ziemię. Co się będzie lenił?

 

3. Pieniążek robiła na drutach. Wielki wąż skryty w cieniu u jej stóp nie miał łatwego życia, bo pogryzły go myszy.

 

Gwoli wyjaśnienia, w niniejszym poradniku pisania w charakterze przykładów tragicznie złej literatury wykorzystałem rzeczy wzięte z tak zwanej czapy oraz perełki starannie wyszukane w moim własnym dorobku literackim (nie pytaj). Innymi słowy, żadne zwierzę nie ucierpiało przy tworzeniu tego tekstu.

 

Foto: Sarah G… / Foter / CC BY

36 komentarzy do “Tajemnica żywego stylu”

  1. Zastanawia mnie – i to dość intensywnie – do kogo skierowany jest ten tekst. Głównie dlatego, że jest to straszliwie wielki ogólnik i coś, co szczerze mówiąc jest (a przynajmniej mi się tak wydaje) instynktownym stylem prowadzenia akcji. O ile człowiek przeczyta w swoim życiu wystarczająco dużo książek, będzie w stanie napisać coś podobnego i bez żadnego poradnika a także nazywania tego szumnie stylem pisania.
    Jeśli skierowane to jest do amatorów, to jak dla mnie lepiej byłoby napisać o tym dlaczego metafory w stylu wierzb płaczących nad losem poległych są na miejscu jedynie w nielicznych przypadkach. Mimo wszystko styl oszczędny (czyli pozbawiony metafor, a jednak nie pozbawiony opisów) jest lepszy dla osób, które nie są jeszcze w tej materii doświadczone. Przynajmniej to moje zdanie…

    1. Abstrahując od metafor, nie rozumiem komentarza. Nie pisałem nic o „prowadzeniu akcji”, a jeśli chodzi o faktycznie przedstawioną technikę – no, bardzo się cieszę, że już o tym wszystkim wiesz. 🙂 Z mojego doświadczenia, nie dla wszystkich jest to oczywiste.

    2. Ogólnik? Tu nie ma ogólnika, a jest szczegół. Szczegółowo pokazane, na przykładzie jak warto pisać. Kursy z reguły są dla początkujących i zawierają podstawy.
      Przeczytałem wiele książek, ale póki nie zabrałem się za pisanie, nie zwracałem uwagi na stronę techniczną. Zagłębiałem się w historię, a nie w sposób jaki została napisana.

    1. Powiem szczerze: bardzo mnie to cieszy, że tyle osób wie o technice i stosuje. 😉 Bloga odwiedzają różni ludzie, na różnym poziomie zaawansowania, stąd część rzeczy, o których piszę, będzie dla części z Was oczywista. Cierpliwości i wyrozumiałości dla mniej zaawansowanych. 🙂

  2. Teodor Beczułka stał niedaleko od ognia i czuł jak metalowy kufel parzy go w dłonie. Ty idioto, pomyślał, czemu stoisz?! Wystarczająco się już w życiu nastałeś. Pozwól sobie na odrobinę przyjemności, podejdź bliżej, zepchnij tego małego wieprzka z ławki i zajmij miejsce, które Ci się należy.
    Z nieba spadały płatki śniegu, Teodor czuł, jak zamarzają mu rzęsy. Jebana zima znowu przyszła nie w porę.

    1. No jak na mój gust to wszystko w porządku, nawet fajny opis. 🙂 Zdanie „Z nieba spadały płatki śniegu, Teodor czuł, jak zamarzają mu rzęsy” rozbiłbym na dwa, ale poza tym – żadnych uwag.

  3. Tylko ciężka praca przynosi efekty

    Starsza pani o śnieżnym kolorze włosów siedziała na starym, bujanym fotelu. Swoim powolnym kołysaniem sprawiała, że drewniana podłoga werandy wydawała rytmiczne okrzyki starości zwane skrzypieniem. Było dla babci swego rodzaju muzyką. Muzyką, która towarzyszyła jej tu od lat. W dłoniach trzymała druty, od których odchodziła włóczka spoczywająca na kolanach staruszki. Jej dłonie — widać już nie pierwszej nowości — trzęsły się bardziej niż ostatnie liście na drzewach, które nie zdążyły jeszcze oddać się ostatniemu tańcu z ich najlepszym przyjacielem — wiatrem.
    W jej nogach leżał wąż. Wyglądał przerażająco, jego wielkość zazwyczaj wywoływała u odwiedzających babcię dreszcze.
    — Krysiu, mogę zamówić u ciebie sweter i szalik? — zapytała podchodząca kobieta. — Dla Andrzeja, na zimę.
    Babina podniosła wzrok. Wąż zdawał się nie przejmować wizytą kobiety.
    — Och, Wandziu! Jak ja dawno cię nie widziałam — odparła, wstając. — Jasne, wejdź do środka. Zrobię herbaty. Opowiadaj co tam u wnuków, co słychać? Pożeniły się już?
    — Nie, jeszcze nie. A ten twój wąż to co taki zmarnowany leży? Depresji się przy tobie nabawił, co? — powiedziała, uśmiechając się.
    — Gdzie tam! Wczoraj go myszy pogryzły. Leżał w przedpokoju, musiały z piwnicy za mną przyjść. Gryzonie jedne, nie mam już siły z nimi walczyć.
    Obie kobiety weszły do środka. Usiadły przy dużych kuchennym stole, na którym leżała stara, zniszczona cerata pamiętająca jeszcze żywot jej męża.
    — Dawniej Stefek się tym zajmował… a teraz? Sama widzisz.
    — Jesteś tu zupełnie sama…
    Kobieta spojrzała na staruszkę.
    — Słuchaj, ty się nade mną nie lituj. Radzę sobie jako tako. Tak jak zresztą widzisz. Jak mi zrobisz zakupy na przyszły tydzień, to będziesz miała ten sweter.

  4. tekst uszyty jak dla mnie: praktyczny i z przykładami. porządkuje rzeczy, które robię intuicyjnie lub też nie robię z premedytacją. poza tym uśmiałam się na głos dwa razy.

  5. Akurat o ile dobrze pamiętam, ta technika już ma polską nazwę: „pokazywać, nie opisywać”. Choć możliwe, że została ona wymyślona na potrzeby tłumaczenia felietonów Michaela J. Sullivana w „Nowej Fantastyce”. Jest to w ogóle jedna z tych metod, o których wiem, że powinno się stosować je jak najczęściej, ale ciągle brakuje mi pomysłów albo chęci, żeby się ich trzymać. 😉

  6. Wydaje mi się, że podświadomie coś takiego robię – zawsze lubiłam barwne opisy ważnych momentów czy przeżyć. Tak czytać, jak tworzyć. Niemniej, zawsze to lepiej robić pewne rzeczy świadomie, więc choćby z tego powodu wpis jest cenny. No i te gacie…! 😉

    1. #1
      Sfrustrowany Teodor Beczułka czekał, aż cholerne piwo wreszcie się zagrzeje i będzie mógł przegonić to okropne zimno, powoli ogarniające jego stopy i nos. Jak na razie jednak rozgrzewał się tylko tani kufel z blachy, pokryty wątpliwej jakości emalią. I ręka Teodora, co ostatecznie nie było takie złe.
      Zima jak zwykle zaskoczyła w najmniej odpowiednim momencie. Beczułka miał nadzieję na jeszcze jakieś, powiedzmy, dwa tygodnie wytchnienia dla gleby przed nastaniem mrozów. A tak, pewnie wiosenne zasiewy szlag trafi.
      Teodor rozejrzał się po ciasnej izbie. „Niby taka mała, ale weź tu człowieku całą ogrzej”, pomyślał. Powoli zaczynał już szczękać zębami, co w połączeniu z rozgrzaną dłonią wcale nie stanowiło przyjemnego odczucia. Wciąż trzymając kufel nad ogniem, sięgnął stopą wgłąb pokoju i przysunął sobie niski trójnożny stołek. Co będzie nogi męczył. Skulił swoje zwaliste cielsko na siedzisku i przysunął się jeszcze bliżej paleniska.
      „Długo jeszcze to piwo?!”

      #2
      Nieco już spasiony od nieróbstwa stary kocur usadowił się wygodnie na parapecie. Było mu tu wyjątkowo przyjemnie, bo tuż pod nim mocno grzał staroświecki kaloryfer na osiem żeberek. Kocur machał leniwie ogonem i najzwyczajniej w świecie oglądał zimowy krajobraz blokowiska za oknem. Zaczął nawet cicho mruczeć.
      Sielanka została gwałtownie i dość brutalnie przerwana przez miotłę, przecinającą powietrze z iście złowrogim świstem, która trafiła go prosto w ogon. Kocur zamiauczał przeraźliwie i natychmiast uciekł przed niemiłosierną gospodynią, trzepiącą go tym narzędziem tortur gdzie popadnie.
      – Zero pożytku z tego kota! Tylko by leżał i żarł… Może trzeba go było nie kastrować, sierściucha zapchlonego…

      #3
      Oczko prawe, oczko lewe… Druty śmigają, pobrzękując metalicznie o siebie nawzajem. Powoli, acz konsekwentnie, wyłania się spod nich kanarkowożółta czapka z białym pomponem. W chacie pachnie paloną sosną i jaśminem. I wężem.
      Pieniążek tak zapamiętuje się w robótce, że przestaje zwracać uwagę nawet na swojego pupila, zwiniętego w cieniu bujanego fotela, z łbem nieopodal jej stóp. Pyton syczy co chwilę z niezadowoleniem, bo przy każdym poruszeniu dają o sobie znać ugryzienia, pokrywające jego lśniące i gładkie dotąd ciało.
      Pieniążek, po jednym z głośniejszych syknięć, spogląda wreszcie w dół. Wąż owinął się wokół jej kostki i teraz patrzy paciorkowatymi oczami na robótkę, którą odłożyła na kolana. Z cichym westchnięciem kobieta przesuwa wzrokiem po poranionym cielsku gada.
      – Oj, trzeba będzie zrobić porządek z tymi myszami, Duduś… Robią się coraz bardziej bezczelne, prawda, malutki…?

  7. Zgadzam się w stu procentach ze wszystkim, co zostało tu napisane, a szczególnie z „Lepiej przedstawić tok myślowy bohatera, niż po prostu nazwać jego stan emocjonalny. Lepiej pokazać czyny postaci, niż podsumować ich końcowy efekt”. Nie wiem, czy ludzie zdają sobie sprawę, jak powszechne jest łamanie tych zaleceń przez amatorów. Nieraz niemal płaczę nad miernością stylu, bo autor zapomina, że jest coś więcej niż wzrok, ględzi przez całe akapity o niczym niepodpartych uczuciach (szczególna maniera kobiet-autorek), czy sadzi potwornymi ogólnikami. Przy tym brak metafor i porównań to pestka.

    Pozdrawiam.

  8. Opis jak nie przedstawiać wyglądu bohatera („Marian to młody mężczyzna, chudy i wysoki(…) „) powiny przeczytać wszytskie młodziutkie autorki merysujkowych opków 😀
    Z reguły zaczynają się bardzo dokładnym opisem postaci z uwzględnieniem wzorków na T-shircie i koronki na majtkach. 🙂

  9. Dobry tekst i ciekawe ćwiczenia 🙂

    Wyczerpany Teodor Beczułka stał tuż przy ognisku i trzymał w rękach ciężki, mosiężny kufel, wypełniony korzennym piwem, ogrzewając je w przyjemnym cieple płomieni. Otaczające jego obozowisko modrzewie uginały się pod czapami świeżego śniegu, a pomiędzy nimi hulał porywisty wiatr – przyszła zima.
    – Kurwa mać – mruknął.
    Beznadziejność sytuacji nagle go przytłoczyła swoim ciężarem i usiadł przy ogniu, nie mając już sił walczyć ze zmęczeniem.

    Płowy, wychudzony kocur wylegiwał się na parapecie wielkiego okna w salonie, za poduszkę mając złożoną ścierkę, i wpatrywał się leniwie w ruchliwą, miejską ulicę. Stara właścicielka domu, która przechodziła przez pokój, szurając swoimi chodakami po dywanie, zauważyła czworonoga i poczłapała w jego kierunku.
    – Schodź mi stąd zaraz, wywłoko! Wszyscy pracują, ty też byś myszy połapał! Dla leserów tu nie ma miejsca!
    Chcąc zgonić kota, machnęła ręką na tyle, na ile pozwalały jej zmęczone długim życiem stawy, lecz trafiła w pustkę – zwierzę uciekło z podkulonym ogonem na sam dźwięk jej głosu.

    Pieniążek dziergała niespiesznie na drutach, cierpliwie przekładając brązową włóczkę. Zimowy sweter zapowiadał się na ciepły i gładki w dotyku w dotyku, zgodnie z zamiarem starowinki. Kobieta nuciła sobie cicho i uśmiechała się do siebie.
    U jej stóp leżał wielki zielony pyton, zwinięty w kłębek i drżący, zupełnie jakby był strachliwym małym zwierzątkiem, a nie wielkim i groźnym drapieżnikiem. Jego nadzwyczajny stan mogły tłumaczyć pokrywające większość skóry drobne, lecz poszarpane ranki od zębów. Zdawać by się mogło, że myszy pogryzły wraz z jego ciałem jego dumę i poczucie siły, pozostawiając bezbronny zezwłok.

  10. 1) Teodor wziął głęboki wdech, jego samowar najwyraźniej się nagrzał. Zdjął go znad trzaskającego iskrami ogniska i zaciągając się aromatem porównywalnym jedynie z zapachem świeżo ściętego żyta.
    – Dobrze, – powiedział, a Iwan nadstawił uszy spod ruskiej czapki z czerwoną gwiazdą – przynajmniej pogrzeje mnie w zdrętwiałe łapska. Zima w tym roku jest surowsza niż poprzednia.
    – Usiądź i napij się Teodorze, należy się nam po ciężkiej pracy w lesie.
    2)Filemon rozłożył się jak długi na parapecie, chłonąc ciepło grzejnika całym futrem. Oczami leniwie przewracał za ptaszkami ganiającymi w śniegu za okruchami chleba. On się tym nie przejmował, o nie – było mu ciepło, a brzuszek miał wypełniony zawartością miski whiskasa. Zaczynał drzemać. Nie spodobało się to babci. Trzepnęła go ręką, aż z hukiem spadł na podłogę.
    – I co się będziesz lenił! W piwnicy myszy grasują, ostatnie ziemniaki obgryzają! Leź tam i zrób porządek!
    Filemon niechętnie poczłapał w kierunku wskazanych przez nią drzwi.
    3)(Z początku nie mogłem zakapować)
    – To będzie piękny sweterek – powiedziała Pieniążek, po czym wróciła do robienia na drutach, pogwizdując w rytm piosenki w radiu. – Jak ci się podoba Sesenthesis? Będzie idealnie do ciebie pasował, bo widzisz, wy, węże, jesteście takie zimne.
    Spojrzała pod nogi, gdzie jej pyton leżał niemal zdechły. Nie ruszał się. Pieniążek skakała wzrokiem między nim a niedokończonym sweterkiem. Nagle usłyszała pisk myszy. Tupnęła nogą, o mało nie robiąc w podłodze dziury swym futrzanym paputkiem. Gryzonie rozbiegły się na wszystkie strony, żwawo wskakując do norki w narożniku koło kuchni.
    – Przeklęte bestie! Nic tylko cię gryzą i gryzą. Spokojnie, mamusia uszyje sweterek i wtedy wszystko się zmieni.

  11. Teodor Beczułka grzał piwo w kuflu nad ogniskiem. Pustymi oczyma zapatrzył się w przeszłość. Przypomniała mu się ostatnia zima spędzona z rodziną. Sam sobie nie wybrał takiego życia. To ten przeklęty alkohol go zniszczył. Usiadł. Nogi mu drżały. Jak mógł tak zmarnować swoje życie? Nigdy wcześnie nie odczuwał takiej samotności. Był na dnie.

  12. 2
    -Co za jebany cap. Cały czas pije i żre. Żadnego z niego pożytku.
    Przechodząc obok okna zobaczyła kota, który niczym tygrys czyhający na ofiarę przypatrywał się wróblom, które niczym najlepsi piloci wykonywały zgrabne piruety w powietrzu.
    – Nie będziesz się lenił jak mój Zenek złaź i nałap myszy, bo cię już nigdy do domu nie wpuszczę! – Wrzasnęła stara babowinka wyładowując swoją złość na bogu ducha winnym kocie. Od rana wszystko ją irytowało. Przez ten felerny telefon. Zenek znów uchlał się w pracy.

  13. 1. Na ognisku wesoło buzował ogień. Na prowizorycznej kratce, nad płomieniem, stał kufel złocistego piwa. Teodor Beczułka takie lubił najbardziej, ciepłe z cynamonem i sokiem z cytryny. Oblizał się patrząc na przysmak. Ślina zostawiła na spierzchniętych ustach, nieprzyjemną, pieczącą powłokę. Zawsze w zimie, usta Teodora wyglądały niczym powierzchnia pustyni, suche i spękane. Na ironię było strasznie zimno, więc myśl o pustyni tylko go poirytowała. Zatarł ręce, rozglądając się wokół. Wszyscy uczestnicy ogniska już z kimś rozmawiali. Baśka, ta ładna bunetka, dyskutowała z okularnikiem. Kryśka i Magda o czymś plotkowały. Pozostali szeptali o czymś konspiracyjnie z dala od ogniska. Został sam. Usiadł więc jak najbliżej ognia, zdejmując rękawiczki i kierując dłonie w stronę żaru. Gwiazdy świeciły pęknie, zamknął oczy rozmyslając o swoim beznadziejnym życiu. Po chwili, przypomniał sobie jednak o piwie i wszystkie myśli odpłynęły, w ciepłej strudze alkoholu.

    2.Kot uwielbiał ten parapet. Gdy tylko mógł, przesiadywał na nim mrucząc cicho i obserwując okolicę. W pobliskiej piekarni znowu zapachniało chlebem. Sąsiadka smażyła poranne jajka z bekonem, a słońce właśnie wychylało się zza wysokich budynków. Ludzie powoli budzili się ze snu i coraz to nowe twarze, pojawiały się na brukowanych ulicach. Kot obserwował ich przymrużonymi oczami. Z pomalowanej na niebiesko kamienicy, wydreptała staruszka. Rozejrzała się dookoła i podreptała ulicą. Zbliżała się do kota niebezpiecznie.
    -Idź ty leniu – machnęła torebką – myszy łowić, a nie na słoneczku siedzieć.
    Zeskoczył na bruk, jeżąc się i machając ogonem. Prychnął w stronę staruszki i podnosząc wysoko ogon, poszedł w kierunku otwierających się drzwi sąsiedniej kamienicy. Wychodząca dziewczynka przytrzymała mu drzwi. Mrucząc otarł się o jej nogę. Dzień zapowiadał się pięknie.

    3. Stara czarownica lubiła czasem usiąść i dziergać. Kołysała się w bujanym fotelu, a druty śmigały tworząc okrągły złoty pieniążek. Skończyła pierwszą monetę, obejrzała ją, przesuwając między pomarszczonymi palcami. Z zadowoleniem pokiwała głową i dmuchnęła. Pieniążek z włóczki oblekł się złotem.
    -Kupimy sobie za niego coś dobrego – wymruczała do leżącego na podłodze ślepego węża.
    Ukryty w cieniu fotela gad, był prawdopodobnie tak samo wiekowy jak czarownica. Juz nie pamiętała gdzie go znalazła, ale była wtedy młoda i piękna. Teraz zwierzę, przyciśnięte ciężarem wieku, praktycznie nie poruszało się. Myszy dotąd będące jego obiadem, harcowały w kątach chaty w najlepsze. Niektóre, odważniejsze podgryzały nawet węża gdy spał. Biedak nie miał nawet siły by się bronić.
    -Powinnam była kupić kota – mruknęła czarownica, powracając do dziergania pieniążków.

  14. W pomieszczeniu dał się wyczuć zapach cynamonu , goździków i podgrzewanego alkoholu.
    „Co za kurewska pora roku”-pomyślał Teodor Beczułka ogrzewając czerwone od zimna palce o cynowy rondelek. „Nic nie idzie, i jaki do kija banana jest pożytek, z pory roku kiedy, nic nie możesz ino się urżnąć” Zrezygnowany opadł na prowizorycznie zbity z kilku desek zajdel.

    Czarny najbardziej lubił właśnie to. Leżenie na wygrzanym parapecie i przyglądanie się z wyższością tym Dwonogom, które tam w dole coś nieustannie sobie przedsiębrały. Najczęściej wszystkie te ich wysiłki i starania szły akurat na marne, ale oni chyba nie chcieli przyjmować tego do wiadomości. Musieli być w ciągłym ruchu, nie ważne, czy był produktywny czy nie.
    Z tej kontemplacji został Czarny wyrwany jednym bolesnym uderzeniem miłotły starej Grzesiukowej.
    „A pódzieszty nierobie nieużyty, sierściuchu wstrętny” – zaklęła na niego.
    Stara kobieta kryła w sobie niezliczone wprost pokłady agresji, jak na tak niepozorną osobę. W takim razie należało czym prędzej poszukać innego legowiska.

    Cecylia Pieniążek była osobą cierpliwą. I niewątlpiwie znajdowała w czynnościach powtarzalnych jakieś takie nieopisane ukojenie. Krok po kroku, systematycznie, za pomocą witych włóczką supełków i pentelek układała wzór, który ułożył się kiedyś w jej zakamarkach pamięci. Z boku można było ją wziąć za gigantyczną pajęczycę. Duża, w czarnym swetrze i czarnej wełnianej spódnicy, mozolnie tkająca swoją sieć. SSyk wiernie towarzyszył swojej pani. Tak nieustannie od setek lat, od Młodych Lat, kiedy wspólnie ustalali zasady w Królewstwie. Nienawistnym spojrzeniem obdarzył dziurę wygryzioną w kącie. Na cóż mu teraz przyszło na stare lata. Że te przebrzydłe gryzonie tak się tu mogą rządzić. A jeszcze niedawno z tak wielką rozkoszą pogruchotałby im kostki. Tak radośnie chrupały by w jego przełyku. A teraz…..Teraz on stał się ich łupem.

  15. Jedynym źródłem ciepła w tą zimną, ciemną noc było ognisko. Płomienie skakały radośnie, całkowicie nie pasując do zaistniałej sytuacji. Teodor Beczułka upił łyk piwa. Było okropnie zimne. Nie zważając na gryzący w oczy dym podszedł do ogniska. Poczuł miłe ciepło, które rozchodziło się po całym jego ciele. Po chwili kufel był gorący. Mężczyzna wypił piwo jednym haustem. Nadeszła zima. Teraz będzie coraz ciężej. Przechadzał się w tą i z powrotem. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Przypomniał sobie o stojącym niedaleko stołku. Przysunął go bliżej ogniska i usiadł.

  16. Czarny włochaty kot siedział na parapecie. Fascynujące było jak ktoś może zastygnąć w jednej pozycji na tak długi czas. Zwierzę patrzyło w jakiś odległy punkt, przez co jego oczy wyglądały na jeszcze większe i bardziej zielone. Ciekawe o czym myślał. Może o sensie istnienia, o wielkich filozofach i uczonych, a może po prostu zastanawiał się co dostanie na obiad. Do pokoju weszła starowinka. Widać było, że lata jej nie oszczędzały . Szczególnie odbiły się na jej charakterze. Babcia była bowiem okropnie zrzędliwa. Przeszkadzali jej wszyscy i wszystko. Przeszła koło parapetu. Machnięciem ręki przepędziła kota.
    -Co się będziesz lenić?- zapytała retorycznie
    Zwierzę prychnęło i niezadowolone zeskoczyło na podłogę. Więc jednak będzie musiał sam sobie złapać obiad.

  17. Bardzo mi się podoba ten tekst, szczerze mówiąc do tej pory nie rozumiałam o co chodzi w tym całym ,,show, don’t tell”. Wieczorem zabieram się do ćwiczeń, dziękuję za wskazówki i pozdrawiam 🙂

  18. 1. Teodor Beczułka bardzo lubił piwo i jako, że właśnie skończył pracę to każdego innego dnia już by je sączył. Ale nie dziś. Pierwszy raz w tym roku zaczął padać śnieg, a on był przeziębiony, więc uznał, że tym razem zrobi sobie grzane. Czekając niecierpliwie, aż zagrzeje się w kuflu nad ogniskiem, przysiadł na stołku i cieszył się rozchodzącym wokół zapachem.

    2. Kot jak co dzień wysiadywał na parapecie siedział na parapecie leniwie obserwując podwórko. I pewnie spędziłby tak resztę popołudnia, gdyby nie przechodząca obok starowinka, która zrzuciła go na ziemię. Po pierwsze dlatego, że była złośliwą jędzą, a po drugie ze względu na myszy harcujące w stodole. Mimo iż nie miał ochoty nic robić, kot skierował się w stronę zabudowań gospodarczych, nie chciał tak jak poprzednio oberwać miotłą.

    3. Pieniążek robiła na drutach już od dobrych dwudziestu minut. Z zadowoleniem stwierdziła, że efekty jej pracy są całkiem imponujące, chociaż trochę zaczynały ją boleć ręce. Zasmuciła się z tego powodu, bo wiedziała, że długo nie popracuje. To z kolei zaniepokoiło skrytego w jej cieniu węża – bardzo lubił leżeć w jej pobliżu, bo przynajmniej nie zbliżały się do niego wtedy myszy. Choć od ostatniego pogryzienia przez nie minęło kilka dni, to rany na ogonie nadal się nie zagoiły.

  19. Teodor Beczułka wzdrygnął się z zimna. Gęsią skórka pokryła grube ramiona, więc mężczyzna przesunął się do ognia. Wlał piwo do kufla i zamyślony zawiesił na ognisku by rozgrzewać się gorzkim napojem. Nie mając nic do roboty usiadł wpatrując się płomienia. Za oknem hulała wichura.

    Wiosenne, jeszcze nieśmiałe słońce ogrzewało rudego kota leżącego na parapecie. Zwierzę spojrzało leniwie na przechodzącą staruszkę i już miał zapść w dalszą drzemkę, gdy poczuł bolesne uderzenie w kark.
    – Zjeżdżaj stąd, ty sierściuchu! – krzyknęła kobieta i kot głośno miaucząc zeskoczył na ziemię.

    Co do trzeciego… Lekko nie skapowałam o co kaman. Jaka Pieniążek? Skąd tam wąż i dlaczego myszy pogryzły ich naturalnego wroga? Czy wąż to określenie kł3bak wełny. Bez obrazy, ale potrzebowała bym wyjaśnienia co do tej kwestii.

  20. 1. Teodor Beczułka grzał piwo w kuflu nad ogniskiem. Przyszła zima. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc usiadł.
    Obróbka
    Teodor Beczułka grzał piwo w kuflu nad ogniskiem. Właściwie, nie tyle piwo co najnędzniejszego sikacza, typowy trunek tutejszych. Ognisko również nie nastrajało optymistycznie – kilka patyków na krzyż, w dodatku dogasających. Świat był już wystarczająca podły, a w dodatku przyszła zima. Teodor nie wiedział co ze sobą zrobić. Osiem miesięcy temu stracił pracę, rozwój technologii zlikwidował zawód biologa molekularnego. Najpierw zniknęła praca, potem dziewczyna a na końcu mieszkanie. I co on teraz robi ? Zima w jego kraju jest straszna ,a on nie ma pieniędzy. Myślał, myślał, aż w końcu usiadł. Jeśli ma już umrzeć , niech przynajmniej będzie to śmierć wygodna.

    2. Kot siedział na parapecie i patrzył na świat. Obok przeszła starowinka i zgoniła go na ziemię. Co się będzie lenił?
    Obróbka:
    Spasiony kot Mruczek siedział na parapecie. Od zmiany właścicieli powodziło mu się nie najgorzej. Koniec z nudnym łapaniem myszy, zabawieniem młodszego dziecka właścicieli i psotami starszego. Nikt nie próbował go topić, a karmę dostawał zawsze. Zadowolony patrzył na świat. Jakim pięknym miejscem jest miasto !
    Z rozmyślań wyrwała go bezczelnie starowinka, która zgoniła go na ziemię, mokrą , brudną szmatką. Nie miała w tym żadnego interesu : parapet był czysty, nie było to jej mieszkanie ,ani tym bardziej jej kot. Typowe, bezmyślne starcze: Co się będzie lenił? . Mruczek wściekły wylądował na ziemi i fuknął. ,, Zapamiętam to sobie, suko ‘’ – pomyślał.

    3. Pieniążek robiła na drutach. Wielki wąż skryty w cieniu u jej stóp nie miał łatwego życia, bo pogryzły go myszy.
    Obróbka
    Ktokolwiek by zobaczył Pieniążek , niesławną szefową gildii złodziei robiącą na drutach, nie potrafiłby wyjść ze zdziwienia. Morderczyni, kobieta ze stali , haracz płaciła jej połowa miasta . Ale ona kochała to zajęcie. Pomagało jej się odstresować. Przypominało jej o mężu, którego poznała właśnie noszącego zrobiony na drutach sweter. A włóczkę dodatkowo można było rzucić oswojonemu wężowi, Adrianowi. Ten ostatnio biedny schudł. Jadu miał coraz mniej , ba ostatnio pogryzły go myszy ! Tego samego Adriana , który posłał do grobu siedmiu komorników, ośmiu skrytobójców i trzech króli . Tego samego, który był maskotką gildii . Musi się pewnie czuć straszliwie upokorzony- pomyślała Pieniążek – przypomina kogoś , kto wszedł na wysoką górę, po czym doświadczył upadku. Mam nadzieję ,że z moją organizacją tak nie będzie

  21. Suche kawałki drewna trzaskały pod ogniem, który wyrywał się do góry, jakby róbował dosięgnąć kufla trzymanego przez Teodora Beczułkę. Normalnie nigdy nie przyszłoby mu do głowy, żeby podgrzewać piwo nad ogniskiem. Przypomniał sobie smak schłodzonego napoju bogów orzeźwiającego w upalny dzień, po ciężkiej pracy. Prawie poczuł na policzkach muśnięcie lekkiej bryzy znad wody, jednak szczypiący mróz przywrócił go do obecnego momentu. Gdzie tam bryza, Teodor rozejrzał się wokół siebie, przestąpił z nogi na nogę, jak tancerz, który zaraz zacznie występ, po czym ciężko opadł na stojący za nim pień. Pociągnął wielki łyk z ogrzanego lekko kufla I oczy jego spoczęły nieruchomo na płomieniach. Znowu patrzył na pomarańczowe odbicie zachodzącego słońca, w szybkim nurcie rzeki nad którą wycinał las latem. Byle do wiosny.

  22. – Cholerna zima…
    Mróz nie przestawał dawać się we znaki. Do tej pory Teodor miał wątpliwości, czy aby w rozpaleniu ogniska nie brały udziału siły nadprzyrodzone. Może już tylko one mu zostały.
    – Języki ognia w prezencie od duszków. Teodorze Beczułko, martwię się o ciebie. Zaczynasz wariować. Napij się.
    Przelał piwo do kufla i przesunął w stronę płomieni. Nigdy wcześniej nie zwracał na nie uwagi. W szalonym tańcu wyglądały jak żywe. Ścigały się, zaplatały warkocze, przesuwały się pod wpływem wiatru, ale nie gasły. Były gorące. Żywe. Silne. Wiatr zaciął tak mocno, że po plecach przeszły mu deszcze. Przyciągnął pieniek bliżej ogniska i klapnął na niego mocniej, niż zamierzał.
    – Wydawało mi się, że jesteś wyższy. Cóż. Upadki zazwyczaj są bolesne.

  23. Cześć, czołem
    jako że z Ziem Odzyskanych przybywam wiec witam się po lwowsku.
    Uwielbiam poczucie humoru (pana) Tomasza. Po raz pierwszy czytając porady pisarskie śmieję się do rozpuku.
    Gratuluję i życzę wytrwałości a z porad skorzystam. Może nawet piwo postawię.

  24. 1) Wkrótce nadejść miała sroga zima, a jednym z jej zwiastunów było piwo przybitego na duchu Teodora Beczułki, którego chłód zdołał przeniknąć przez wyszczerbione z wieloletnosci ściany jego ulubionego, a zarazem jedynego kufla. Tym samym doprowadzając jego spracowane dłonie, które bezskutecznie starał się ogrzać w wysluzonych już rękawiczkach z odkrytymi palcami do zsinienia. Uniósł więc niezgrabnie kufel nad z lekka przygaszajace ognisko, którego ciepło odczuł jedynie jako subtelny powiew – doznanie to było jednak dla niego jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, których doświadczal przez ostatnie kilka dni. Pomyslawszy, że to dopiero początek jego zmagań z nieuniknionym mrozem – zasiadł przy palenisku, zadumany, wpatrując się w oswietlajacy jego skostniale lica Księżyc, jakgdyby starał się dojrzeć w nim sensu tej jakże nie przychylnej dla niego pory…

  25. 1. Teodor Beczułka grzał piwo w kuflu nad ogniskiem. Przyszła zima. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc usiadł.

    Teodor Beczułka po całodziennym marszu zmęczony zwalił się na kłodę leżącą obok ogniska i spojrzał zamyślony na swój kufel, w którym grzało się piwo w ognisku. Pachniało coraz lepiej i mocniej, aż mu ślinka pociekła, jednak jeszcze chwilka. Piwo musi nabrać aromatu przypraw, które dodał. Nabił fajkę i spokojnie obserwując unoszący się w zimne, nocne niebo dym, zaczął się zastanawiać, co teraz powinien począć.

    2. Kot siedział na parapecie i patrzył na świat. Obok przeszła starowinka i zgoniła go na ziemię. Co się będzie lenił?

    Grzało piękne wiosenne słońce, na parapecie wygrzewał kości stary zmęczony kot. Patrzył przez okno na kwitnące drzewa i kwiaty. „Muszą pięknie pachnieć” – pomyślał. Jednak był zbyt leniwy i zbyt zmęczony żeby iść i sprawdzić. Lata jego młodości już przeszły. Już coraz ciężej mu przychodziło polowanie na myszy. Dzisiaj zasłużył na odrobinę odpoczynku, w końcu złapał aż cztery szkodniki dobierające się do spiżąrni. Leżał, więc obserwując ten piękny, sielankowy krajobraz. Niestety nie trwało to długo, jego właścicielka, stara zgorzkniała baba, akurat przechodziła obok. Brutalnie i boleśnie zwaliła go na podłogę krzycząc gniewnie, że kot śpi a myszy do sera się dobierają. Kot tylko gniewnie zamiauczał i uciekł do innego pokoju, może tam znajdzie jakiś kątek, gdzie dadzą mu spokojnie odpocząć.

    3. Pieniążek robiła na drutach. Wielki wąż skryty w cieniu u jej stóp nie miał łatwego życia, bo pogryzły go myszy.

    Pieniążek miała dziś wolne, nie musiała iść do pracy, więc plany na cały dzień nasuwały się same. Rozpaliła ogień w kominku, ze stolika wzięła włóczkę i druty i usiadła w swoim ulubionym fotelu wyciągając nogi do ognia. Poczuła przyjemne ciepło.
    -Cholera jasna, dlaczego zaoszczędziłam robiąc remont? Czemu nie wzięłam ogrzewania podłogowego? – powiedziała do węża leżącego pod jej nogami.
    Biedulek, chował się teraz od gorąca kominka, całe ciało go boli, pogryzły go myszy. Widać było cierpienie w jego oczach. Niestety nic nie mogła z tym zrobić, współczuła mu z całego serca.

  26. 1. Teodor Beczułka grzał piwo w kuflu nad ogniskiem. Przyszła zima. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, więc usiadł.
    Na dworze robiło się coraz zimniej i w powietrzu czuć było zapach pierwszego śniegu. W puszczy, gdzie obozował Teodor Beczułka, poszycie wciąż było suche, gdyż gęste gałęzie skutecznie blokowały pierwsze, delikatne płatki. Mężczyzna przykucnął nad niewielkim ogniskiem i przez chwilę wpatrywał się w podgrzewane w blaszanym kubku złociste piwo. Wokół panowała martwa cisza i Teodor nie wiedząc co mógłby jeszcze zrobić poza czekaniem aż piwo się podgrzeje, usiadł ciężko na rozłożonej przy ognisku ciepłej derce. Patrząc na trzaskające płomienie, wrócił myślami do niedawnych wydarzeń, choć dobrze wiedział, że nie powinien.
    2. Kot siedział na parapecie i patrzył na świat. Obok przeszła starowinka i zgoniła go na ziemię. Co się będzie lenił?
    Bonifacy miał już swoje lata i na jego niegdyś smoliście czarnym futrze widać było coraz więcej siwej sierści. Kot usiadł na swoim ulubionym miejscu – drewnianym parapecie przy wschodni-południowym oknie – pomiędzy dwiema doniczkami. Rozkoszował się ostatnimi ciepłymi promieniami tego lata, które przyjemnie grzały jego dziesięcioletnie ciało. Kiedy tak obserwował wróbelka skaczącego po gałęzi pobliskiego drzewa, do pomieszczenia weszła starsza pani z siwym krokiem upiętym na czubku głowy i mamrocząc cicho jaki z tego Bonifacego jest leń i darmozjad, zgoniła go ścierką z parapetu.
    3. Pieniążek robiła na drutach. Wielki wąż skryty w cieniu u jej stóp nie miał łatwego życia, bo pogryzły go myszy.
    Kobieta, okryta kraciastym pledem, siedziała w wiklinowym, bujanym fotelu, który trzeszczał cicho przy każdym jej ruchu. W kominku przy którym spoczęła, wesoło trzaskał ogień delikatnie oświetlając jej szczupłe ciało. Na podołku spoczywał kłębek czarnej wełny, który w sprawnych dłoniach kobiety szybko zamieniał się w zimowy sweter. Przy jej nogach, na drewnianej podłodze, na której pełgały tajemnicze cienie, leżał ogromny czarny wąż. Każdy kto zobaczyłby to potężne, obłe cielsko, zacząłby gorączkowo odmawiać zdrowaśki w nadziei, że jednak nie był takim złym człowiekiem i cudem trafi do nieba. Nikt jednak nie wiedział, ba nawet nie podejrzewał, że gad może być zupełnie niezainteresowany polowaniem. Nawet nie to, że nie interesowali go ludzie, nie interesowało go polowanie na jakiekolwiek stworzenie, do tego stopnia, że pozwalał małym, szarym myszom po sobie biegać. Niestety jego pokojowe nastawienie do wszelkich żywych istot zaowocowało pogryzieniem przez wszędobylskie gryzonie. Gdyby tylko Leon – bo tak się wąż nazywał – był wstanie, to westchnął by smutno, rozmyślając nad swoim ciężkim – z powodu pogryzienia oczywiście – życiem.

  27. Trochę długie, ale krócej nie potrafię :3. Jakby jakaś dobra duszyczka oceniła i dała kilka wskazówek byłbym bardzo wdzięczy ?

    #1
    Wyczerpany i posiniaczony na twarzy Teodor Beczułka właśnie ogrzewał swoje korzenne piwo w ciężkim miedzianym kuflu, tuż nad roznoszącym się żarem z pobliskiego ogniska w tymczasowym obozie Krasnoludów. Ciężkie walki w Doeringami ustały, jednakże prawdziwa wojna w zjednoczonym królestwie, miała się dopiero zacząć. Zanim jeszcze trunek zaczął bulgotać domagając się natychmiastowej zmiany stanowiska, Teodor zdecydowanym ruchem chwycił za miedziane ucho kubka. Podnosząc go, jedynym co poczuł, było śmieszne i ciepłe mrowienie o którym to zaraz miał zapomnieć. Obejrzał się jeszcze raz za siebie, na pozostawione pole bitewne, na które raz po raz spadały kolejne płatki śniegu, grzebiąc wojowników z obydwu uprzedzonych do siebie krain.
    – Przyszła zima. ta będzie sroga… – Westchnął wyczerpany Teodor, popijając ciepłym piwem.
    Zerwał się zimny wschodni wiatr, przeczesując pobliskie suche dęby i grając smutną melodię gorzkiego zwycięstwa na pozostawionym orężu martwych golemów i wojownikach Bratu.
    Którzy pomimo swojej śmierci, nadal silnie trzymali broń w swoich zaciśniętych pięściach.
    Beczułka raz jeszcze głęboko golnął z swojego ulubionego kufla, próbując tym samym zatopić wyrzuty sumienia z powodu Ivana. Któremu zawdzięczał że raz jeszcze może wypić swój ulubiony trunek. Poczuł przypływ ogromnego smutku z którym nie mógł sam się uporać, napój pozwalał zapomnieć, chociażby na krótką chwilę, o wydarzeniach które miały miejsce o poranku, tuż przy przełęczy Goar.
    – Nikt nie spodziewał, nie tutaj… Cholera jasna ! – Teodor powolnie tłumaczył sobie w głowie jak doszło do śmierci Ivana.
    Nie wiedział już co ma robić, usiadł więc przy żarzącym się ognisku trzymając w lewej dłoni, prawie już pusty kufel piwa i zaczął wspominać czasy, kiedy razem z Ivanem, byli jeszcze małymi krasnoludami…

    #2
    – Mrrrau ! – Wymruczał głośno Soil, otwierając paszczę z ostrymi jak brzytwa kłami i rozciągając wielkie futrzaste cielsko, które to zajmowało cały parapet.
    Stary kocur czuł się zmęczony swoim całodniowym nieróbstwem, lub jak twierdził, obserwacją zdarzeń nieuniknionych i wyciąganiem z nich wniosków.
    – Głupi ludzie, – Myślał, patrząc przez okno na stary rynek – I gdzie wam tak śpieszną, mieww. I Po co? Czy nie wolicie sobie poleżeć, tak jak ja?
    Soli zaprzestał gapienia się na mrówko-podobne stworzenia, które ubierały się w śmieszne garnitury, duże czapki i kanciaste spodnie. Co więcej, kocur nie mógł uwierzyć że te stworzenia naprawdę spały tylko w nocy!
    – Wszystko to jakieś dziwne, jakby naciągane. Meaww – Mruknął.
    Z kuchni wychodziła właśnie starowinka, niosąc ze sobą talerzyk z kremówką i dużym kieliszkiem karmelowego likieru, który wydawał jej się o wiele słodszy od kawałka ciasta.
    – Cholerny kot! Znowu nic nie robi, a w chałupie już 2 mysz ! – Wy skrzeczała sama do siebie, mało nie gubiąc przy tym sztucznej szczęki i wylewając miodowo podobnej substancji.
    Podchodząc do stoliku odstawiła kieliszek i ciasto, w tej właśnie kolejności, a następnie szybkim jak na 75 latkę krokiem, podeszła do parapetu przy salonie i pomarszczoną ręką zrzuciła kota, tym samym zganiając go na ziemię.
    – Słuchaj dachowcu ! Zabrałam cię do siebie tylko z 2 powodów. Po pierwsze, bo mam w domu myszy, których nie mogę się sama pozbyć. Te nicponie już się nie nabierają na pułapki. Drugi natomiast, to to że gadasz! A za same kocie gadanie, dużo ode mnie jedzenia nie dostaniesz! – Powiedziała co myślała, a frustracja jej została.
    – Meaww, dobra, dobra. Złapię je przed południem, już wiem gdzie mają kryjówkę, ale najpierw będziesz musiała coś dla mnie zrobić…

    #3
    Za oknem zaczynało spadać coraz więcej płatków śniegu, był to zimny grudniowy poranek, jeden z tych w których przynajmniej raz do roku zjeżdżają się do siebie rodziny i wspólnie spędzają czas.
    W kuchni, tuż przy starym kaflowym piecu, było słychać plujące iskrami drzewo i ciche metaliczne brzdękanie, które to wydawała Enma Pieniążek. Dziergała na drutach czapkę dla swojej wnuczki, której nie widziała od ponad 90 lat. Gdy ta była już w twórczym transie, tuż przy jej stopach zaczął wślizgiwać się wielki żółty wąż, który z oddali wyglądał jak niedokończony po bokach szalik. Usadowiwszy się pod jej nogami, zwinął się w rulon i cicho zasyczał.
    – sssss, gdzie jest Soil, Enmo ? – coś w jego usposobieniu było bardzo delikatne, lub raczej wrażliwe i zaborczo pragnące ciepła.
    Enma spojrzała pod siebie i to co wydawać się mogło wcześniej niedokończonymi miejscami dziergania, teraz wyglądało jak dziury w serze szwajcarskim.
    – Biedny, znów te wredne śmieszki cię pogryzły gdy spałeś. – odpowiedziała zmartwiona. – Sama nie wiem Shen. To już 2 dzień jak poszedł do miasta, może jeszcze wróci. Ahh, Niepotrzebnie mówiłam mu o tym jak żyje się w mieście – lekko wzdychnęła.
    Shen, brazylijski boa dusiciel wcale nie miał łatwego życia. Nie dość że był notorycznie męczony przez gryzonie, to jeszcze jego jedyny przyjaciel Soil, czarno włosy kot wiedźmy zaginął. To właśnie on dbał o niego najbardziej przez kilka ostatnich lat i ochraniał przed gryzącymi go myszami.
    – Soil, gdzie jesteśśś… ? – Zasyczał, tuląc się jeszcze bardziej do siebie.

Skomentuj Scathach Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *